Rozdział 27

171 3 4
                                    

Blondyn leżał w łóżku Julki. Patrzył w sufit, nie potrafiąc się pozbyć myśli, że coś spieprzył. Dał się uwieść pierwszej lepszej, mając gdzieś wszystkie słowa, które powiedział swoim przyjaciołom. A zapewniał ich, że chciał Justyny. Że właśnie tylko przy tej blondynce mógłby być naprawdę szczęśliwy. Jednak znowu postąpił w swoim stylu. Te wszystkie ich kłótnie nic nie dały. On sam się ani trochę nie zmienił. Wciąż był zadufanym w sobie bufonem i zdawał sobie z tego sprawę. Nie zamierzał się już bronić ani przed kimkolwiek tłumaczyć. Wiedział, że zawalił na całej linii.

Odruchowo przekręcił głowę w bok i spojrzał na śpiącą Julkę. Wyglądała jaka mała dziewczynka. Była taka słodka podczas snu, że przez parę chwil nawet nie żałował, że to właśnie w jej łóżku wylądował. Nic nie zmieniało jednak faktu, że była suką, która postanowiła się odegrać na własnej przyjaciółce.

Mikołaj nie rozumiał, co w niego wstąpiło i co go wepchnęło do tego pokoju. Tym bardziej nie dochodził do niego sam fakt, że te wszystkie pieszczoty mu się nawet podobały. I ogólnie rzecz biorąc – był zadowolony.

Postanowił skończyć ten cały cyrk i wstał, zrzucając kołdrę na Julkę. Ubrał się w pośpiechu, spojrzał ostatni raz na dziewczynę i wyskoczył przez okno do ogrodu. Nasunął na włosy kaptur. Gdy tylko znalazł się na chodniku, wcisnął dłonie do kieszeni bluzy i ruszył w stronę parku. Nie spieszył się, chociaż powinien, bo zbliżała się trzecia w nocy, a on nie przespał ani minuty.

Ulice były puste. Sporadycznie światły jadących samochodów oświetlały sylwetkę chłopaka. Latarnie świeciły jaśniej niż zwykle, nie pozwalając mu się ukryć przed czymkolwiek. Mijał wystawy sklepowe ze znudzeniem, marząc o ciepłym prysznicu i łóżku. Zamiast jednak wrócić do domu, wszedł do parku. Odnalazł ławkę w dość ciemnym miejscu, gdzie nie dochodziło światło latarni, usiadł na oparciu, i rozejrzał się z obojętnym wyrazem twarzy.

Żałował, że nie wziął ze sobą papierosów, bo może wtedy udałoby mu się jakoś odgonić pragnienie snu. Musiał przyznać, że był również głodny. Zdawał sobie sprawę z tego, że tego dnia już nie pójdzie do szkoły. Jego zmęczony organizm, jak i ciało, nie zniosłoby dodatkowego wysiłku.

Nie zniosłoby widoku Justyny.

Wyciągnął komórkę z kieszeni, żeby sprawdzić dokładnie godzinę, gdy zauważył na wyświetlaczu sms-a, w którym poinformowano go, że ktoś nagrał mu się na pocztę. Zaskoczony, wcisnął odpowiedni przycisk i przyłożył telefon do ucha.

Zabrakło mu powietrza w płucach, gdy rozpoznał głos Justyny.

Cześć, tu Justyna. Chyba nie powinnam dzwonić, ale to poranne zdarzenie nie dawało mi dzisiaj spokoju. Ja... Miki musisz wiedzieć, że ja... Potrzebuję cię i do cholery, kłamałam mówiąc, że to nie ma sensu. Przepraszam również za Igora, bo nic mu o sobie nie mówiłam. Sam się przypałętał. A ja wolę ciebie. Chcę... właśnie ciebie. Jeśli wciąż chcesz, to oddzwoń. Do zobaczenia w szkole.

Odsłuchiwał tą wiadomość kilkukrotnie. I za każdym razem miał ochotę nigdy już nie pokazać się na oczy komukolwiek. Żałował jak cholera, że poddał się pożądaniu i pieprzył się z Julką, bo tak naprawdę chciał się obudzić przy kimś zupełnie innym.

Problem pojawił się nagle, jak pieprzony mur, który okazał się nie do przeskoczenia. Coraz szybciej budował się między tym dwojgiem, na koniec pokrywając się podwójną warstwą, którą stał się błąd Mikołaja.

Blondyn wiedział, że wszystko się między nimi już skończyło, zanim jeszcze dobrze się zaczęło i że to była tylko i wyłącznie jego wina. Niestety. Jego myśli zżerały okropne wyrzuty sumienia.

To be adored [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz