Tak tutaj powiem, że jak macie jakiejś pomysły co się może wydarzyć jeszcze to piszcie śmiało na pv, każdy pomysł rozważe
Pov. Tony Stark
— Zostawcie to mi — stwierdził spokojnym tonem głosu Bucky.
Czułem jak serce bije mi niewyobrażalnie szybko. Oddech stał się szybki i płytki. Pojedyncze kropelki potu spływały po moim czole, a ręce nieopanowanie się trzęsły.
Cholernie się bałem o mojego dzieciaka.
Co jak coś sobie zrobi? Co jak miał próbę? Co jak uciekł?
Były żołnierz złapał za klamkę, a następnie staranował drzwi. Bez chwili zastanowienia pobiegłem do wnętrza pokoju. Peter siedział przy oknie wgapiając swoje czekoladowe tęczówki w ciemne ulice Nowego Jorku. On totalnie nie wzruszył się na nasze pukanie czy ostre wejście. Coś jest nie tak.
— Pete? — powiedziałem powoli podchodząc z Natashą do chłopca.
— Jaki to wszystko ma sens? — odezwał się szeptem.
— O czym ty mówisz dzieciaku? — wymieniłem zdezorientowane spojrzenie z Nataszą.
— Nie uważacie tego za ironię? — zaczął się histerycznie śmiać. — Jestem pomyłką życiową. To wszystko.. chcą, żebym zdechł. Oni wszyscy chcą, żebym zdechł.
— Dzieciaku co ty.. — położyłem rękę na barku brunecika. Chłopiec się obrócił i spojrzał mi się w oczy. Zamurowało mnie. Źrenice były wielkości pięciozłotówki praktycznie nie zostawiając śladu po czekoladowych tęczówkach chłopca.
— Co jest Stark? — spytał Bucky widząc moje zszokowanie na twarzy.
— Jest naćpany — westchnąłem opierając się o zimną szybę.
— Cholera — wyszeptała Natasha.
Mój wzrok spoczął na chłopcu. Był w swoim świecie. Lekki uśmiech znajdował się na jego dziecięcej twarzyczce. Czemu on to znowu zrobił? Czemu on znowu wziął to świństwo? Może jakbym go nie spuszczał z oczu..
— Dzwoniłam do Stephena — głos kobiety wyrwał mnie z rozmyśleń. — Stwierdził, że lepiej będzie jak to przeczekamy. Usuwanie działania fenantylu jest niebezpieczne przy mniejszych ilościach.
— No dobrze — westchnąłem. — Chodź Pete, musimy cię mieć na oku — wyciągnąłem rękę do chłopca.
Brunecik spojrzał się na mnie zaciekawionym wzrokiem. Niepewnie wstał i kiedy już miał mnie złapać za rękę nagle się odsunął. W jego oczach zagościł strach i nieufność.
— To podstęp tak? — wyszeptał chłopiec. — Ja nie chce do pana Smitha..
— Nie, nie Pete, pójdziemy do salonu, obejrzymy film — zaprzeczyłem od razu.
— Proszę zrobię wszystko, ja nie chce znów do piwnicy, to bolało.. bolało.. — po jego lekko zaróżowionych policzkach zaczęły zlatywać pojedyncze łzy. — On nie chce mnie zabić.. przecież ładnie proszę, on znów mnie wychłosta.. on znów.. nie, nie..
— Pete, pete — złapałem chłopca delikatnie za podbródek. — Hej dzieciaku spójrz się na mnie. — chłopiec skierował swoje przestraszone oczka na moją twarz. — Nigdzie się nie wybierasz stąd. On już nigdy ci nie zrobi krzywdy. Nikt ci już nigdy nie zrobi krzywdy. Obiecuje ci to Peter. A jak ktoś tylko spróbuje podnieść na ciebie rękę to będzie miał do czynienia z Avengersami. Rozumiesz?
Pajączek pokiwał lekko głową i spuścił wzrok na ziemię. Łzy dalej spływały mu po policzkach. Wytarłem je kciukiem.
— Peter — uklęknąłem obok chłopca. —Nie musisz się dłużej bać. Jesteś bezpieczny. Jesteś w domu Pete. Jesteś w domu..
— W domu? — spytał nieśmiało chłopiec.
— Tak — uśmiechnąłem się delikatnie do chłopca. — Z rodziną.
Godzinę później
— Peter! Złaź z sufitu dzieciaku! — krzyknął Steve do pajączka.
Ja w tym czasie popijałem kawę z Natashą. Potrzebowaliśmy trochę odpoczynku. Zajmowanie się naćpanym chłopcem z super-mocami jest gorsze niż zajmowanie się pijanym Cintem. A do tego potrzebne jest dużo wysiłku fizycznego jak i nerwów. Patrzyłem jak Steve i Sam próbują ściągnąć pajączka na ziemię co niemało mnie bawiło.
— Jestem motylkiem! Ziuuuuuu!! — krzyknął chłopiec biegnąc po suficie z rozłożonymi rękami.
— Kurwa chłopaki! Zostawiłam wam go na 2 minuty! — powiedziała oburzona Wanda wchodząc do salonu.
— To jego wina! — Sam wskazał palcem na Steva.
—Nie zwalaj wszystkiego na mnie!
— Dobra ptasiemóżdzki stulcie łeb, ściągnę go — kobieta za pomocą czarów ściągnęła chłopaka a ziemię, na co on zrobił obrażoną minę 5 latka.
Natasha posłała mi rozbawiony wzrok. Uśmiechnąłem się lekko i przypatrywałem się jak biega, a Steve i Sam go gonią. Ukryłem mój śmiech filiżanką czarnej kawy i znów skupiłem wzrok na mojej towarzyszce, która aktualnie wlepiała wzrok w swoim piciu.
— O czym myślisz?
— Eh.. no wiesz.. — kobieta pokierowała wzrok na młodego Avengersa. — Czy sobie poradzi.. Dużo przeszedł. I czy ty sobie poradzisz.
— Ja? — spytałem oczekując wyjaśnień.
— Wiesz Tony, każdy się nim będzie opiekować, ale to ty w papierach będziesz ojcem i on jest najbardziej do ciebie przywiązany. Boję się, że pod presją..
— Wrócę do alkoholu? — przerwałem jej.
—Nie ja to powiedziałam — kobieta westchnęła. — Sam się tego boisz, prawda?
Zamilkłem. Owszem, bałem się. Opanowałem to, jednak od tego czasu nie byłem w aż tak stresującej sytuacji. Wiem, że tym mu mogę ponownie zniszczyć życie. Zniszczyć znów jego psychikę i znów sprawić, że nie może nikomu zaufać. Ten dzieciak na to nie zasługuje.
— Obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek będziesz miał nieopanowaną chęć chociażby zamoczenia ust w alkoholu powiadomisz mnie o tym — rudowłosa uśmiechnęła się do mnie.
— Obiecuje Nat.
Pov. Nick Furry
— A więc kogo my tu mamy? — spytałem kierując się do części więziennej tarczy.
— Niejakiego Thomasa Smitha — odpowiedziała od razu agentka Chills przeglądając papiery, która trzymała w ręce. — Jest tu na rozkaz Starka. Jak opisał "znęcał się nad dzieciakami sierocińca z ogromnym okrucieństwem". Podobno jednym z tych dzieciaków był Peter Parker.
— Która cela?
— 62.
Skręciłem do odpowiedniego sektora wpisując hasło dostępu. Idąc przez pusty korytarz słychać było tylko moje kroki i mojej agentki. Chwilę później staliśmy przed odpowiednią celą.
— Thomas Smith, właściciel sierocińca "Happy Home", który znęcał się nad sierotami i ze szczególnym okrucieństwem nad Peterem Parkerem. 74 siniaki, 2 rany kłute, kilka złamanych żeber i kości, złamany nos i liczne rany na plecach po wychłostaniu. Coś na swoją obronę panie Smith? —powiedziałem ze stoickim spokojem.
— Wypuście mnie stąd — warknął mężczyzna. — Gdzie ja do cholery jestem?
— W najbardziej chronionym miejscu na świecie — odpowiedziała agentka. — Witamy w bazie tarczy.
— Zadarłeś z niewłaściwym dzieciakiem Smith. Ciesz się, że rozwścieczeni Avengersi nie przybyli przed Tarczą.
— Kim jest ten gówniarz do cholery?
— Rodziną Avengersów — wszedłem do jego celi. — A kto zadziera z Avengersami zadziera z nami.
CZYTASZ
Dzieciaku, przestań | Irondad
FanfictionMrok, otaczał go od najwcześniej chwili jego marnego istnienia. Mrok zawsze chodził w parze z bólem i strachem. Jak bracia i siostry, papużki nierozłączki, które nękają go. Nękają go w dzień, nękają go w noc. Nękają go zawsze. Może nie miały innej o...