Rozdział 1

298 11 26
                                    

Koniec września nadszedł zbyt szybko. Zanim wszyscy się obejrzeli, już musieli zmienić letnie, cienkie ubrania na cieplejsze bluzy. Dodatkowo rozpoczął się tydzień ulewnych deszczy. Patrząc z góry, wydawało się, że na ulicach przemieszczają się duże, okrągłe kulki. Każda turlała się z własną prędkością. Kolorowe parasolki

Podczas, gdy ludzie pędzili ulicami, próbując się uchronić przed deszczem chowając się pod parasolkami, Kalina stała przed dużym, prostokątnym lustrem, przyglądając się własnemu odbiciu. Kilka razy skrzywiła się lekko, raz nawet w jej zielonych oczach pojawiły się łzy. Spowodował je fakt, że jej życie nigdy nie będzie podobne do bajki, w której pojawia się nagle książę na białym rumaku, trzymając w ręce różę. Wszystko było nie tak. Miała być szczęśliwa u boku chłopaka, który wydawał się być właśnie księciem z bajki – idealnym chłopakiem, pełnym samych zaletach. Zaślepiona jego urodą, poczuciem humoru oraz czarującym uśmiechem, zapomniała o najważniejszym – charakterze. Myślała, że każdy ideał oprócz wyglądu ma też wspaniały charakter, co sprawia, że nie da się nie lubić danego chłopaka. W tym przypadku było inaczej.

Zresztą we wszystkich przypadkach, było zupełnie inaczej.

Kalina rozplotła długi warkocz, pozwalając by delikatnie pofalowane włosy opadły swobodnie na plecy. Następnie związała je w niedbałą kitkę. Naciągnęła koszulkę, aby ta nachodziła na szerokie, bawełniane spodnie. Przymknęła na chwilę powieki, a potem wzięła kilka głębszych wdechów.

– Będzie dobrze – powiedziała do idealnej kopii samej siebie, wysilając się na uśmiech.

Nie zawsze to, co robiła lub mówiła, zgadzało się z jej poglądami. Teraz była przekonana, że wcale nie będzie dobrze. Udało się jej przeżyć jakoś cały weekend. Nie płakała ani razu, co było naprawdę dużym osiągnięciem. Snuła się tylko ze smutnym wyrazem twarzy po kątach i milczała. Kilka razy zadzwoniły do niej przyjaciółki, które w rzeczywistości były dla niej koleżankami, dzięki którym czas jakoś mijał. Nie nudziła się w ich towarzystwie, ponieważ każda zawsze miała coś ciekawego do powiedzenia. Oczywiście wszystko kręciło się wokół chłopaków, ale Kalinie nie robiło to różnicy, aż do teraz.

Dziewczyna podeszła do biurka i wygrzebała spod sterty podręczników i zeszytów, książkę. Kalina rzuciła się na łóżko, obracając się na brzuch. Otworzyła książkę i zaczęła czytać, chociaż słowa zlewały się w niespójną całość. Nie wiedziała co czytała, jej wzrok cały czas był utkwiony na początku pierwszego akapitu tekstu. Wybawieniem okazał się dźwięk rozdzwonionej komórki. Mina jej zrzedła, gdy okazało się, że dzwoni osoba, z która wolałaby jednak nie rozmawiać. Ani dziś, ani jutro, ani pojutrze. Zdobyła się jednak na odwagę i odebrała.

– Cześć Linka! – krzyknęła do telefonu Julia, jej „przyjaciółka". – Nie uwierzysz, kto mnie zaprosił na wieczorny spacer! – piszczała z podniecenia. – Pamiętasz Damiana?

Kalina z wrażenia zapomniała na chwilę oddychać. Jej serce zaczęło bić mocniej i szybciej. W oczach stanęły łzy, które z trudem próbowała zatrzymać.

– Pamiętam – odpowiedziała cicho i jakoś tak, zimno.

– Och, nie lubisz go? Przecież to taki miły chłopak i na dodatek, jaki przystojny!

Musiała się z nią zgodzić. Damian był bardzo przystojny, a ten jego czarujący uśmiech... Kalina zamknęła oczy, próbując wyrzucić z głowy obraz roześmianego Damiana, który trzymał ją za rękę. Tego samego, który na pożegnanie całował ją w policzek.

– Może i miły, ale to twoje zdanie. Życzę miłego wieczoru – wymamrotała, stylizując swój głos. – Mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić.

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz