Rozdział 16

120 9 6
                                    

Uczniowie zebrali się w sali gimnastycznej. Siedzieli na szerokich, wysoko umiejscowionych parapetach oraz na ławkach, znajdujących się pod nimi. Kilkoro śmiałków wspięło się, a raczej obległo drabinki. Zawody się jeszcze nie zaczęły, ale kilkoro uczestników ćwiczyło rzuty do kosza. Był wśród nich Mikołaj, który razem z Feliksem często brali udział w takich koszykarskich zawodach. Byli pupilami swojej wfistki, która wręcz zmuszała ich do brania udziału we wszystkich zawodach. Karolowi udało się jakoś z tego wykręcić, ale to była zupełnie inna historia. Szkolny geniusz mógł robić co chciał i tak też robił. Ciągłe męczenie się, przy uczestnictwie w okropnych zawodach nie leżało w jego interesie. A tym bardziej, gdy zbliżał się drugi etap olimpiady historycznej, która z pewnością otworzyłaby dodatkowe kierunki studiów zagranicą.

Justyna weszła na salę i chociaż szła po cichu, skradając się jak kotka, chłopcy i tak ją zauważyli. Mikołaj złapał piłkę i wbił wzrok w dziewczynę. Głuchy na wołania kolegów, odprowadził wzrokiem blondynkę do ławki. Dziewczyna usiadła i bez zbytniego zainteresowania przyglądała się po kolei zawodnikom przeciwnej drużyny. Mikołaj uniósł brew i przywołaj do siebie Feliksa.

– Powiedz mi, czy w naszej szkole istnieje dziewczyna, która kibicowałaby drużynie przeciwnej?

– Nie, a raczej, nic mi o tym nie wiadomo – odpowiedział trochę zaskoczony chłopak. – A co się stało?

– Justyna właśnie łamie niepisaną zasadę.

Feliks odnalazł dziewczynę wzrokiem, po czym spojrzał na drużynę przeciwną, której się tak przyglądała.

– Najwyraźniej czeka na kogoś.

– Czeka? Chcesz mi powiedzieć, że kogoś ma?

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Może ma, może nie. Powinieneś się spytać Mai albo Linki. One z pewnością będą wiedziały. A w ogóle, co cię to tak interesuje? Justyna to twoja kolejna ofiara? – zapytał Marker, z wyczuwalną ironią w głosie.

Blondyn zmroził go wzrokiem.

– Dziewczyny typu Justyna mnie nie obchodzą – powiedział zimno. – Swoją drogą, co się tak mnie czepiasz? To chyba moja sprawa co robię, prawda? Ja nie komentuję twoich wyborów, więc i ty odwal się od moich!

– Też mi wybory – prychnął Feliks, po czym odwrócił się i pobiegł w kierunku kosza, kozłując.

Po chwili dziewczyny zaczęły głośno klaskać i piszczeć, bo trafił. Chłopaka jednak to jakby obeszło. Odnalazł wzrokiem Linkę i uśmiechnął się do niej najlepiej, jak umiał. Odwzajemniła jego uśmiech. Rozglądnął się na boki i szybko pokonał niemałą odległość jaka ich dzieliła. Stanął przed nią, a jego uśmiech się poszerzył, jej zresztą też.

– I jak tam? Wygramy? – zagaił.

Kalina udała, że się zastanawia.

– Może tak, może nie.

– Dziękuję za wiarę.

– Z pewnością wygracie. Prawda dziewczyny? – zapytała swoje przyjaciółki, które siedziały obok. Maja potwierdziła, na chwilę podnosząc głowę z nad zeszytu do historii, zaś Justyna milczała. – Justyna? – Nie podziałało, więc delikatnie szturchnęła blondynkę.

– Co?

– Nieważne. Nad czym tak intensywnie myślałaś? – zapytała szatynka, bacznie przyglądając się przyjaciółce.

– O niczym ważnym – odparła trochę speszona blondynka. – Te zawody mogłyby się w końcu zacząć – zmieniła temat. – Zawsze jest jakieś opóźnienie, a przecież wszyscy są.

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz