Pov. Peter Parker
Szedłem właśnie za kobietami, które wcześniej odwiedziły mnie w pokoju. Stwierdziły, że muszę przynajmniej zjeść z nimi obiad. Na początku odmówiłem, mówiąc, że naprawdę nie trzeba ale wiedziałem, że nie wygram z nimi. Więc się zgodziłem. Nie chodzi o to, że nie chce jeść, czy głodzę się specjalnie. Chciałbym jeść, ale nie mam apetytu. Wiem, że teraz każdy będzie patrzył na mój talerz ile zjadłem. Doskonale wiem, że nie jestem w stanie w siebie wcisnąć całego obiadu.
Po chwili znajdowaliśmy się w już w jadalni. Wdowa wskazała mi krzesło i oznajmiła, że zaraz będzie obiad. Posłusznie wykonałem jej polecenie i zacząłem nerwowo bawić się palcami. Było przygotowanych zaledwie 6 miejsc, więc na szczęście nie będzie całej drużyny. Wiedziałem, że najpewniej Stark się nie zjawi. On też nie jada za często.
Właśnie, miliarder nie sypia i nie jada, jak ja. Więc dlaczego mają do mnie o to problem?
Moje rozmyślenia przerwała Natasha, która postawiła talerz z obiadem przede mną. Posłała mi ciepły uśmiech. Spojrzałem na posiłek. Wiedziałem już, że będzie pyszny. Było to spaghetti wykonane przez samego Kapitana Amerykę. Po chwili reszta drużyny usiadła do stołu ze swoją porcją. Przy stole byli Natasha, Steve, Wanda, Bucky i Pietro. Wszyscy życzyli sobie smacznego i przystąpili do posiłku. Niepewnie wziąłem widelec do trzęsących rąk i zjadłem kęs z posiłku.
Pyszne, ale czułem, że jestem już pełny.
Czułem na sobie krótkie spojrzenia i na mój talerz. Próbowałem zjeść jak najwięcej, lecz gdy zostało jeszcze połowa porcji poczułem, że na pewno nie dam rady. Odłożyłem nieśmiało widelec. Natasha skierowała na mnie swój wzrok. Westchnęła cicho i uśmiechnęła się do mnie miło. Posłałem jej przepraszający wzrok i schyliłem głowę do przodu. Nawet kurwa nie umiem zjeść posiłku. Jestem do niczego.
— Pete, jeśli już nie możesz nie musisz jeść — powiedziała cicho siedząca obok Wanda. — Jeśli długo nie jadłeś twój organizm nie jest przyzwyczajony do sytych obiadów. Ważne, że cokolwiek zjadłeś.
Pokiwałem lekko głową i posłałem jej wdzięczny uśmiech. Po chwili usłyszeliśmy robotyczny głos FRIDAY.
— Panie Parker, pan Stark prosi cię do swojego biura — każdy z Avengersów skierował wzrok na mnie. Zakląłem w myślach. Nie chcę znów słuchać tych obraz, ale wiem, że muszę iść.
— Peter, jeśli nie chcesz nie musisz do niego iść. Stark poczeka — powiedział Steve po chwili ciszy, gdy zauważył, że wpatruje przestraszony wzrok w ścianę.
— Nie, w porządku. Pójdę — wysłałem mu uspokajający uśmiech i dziękując za posiłek odszedłem od stołu.
Mam złe przeczucie. Oj bardzo złe. Wchodząc do windy, poczułem jak moje nogi robią się jak z waty. Kliknąłem odpowiednie piętro. Próbowałem się uspokoić biorąc równomierne wdechy. Jednak to nic nie dało. Wychodząc z windy ręce zaczęły mi drżeć. Już po kilku sekundach stałem pod drzwiami od biura mentora. Wziąłem głęboki wdech i niepewnie zapukałem.
Po chwili usłyszałem ciche "proszę". Złapałem za klamkę i wszedłem do biura samego Iron Mana. Siedział na krześle i głowę miał w papierach. Rzucił na mnie wzrokiem, po czym wrócił do wykonywanej wcześniej czynności.
— Wzywał mnie pan — powiedziałem siadając na krześle naprzeciwko niego.
— Tak — stwierdził obojętnym głosem. Przerwał robienia czegoś, najpewniej w kartotece i spojrzał się na mnie. — Słuchaj, ostatnio zawalasz po całości. Spóźniasz się, zawalasz na akcji, dziwnie się zachowujesz, a teraz jeszcze to.
CZYTASZ
Dzieciaku, przestań | Irondad
FanficMrok, otaczał go od najwcześniej chwili jego marnego istnienia. Mrok zawsze chodził w parze z bólem i strachem. Jak bracia i siostry, papużki nierozłączki, które nękają go. Nękają go w dzień, nękają go w noc. Nękają go zawsze. Może nie miały innej o...