Rozdział 54

50 1 0
                                    

Kalina siedziała z podkulonymi nogami na podłodze, w jednej dłonie ściskając kartki wyrwane z zeszytu z polskiego, a w drugiej – zapałki. Przed nią stał mały szklany ozdobny pojemnik na świeczki. Był pusty, bo postanowiła w nim spalić wszystkie dowody na nieprzemijającą miłość do Feliksa. Gdyby tak nie łaknęła prawdziwej i szczęśliwej miłości, pewnie byłaby w zupełnie innym miejscu i w zupełnie innym nastroju.

Wzięła głębszy oddech, po czym włożyła powoli kartki do pojemnika. Ręce drżały jej od różnych emocji. Czuła, że robi źle, ale nie widziała innej możliwości uratowania się od niepotrzebnych wyrzutów sumienia. Nawet jeśli Feliks wziął ją za idiotkę, to przecież mogła zrobić ze swojego zadania coś w rodzaju przemyślanego "dzieła" literackiego. Nie musiała od razu panikować, a przede wszystkim uciekać. Zachowała się nierozsądnie, a potem...

Zapałka nie chciała się zapalić. Linka złamała ich kilka, nim w jej oczach zabłysnął ogień. Niepewna, zawahała się. Głośny trzask drzwi wejściowych do mieszkania tak ją wystraszył, że upuściła zapaloną zapałkę wprost do pojemnika – na swoje szczęście. Kartki w ułamku sekundy, zaczęły być pożerane przez ogień.

Nadzieja na miłość gasła w jej smutnych, zielonych oczach, tak jak ogień, który pozostawił z kartek popiół.

***

Następny dzień nie okazał się lepszy dla kogokolwiek.

Mikołaj był podłamany, nie tylko z powodu niezadowolenia trenera, ale również dlatego, że w drodze do szkoły zobaczył Julkę. Jego wnętrzności złączyły się w jedną całość, doprowadzając go stanu skręcania się z bólu.

Feliks jeszcze nigdy nie czuł się tak niepewnie. W głowie wciąż odtwarzał wszystkie słowa, które zapamiętał z zadania Kaliny. Chciał ze wszystkich sił cofnąć czas i sto razy zastanowić się nad decyzją o zerwaniu. Nie wierzył, że z taką łatwością postawił kreskę na dopiero zaczętej znajomości.

Tylko Karol miał dobry humor. Martwił się o klub, o Feliksa, ale miał Maję. Na dodatek nagła zmiana wizerunku dziewczyny pozytywnie odbiła się nie tylko na ich wspólnych relacjach, ale również na kontaktach z jego matką. Od kilku dni nie mogła nachwalić się wyboru swojego syna. Brunet był tym faktem niezwykle uszczęśliwiony, ale wieczorem znalazł broszury zagranicznych uczelni i czar cudownych chwil prysł.

Wszystko było jeszcze przed nimi.

***

Linka szła do szkoły z duszą na ramieniu. Wprost nie mogła uwierzyć we własną głupotę z powodu napisania zadania na taki bezsensowny temat. Miała wyrzuty sumienia, a do tego jeszcze żal do samej siebie. Chciała zapaść się pod ziemię, znikając z oczu wszystkim. Najbardziej było jej wstyd przed Feliksem. Chciał mieć święty spokój i odszedł, a ona, jak ostatnia idiotka, wyciągnęła ich wspólne sprawy z przeszłości.

Czy to było mądre?

Nie.

W sali znalazła Maję, która najprawdopodobniej przepisywała zadanie z jakiegoś przedmiotu. Po cichu wślizgnęła się na miejsce obok niej, na kilka chwil próbując przestać oddychać.

– Przecież wiem, że tu jesteś – powiedziała cicho Maja, nawet nie odrywając wzroku od zeszytów.

– Z czego tym razem odpisujesz zadanie?

– Z biologii. Nie miałam wczoraj siły na te dziwne zwierzęta.

– To nie są...

– Kalina, tęsknisz za nim? – zapytała Maja, nie pozwalając dokończyć zdania przyjaciółce, czym wprowadziła ją w podwójne zakłopotanie. – Odpowiedz, przecież nie będę się wkurzać.

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz