Rozdział 45

801 67 21
                                    


Pov. Peter Parker

— On nie jest kryminalistą Fury! — krzyknął Zimowy Żołnierz, na co wywróciłem oczami, ukazując przekrwione białka. Ta dyskusja ciągnie się od dobrych 20 minut, a moje bębenki uszne już miały dość. Zdecydowanie, zważając na to, że obaj mężczyźni zwracają się do siebie wręcz krzykiem.

— Nie będę się dalej z tobą kłócił, albo wychodzi w kajdankach — czarnoskóry podniósł sprzęt, o którym mówił. — Albo ląduje od razu w celi i może tam go zobaczą. Choć i tak później pójdzie siedzieć w pierdlu.

— Nie pozwolę na to — syknął Bucky. Mężczyzna westchnął i wziął w rękę kajdanki. Spojrzał się na mnie pobłażliwym wzrokiem. — Dzieciaku, założysz?

Westchnąłem cicho i pokiwałem niechętnie głową. Są to specjalne kajdanki dla mutantów, które odbiorą mi całe moje moce.Nie będę w stanie nic zrobić, co mi się z pewnością nie podobało.

Chciałbym uciec, zamknąć się w moim mieszkaniu, wstrzyknąć więcej narkotyku niż powinienem i pogapić się w pusty sufit. Odfrunąć myślami o tej stresującej chwili. Domownicy mnie pamiętają. Cholera. Zawiodą się. Cholernie się zawiodą na mój widok. Przecież to bohaterzy, nie będą trzymać przestępcy. Pierdolonego mordercy, którym się stałem.

Ale czy ja w ogóle bym miał możliwość zostać tu? Nie wspominając choćby o Nicku, który jedynie gdzie by mnie widział to w celi. Ale czy Hydra by mi na to pozwoliła? Czy tak o, sobie by odpuściła moje istnienie? Czy Smith by machnął na to ręką? Niestety znałem odpowiedź. Oczywiście, że nie. Byłem najlepszą zabawką Hydry. Mi przypadały najcięższe i najkosztowniejsze zlecenia. Tak, aby święta dupa nie pobrudziła sobie nieskazanych rączek. Aby wszystko poszło na mnie, na moje sumienie i na moje papiery. Ma na mnie za duży zysk, a w dodatku mogę go łatwo wkopać. Nie zostawi mnie w spokoju, nigdy.

Były agent Hydry uśmiechnął się do mnie pobłażliwie i uwolnił moje chude nadgarstki z metalu, przymocowanego do krzesła. Od razu rozmasowałem lekko bolące miejsce, wiedząc, że zaraz ponownie będę skuty. Mężczyzna odkuł również moje dobrze widoczne kostki, przez wychudzenie. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem, a ja po prostu wystawiłem ręce wzdychając lekko.

Mimo to, że jestem bezwzględnym mordercą, bez krztyny litości, który lubi swoją 'pracę', nie potrafiłbym ich skrzywdzić. Czuję do nich przywiązanie, a może to głupia moralność, której się już dawno wyparłem? Nie wiem. Po prostu nie wiem dlaczego, ale nie umiałbym ich zabić z zimną krwią. Nie dałoby mi to żyć.

— Wstawaj, smarkaczu — mruknął Fury, szarpiąc mnie za ramię, na co zgromiłem go nienawistnym wzrokiem. 

— Nick, możesz nie być taki agresywny? — syknął Barnes, który również zaszczycił go nienawistnym spojrzeniem.

— Wydaje mi się, że dla swoich ofiar w cale przyjemniejszy nie był — na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech, na który prychnąłem.

— Tak, a skąd tyle pewności w głosie? — odparłem beznamiętnym tonem, podchodząc bliżej czarnoskórego. — Przecież nie znaleźliście na mnie żadnych twardych dowód, jedynie to, że mnie 'widziano'. A bardziej doskonaląc, z twoich śmiesznych informacji w mojej karcie, widziano czarną 'smugę', cień.

Mężczyzna przez chwilę wtapiał we mnie spojrzenie, takie niepewne. Jakby się niespodziewanie zagubił w swych słowach. Szybko wyczułem pewnego rodzaju strach w jego tęczówkach, które mnie czujnie obserwowały/

— Skąd ta nagła zmiana w zachowaniu? — zmarszczyłem lekko brwi, próbując rozstrzygnąć nagłą zmianę  tematu, którą zastosował. — Przed chwilą byłeś jak dziecko, któremu mama zabrała zabawkę. A teraz? Nagle po 20 minutach opryskliwy, arogancki i zbyt pewny siebie nastolatek.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz