Rozdział 49

46 2 0
                                    

Maja siedziała w pidżamie na łóżku, trzymając w ręce opakowania z farbą do włosów. Wreszcie nadeszła sobota, która bardziej ją przerażała niż uspokajała. Dziewczyna liczyła, że nowy kolor włosów załatwi sprawę z mamą Karola i z samym Karolem. Ze wszystkich sił starała się dzielnie wierzyć, że wszystko się ułoży i nigdy nie pożałuje tego, co ma zamiar zrobić.

Wmawianie sobie, że robi cokolwiek dla siebie już nie miało jakiegokolwiek sensu. Chciała pasować do swojego chłopaka, ale czy oto chodziło w miłości? Czy miłość w ogóle zwraca uwagę na wygląd? Dlaczego sugerowała się opinią jego matki i dlaczego nie potrafiła zrozumieć, że zmiany we własnym wyglądzie nie powinny być sugestią kogoś innego, obcego?

Powoli zwlokła się z łóżka, zostawiając opakowania na kołdrze i podeszła do lustra. Ze łzami w oczach dotknęła swoich włosów, w niektórych miejscach je przygładzając, w innych rozczesując. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze z pewnego rodzaju odrazą. Była zła na siebie, że kiedykolwiek pomyślała, że taka wersja jej samej, będzie kiedykolwiek pasowała do jej prywatnego księcia z bajki. Karol mógł mówić, że ją kocha, że jest piękna, ale to nigdy nie zmieniłoby uczucia, jakie ją nie opuszczało, gdy brakowało go obok.

Szybko podeszła do szafy, otworzyła ją i zaczęła wyrzucać ciuchy na podłogę. Zaczęła je przeglądać w poszukiwaniu odpowiedniego ubrania na następny dzień, na ten przeklęty obiad. Pełno jeansów, bluzek z krótkim rękawem i dziwnymi napisami oraz rysunkami, koszule gładkie i w różne wzory. I tylko te ostatnie w miarę pasowały, ale to wciąż nie było to. Zagubiona, przeczesała palcami włosy, siadając ponownie na łóżku. Zaczęła intensywnie myśleć co powinna zrobić, co ubrać i jak się zachować. Nie miała żadnej sukienki, a ta pasowałaby idealnie. Zacisnęła wargi i sięgnęła po komórkę. Bez wahania wybrała numer Justyny i w napięciu czekała na sygnał.

– Justyna? – zapytała od razu, kiedy przyjaciółka odebrała. – Musisz mi pomóc.

Wiesz, która jest godzina? – zapytała zaspana blondynka. – Jest sobota, chciałam się wyspać, a ty... Boże, co się takiego stało?

– Idę jutro na obiad do Karola. Zaprosiła mnie jego przemiła mama.

Blondynka ziewnęła przeciągle, po czym odchrząknęła.

Obiad? Taki rodzinny? I niby w czym mam ci pomóc? Mam pójść za ciebie?

– Mogłabyś mi pożyczyć sukienkę? Jakąkolwiek?

Sukienkę? – spytała zaskoczona Justyna. – Przecież ty nie chodzisz w sukienkach, więc...?

– Wiem, wiem. – Maja potarła dłonią czoło, wciąż czując się nieswojo. Nawet nie poinformowała swojej przyjaciółki, że ma zamiar zmienić kolor włosów. I nie chciała tego robić telefonicznie ani osobiście. – Jego matka mnie nienawidzi, twierdząc, że nie jestem dla niego odpowiednia. Nie mam innego wyboru i muszę pójść w tej przeklętej sukience.

Przecież zawsze mówiłaś, że ludzie muszą cię akceptować taką, jaką jesteś – powiedziała bardzo spokojnie blondynka. – Nie chcesz mi chyba wmówić, że to pomysł Karola lub...

– Nie, nie – przerwała jej szybko ruda–blondynka. – To mój pomysł. Głupia byłam, łudząc się, że pasuję do niego.

Co ty wygadujesz? To tylko obiad! Nie umawiasz się z rodzicami Karola, tylko z nim samym. Przestań histeryzować i weź się w garść. Możesz ubrać koszulę czy coś i też będziesz dobrze wyglądać.

– Justyna, ty naprawdę niczego nie rozumiesz!

A co tu jest do rozumienia?

– Sama mówiłaś, że nie pasujemy do siebie – powiedziała zryźliwie Maja. – Doskonale to pamiętam, więc mi teraz nie chrzań, że jego rodzice powinni mnie zaakceptować. Obecna wersja mnie... nie pasuje do niego. – Głos jej zaczął drżeć. – Pożyczysz mi tę sukienkę?

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz