Rozdział 10

1.8K 112 29
                                    


2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Pov. Peter Parker

Dziś mijają równo  2 miesiące od śmierci cioci May. Jak ja cholernie za nią tęsknie. Właśnie wpatrzony byłem w jej niewielki nagrobek z imieniem "May Parker", a obok znajdował się "Ben Parker". Westchnąłem cichutko wspominając czasy z tą dwójką. To był naprawdę wspaniały czas. Zmiotłem liście z nagrobka i położyłem na niej jedną pojedynczą białą róże.

Ciocia zawsze powtarzała, że najważniejsze są małe prezenty od serca. A to było jak najbardziej od serca. Biała róża kojarzyła mi się właśnie z May. Opanowana, delikatna, piękna i wyjątkowa. Poza tym ciocia je uwielbiała. Zawsze miała je w małym wazonie przy swoim łóżku. Ale nie miała bukietu. Zawsze miała pojedynczą, małą różyczkę, którą się zajmowała jak swoim dzieckiem.

—Tęsknie za wami — wyszeptałem cicho i ruszyłem w stronę wejścia od cmentarza.


Poczułem jak chłodny wiatr muska moją mokrą twarz, przez łzy. Otarłem pospiesznie rękawem oznaki płaczu i podszedłem do chłopaka stojącego przed bramą.

— Chodź Peter — westchnął Jake klepiąc mnie delikatnie po plecach, na co lekko syknąłem. — Cholera, przepraszam stary.

— Nic nie szkodzi — wysiliłem się na lekki uśmiech i w ciszy ruszyliśmy do sierocińca.

Tak naprawdę cholernie nie chciałem tam wracać. Tak bardzo nie chciałem. Stała się najgorsza rzecz jaka może ci się tu przydarzyć - właściciel się na mnie uwziął. Stwierdziłem, że będę chronił dosłownie wszystkich. Za wszystkich dostaje tu porządny wpierdol od właściciela, ale nie narzekam, sam się na to zgodziłem. I nie zmieniłbym tego nigdy. Moje życie i tak nie ma sensu, a teraz mogę przynajmniej ich bronić. Bronię dzieciaki, które naprawdę uwielbiam, zawsze powtarzają, że nie chcą aby działa mi się krzywda i słyszą co ten 'potwór' mi robi. Ja się zawsze lekko uśmiecham i mówię, że to nic takiego.

Moim chłopaków też bronię. Nawet często o tym nie wiedzą. Nie chcę, aby działa im się jakakolwiek krzywda.

Zawsze codziennie po kilka razy dostaje. Czasem to w brzuch, czasem w twarz, czasem zostaje wychłostany, czasem nie mam jedzenia, co się dzieje dość często przez co jadam mniej niż wcześniej, choć to praktycznie nie możliwe. Zazwyczaj właściciel, czyli pan Smith zanosi mnie do piwnicy i tam robi ze mną dosłownie co chce.

Dosłownie.

Tak, plotki o tym, że lubi się zabawiać młodszymi są cholernym prawdą. I na szczęście zabawia się tylko mną. Nie codziennie, może raz na tydzień? Ale i tak to cholernie bolesne. Gorsze niż jakiekolwiek pobicie - uczucie bycia wykorzystaną zabawką. Najczęściej po wychłostaniu, gdy nie mam już siły. Jeszcze jakby tego było mało, kochany właściciel dowidział się, że pracuje w barze. I dalej każe mi tam pracować i wszystkie pieniądze dawać jemu. Przez co jestem trochę wdzięczny, ponieważ nie muszę siedzieć tam.

Co do narkotyków.. nie przestałem. Teraz totalnie nie umiem przestać. Po śmierci May się załamałem. Brałem jeszcze więcej. I już nie potrafię wyjść z tego syfu. Nie potrafię funkcjonować bez tego. Dlatego teraz też byłem przy ćpany. Wiedziałem doskonale, że za to dostanę kolejną karę.

***

Poczułem kolejne parzące uderzenie na plecach na co syknąłem. Pan Smith od godziny mnie chłosta. Najpewniej przez to, że zauważył braku połowy wypłaty. Ale za coś musiałem kupić narkotyki, fajki i alkohol, nie? I tak by mi nigdy w życiu kieszonkowego nie dał. To skurwiel jakich mało.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz