Rozdział 52

559 56 21
                                    

Dwa tygodnie później

Pov. Peter Parker

— Panie Clint! — krzyknąłem cicho, widząc jak ten zajda się batonikiem Natashy. Nie widziało mi się znowu przeżywać ich kłótni, która niestety na mnie wpływała bardzo źle. Zazwyczaj chowałem się w ciemnym koncie i szlochałem cicho. O tym akurat oni nie wiedzą, nie muszą wiedzieć. Mężczyzna spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem mając pełne usta od czekoladowej rozkoszy. — To przekąska pani Romanoff!

— Niee.. — powiedział, kierując przestraszony wzrok na ścianę. Prychnąłem lekko, siadając obok niego z czarną kawą w ręku. — Nie mów jej błagam..

Zaśmiałem się lekko, skupiając wzrok na parującym napoju. Przestawiłem pozycję siedzącą, tak abym mógł patrzeć na łucznika. Potrząsnąłem przecząco głową, jasno dając znać, że nie będę spiskował razem z nim. To może się skończyć bardzo, ale to bardzo źle. Barton zrobił, swoje 'szczenięce oczy', na co wywróciłem oczami.

— Nie będę się mieszał w wasze masakryczne kłótnie, które mogłyby rozpętać trzecią wojnę światową i zniszczyć pół multiwersum — odpowiedziałem, po czym zanurzyłem suche usta w gorącej kawie, którą pokochałem przez pobyt tutaj.

— No młody no.. — jęknął, obracając się w moją stronę. Ponownie spojrzał na mnie tym specyficznym wzorkiem. Brunet spojrzał na mój napój, po czym zmarszczył brwi. — Czy to nie było tak, że nie możesz pić kawy? — spytał, wskazując palcem na kubek.

Odchyliłem głowę do tyłu, lekko przymykając oczy. Wymsknęło mi się ciche przekleństwo, na co mój towarzysz się wyszczerzył.

— To szantaż — stwierdziłem wracając do wcześniejszej pozycji.

— Nie szantaż, tylko bardzo korzystna współpraca — uśmiechnął się, wstając z turkusowej kanapy z już pustym opakowaniem po słodyczy.

— I tak ci to nie ujdzie na sucho — zaśmiałem się, obracając w jego stronę.

Brunet szczerząc się, jakby wygrał lizaka w konkursie mody, wyrzucił papierek do kosza. Podszedł do mnie od tyłu, na co pochyliłem głowę do przodu.

— Jak mnie nie wydasz to ujdzie — stwierdził, łapiąc mnie dłońmi za ramiona, w ojcowskim geście. — Choć i ja cię powinienem wydać, wiesz, że Stark zajebie i ciebie i mnie?

— Niech ci będzie — westchnąłem, teatralnie wywracając oczami. — Ostatni raz, gdy cię kryje.

Starszy pokazał radość ze swojej wygranej, dużym uśmiechem i chwilowej pokazówie tańca, do czego już się przyzwyczaiłem. Wygląda jakby zdobył kucyka z limitowanej kolekcji. Ferajna z nimi. Zaśmiałem się lekko, po czym wróciłem wzrokiem do czarnej kawy.

— Ale młody, nie powinieneś pić kawy — zaczął, gdy już odetchnął. Przewróciłem oczami, jęcząc cicho. Wszyscy traktują mnie jak jajko, które zaraz się może stłuc. Trochę mnie już to denerwowało. Brunet przelotnie spojrzał na wyświetlacz telefonu, co oznaczało,  że go gdzieś pilnie potrzebują. Westchnął cicho i zaczął iść w kierunku białego korytarza. — I nie jęcz mi tu, następnym razem robię donos na ciebie do Tonego.

— Kapuś — prychnąłem, wyjmując telefon.

— Słyszałem to! — krzyknął, znikając z mojego pola widzenia.

Usłyszałem zatrzaskiwanie się drzwi windy i odpaliłem telefon. Odblokowałem go pospiesznie prostym hasłem i wszedłem w wiadomości. Zobaczyłem tam powiadomienie od Jacka, przez co mimowolnie podniosłem kąciku ust do góry. Miałem do niego przyjść, ale jakoś czasu nie mogę znaleźć.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz