Rozdział 20

211 12 3
                                    

Justyna siedziała na parapecie, obserwując słońce, które powoli chyliło się ku zachodowi. Czuła na swojej twarzy jego promienie, które ogrzewały jej skórę przez szybę. Odchyliła lekko głowę do tyłu, opierając ją o ścianę. Wszystkie myśli kręciły się wokół Mikołaja. Z niespotykaną dotąd u siebie łatwością przypomniała sobie, jak ją obejmował i jak pomyślała, że chce ją pocałować. Nawet nie była na siebie zła za takie głupie i bezpodstawne myślenie. Mikołaj był kretynem – owszem, ale czy ona była lepsza?

Jej rozmyślania przerwały wibracje telefonu w kieszeni spodni. Zaskoczył ją fakt, że wiadomość, którą otrzymała, była od Darka: „Spotkajmy się w takim razie w „Narcyzie", za godzinę."

W jednej chwili, Justyna przestała myśleć o Mikim, którego przysłonił Darek. Poderwała się gwałtownie z parapetu i podskoczyła do szafy. Ku własnemu zaskoczeniu zaobserwowała, że ze wszystkich swoich ubrań wybrała zestaw, który wprost musiał się Darkowi spodobać. Zacisnęła mocno usta przykładając ciuchy do swojego ciała przed lustrem. Popatrzyła na odbicie, przeżywając na nowo te wszystkie piękne chwile spędzone u boku Darka.

Lustro stało się jej prywatnym wehikułem czasu. Widziała w nim siebie i jego, gdy siedzieli na łóżku i zaśmiewali się do łez lub, gdy przytuleni wpatrywali się w przestrzeń. Widziała również jak się kłócili, jak kazała mu się wynosić z pokoju, jak płakała przez niego... Wspomnienia ją bolały i nieważne czy były dobre czy złe. Świadomość, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, rozdrapywała tylko stare rany.

Justyna już nie chciała cierpieć. Miała dość bólu, łez, ale nie potrafiła, tak po prostu, odpuścić sobie Darka i pozwolić mu odejść.

***

Maja siedziała po turecku na łóżku, rozwiązując zadanie z chemii. Mimo samego faktu, że chemiczka zadała im naprawdę dużo do domu, Maja z uśmiechem na twarzy pisała kolejne reakcje, liczyła pH różnych roztworów, a w międzyczasie bawiła się kolorowymi pisakami, podkreślając numery zrobionych zadań. Akurat, gdy szukała masy atomowej chloru, usłyszała dzwonek do drzwi. Odłożyła tablicę Mendelejewa na bok i zsunęła się z łóżka. W przedpokoju zapaliła światło i szybko przejrzała się w lustrze, poprawiając włosy. Uśmiechnęła się do odbicia i z tym uśmiechem otworzyła drzwi. Tak, jak się spodziewała, na progu stał Karol.

– Jesteś bardzo punktualny – powitała go Maja.

Brunet trochę się speszył. Nie chciał, aby Maja zaczęła coś podejrzewać. Postanowił obrócić wszystko w żart.

– My, kujoni, już tak mamy.

Dziewczyna jednak się nie roześmiała, spojrzała na niego z przyganą, po czym złapała za kurtkę i wciągnęła do mieszkania.

– Nie jesteś kujonem, tylko prawdziwym geniuszem! – Wolną ręką zamknęła drzwi, wciąż nie spuszczając wzroku z twarzy Karola. – Słyszysz? – spytała, szarpiąc delikatnie kurtkę chłopaka w swoją stronę.

– Słyszę, słyszę – odpowiedział lekko zmieszany zachowaniem koleżanki. – Co dzisiaj przerabiamy? – spytał, celowo zmieniając temat.

– Najpierw ściągniesz kurtkę, a ja zrobię ci ciepłej herbaty, a potem zabierzemy się za tąęprzebrzydłą, ohydną matmę.

Blondynka opuściła przedpokój, wchodząc do kuchni. Dyskretnie obejrzała się za siebie, przyglądając się Karolowi. Na jej twarzy samoistnie pojawił się delikatny uśmiech. Odwróciła szybko głowę, gdy chłopak również na nią spojrzał.

Parząc herbatę zastanawiała się, dlaczego nigdy nie zwróciła uwagi na Karola. Nie mogła wprost uwierzyć, że poświęciła swój cenny czas jego nic niewartemu przyjacielowi. Mikołaj nie miał osobowości, a raczej miał ją, ale nie tak barwną jak Karol. Mimo przyjaźni, która ich połączyła, nie byli w ogóle do siebie podobni. Maja zarumieniła się delikatnie, przypominając sobie, że przecież oboje są przystojni. Zganiła się w myślach za ten objaw płytkości. Przecież zawsze dla niej liczył się tylko charakter!

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz