Rozdział 38

58 0 0
                                    

Linka leżała już od dobrych dwóch godzin w swoim łóżku, szczelnie przykryta kołdrą. Nie umiała spać, ponieważ jej głowa była zaprzątnięta Feliksem. Jak na złość nie chciał dać jej spokoju i wzbudzał jedynie wyrzuty sumienia, które wręcz niszczyły ją od środka. Niby mogła powołać się na sprawę z Sandrą, ale postanowiła ją zamknąć. Uważała, że ciągłe wypominanie jednej sprawy może jeszcze bardziej popsuć ich relacje, a później – w najgorszym razie, doprowadzić do rozstania. Dziewczyna cały wieczór zastanawiała się czy może Marker już ją skreślił, albo tylko wkurzył się na nią. Pilnowała się na imprezie, więc nie widziała sensu w robieniu z czegokolwiek awantury, ale wiedziała, że w pewien sposób zraniła jego ego.

Znowu.

Tak naprawdę nigdy nie zastanawiała się czy kiedykolwiek zraniła któregokolwiek ze swoich niedoszłych chłopaków. Wystarczyło kilka sekund, aby dotarło do niej, że wszyscy właśnie ją ranili. Była pewna, że to właśnie przez to jest taka okropna dla swojego chłopaka. Ciągłe zamartwianie się, czy nie wymieni ją na lepszą – tak, jak zrobili jego poprzednicy – jedynie ją męczy i psuje ich wspólne relacje. A było przecież już tak cudownie! Uśmiechała się na każde wspomnienie o nim, nie przejmowała się aż tak bardzo rodzinnymi sprawami i zaczęła nawet wierzyć, że wszystko się jakoś ułoży. Wystarczyła jedna dziewczyna, aby piękna bańka mydlana pękła. Linka była wściekła na nią, ale nie mogła nic zrobić. Uważała bowiem, że to z kim się spotyka Marker to tylko i wyłącznie jego sprawa. I owszem, mogła powołać się na oczywisty fakt, że jest jego dziewczyną, ale bała się. Chyba najbardziej tego, że to zrazi go do siebie i wszystko znów runie.

Niespodziewanie zadźwięczała jej komórka. Zaskoczona szatynka wyciągnęła ją spod poduszki i kiedy tylko zobaczyła, że wiadomość, która przyszła jest od Feliksa, prawie przestała oddychać. Serce łomotało jej w piersi ze zdenerwowania. Przeszło jej przez myśl, aby odczytać smsa rano, ale niecierpliwe palce ani śniły czekać.

Tęsknię. Dobranoc, księżniczko. F."

Trzy krótkie słowa wzbudziły w Kalinie coś na kształt niewysłowionego szczęścia. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i przymknęła na chwilę powieki, tuląc komórkę do siebie. Pomyślała, że być może nie ma jej za złe tej imprezy. Postanowiła z nim porozmawiać z samego rana, ale gdy tylko zaczęła o tym myśleć, znalazła kolejny powód do zmartwień. Dlaczego? Bo nie miała zielonego pojęcia, jak powinna się z nim rano przywitać. Nie chciała sprowokować kolejnej kłótni, ale może wkurzony Feliks tylko tęsknił?

Zanim jednak doszła do jakichkolwiek wniosków, zasnęła.

***

Z samego rana Mikołajowi nic się nie chciało. Magia z poprzedniego wieczoru gdzieś zniknęła, pozostawiając go w stanie osłupienia. W nocy śniło mu się, że kocha się z Julką, a w drzwiach stoi zapłakana Justyna. Obudził się z mocno bijącym sercem i przekonaniem, że im bardziej będzie zwlekał z powiedzeniem prawdy, tym gorzej na tym wyjdzie. Blondynka i tak go pewnie znienawidzi – był tego pewien, ale może istniałaby jakaś szansa na powrót?

Wziął komórkę do ręki i z zaskoczeniem zauważył smsa od Justyny.

Dzień dobry, kochanie. J."

Nerwy wepchnęły mu żołądek pod gardło. Wykopał się spod kołdry i poszedł do łazienki. Przemył twarz zimną wodą, mając nadzieję, że obraz nagiej i kuszonej go Julki zniknie. Usilnie próbował zamienić ją na blondynkę, ale jego wyobraźnia była zbyt uparta. Walnął więc otwartą dłonią w kafelki, znajdujące się tuż obok lustra.

– Wczoraj powiedziała ci, że jest twoja, a ty debilu pieprzyłeś się z jej przyjaciółką.

Mówienia do samego siebie nie przyniosło jednak zbawiennego efektu. Mikołaj tylko jeszcze bardziej się wkurzył. Jego zdaniem nic dobrego nie mogło wiecznie trwać, bo zawsze coś musi się rozpierdolić. Taką filozofię życia miał i nie potrafił jej zmienić na inną.

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz