Rozdział 7

145 10 16
                                    

Wrócili do domu. Linka przez całą drogę się nie odzywała. Wpatrywała się w mijane krajobrazy, które tylko migały jej przed oczami. Piotruś spał, oparty skronią o jej rękę. Mama podziwiała krajobrazy. A ojciec? Ten tylko zastanawiał się, jakby tu jeszcze bardziej zniszczyć życie jedynej córce.

Kalina miała wielką ochotę przeczytać smsa, który do niej przyszedł trzy godziny temu. Nie chciała jednak kusić losu. W domu już nie będzie dziadka ani babci, którzy by ją w jakiś sposób uratowali. Teraz musiała się sama ratować, dlatego postanowiła po powrocie do domu, od razu pójść do swojego pokoju i zamknąć się w nim na klucz.

Tak też zrobiła. Następnie szybko wyciągnęła komórkę z kieszeni i usiadła na łóżku.

„Już zrobiłaś z siebie kretynkę. Nie jestem pewna, czy się nie obraził. M."

„No to pięknie" – pomyślała Linka, kładąc komórkę obok siebie. Opadła na plecy i wbiła wzrok w idealnie biały sufit.

Gdyby miała numer, to może by zadzwoniła. Może jakoś udałoby się jej przeprosić Feliksa. Może nawet ponownie by ją gdzieś zaprosił?

Zażenowana własnym zachowaniem, zakryła twarz ramieniem, przy okazji zamykając powieki. Była żałosna. Co innego, gdyby nie przyszła na któreś spotkanie z kolei, a tak? Nie przyszła na pierwsze i jeszcze nie powiedziała mu, że jej nie będzie. Nie liczyła, że da się przeprosić, że w ogóle wykaże chęć rozmowy. Mogła mieć jedynie nadzieję.

***  

Następnego dnia w szkole panowało małe zamieszanie. Kilkoro nauczycieli wyjechało na wycieczkę, więc większość lekcji zostało odwołanych. Maturzyści zostali wepchnięci do sali gimnastycznej, a reszta klas do innych sal, gdzie nauczycieli im coś zadali, żeby mieć święty spokój.

Cztery klasy maturalne bez problemu zmieściły się na sali gimnastycznej. Akurat tego dnia w szkole, było mało uczniów, co pewnie było spowodowane wycieczką oraz zbliżającym się weekendem.

Miki, Marker i Karol siedzieli na szerokich parapetach, umieszczonych na wysokich grzejnikach. Prowadzili rozmowę, a raczej mówił tylko Mikołaj i był to chyba monolog, nie licząc kilku słów wtrąconych przez jego przyjaciół w odpowiednich momentach. Blondyn rozwodził się nad idealnością Mai, czego nie mógł słuchać już Karol – bo przecież sam był nią zachwycony i wiedział jaka jest cudowna, a Feliks w ogóle nie słuchał przyjaciela. Rozglądał się wkoło w poszukiwaniu Kaliny. Popatrzył w dół – na ławki, gdzie kilkoro kolegów rozmawiało dość głośno na temat dziewczyn, z którymi mieli zamiar iść na studniówkę. Pokręcił głową, słysząc ich kłótnie.

– Chyba przydałby się komuś zimny prysznic – mruknął Karol.

– Tak i żebyś wiedział, że nie jeden – zgodził się z przyjacielem Feliks.

– Chłopaki, czy wy mnie w ogóle słuchacie? – oburzył się nagle Miki.

Przyjaciele spojrzeli na niego, po czym wzruszyli ramionami.

– Mówisz non stop o Mai, a na dodatek się powtarzasz, więc wybacz stary, ale my mamy już dość – odezwał się pierwszy Feliks.

Karol przemilczał uwagę blondyna. Udawał, że jego uwagę przyciągnęło małe zamieszanie przy drzwiach, a raczej głośna kłótnia.

Trójka przyjaciół odwróciła się w tamtym kierunku, patrząc na kłócące się dziewczyny z niemałym zainteresowaniem. Wysoka, ładna blondynka kłóciła się z Julką – dziewczyną Damiana. Były tak pochłonięte ochrzanianiem siebie nawzajem, że nawet nie zauważyły absolutnej ciszy, która wokół nich zapanowała. Niczego nie podejrzewając, nagle ruszyły się z miejsca.

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz