Rozdział 29

1.1K 102 43
                                    


TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

Pov. Tony Stark

— Zapewniam, że dzieciak nie będzie się już nigdy naprzykrzał Peterowi — mruknął czarnoskóry. Westchnąłem ze znaczną ulgą. Nie mogłem na to pozwolić, aby jakiś dupek ranił mojego dzieciaka.

— Dzięki Furry — powiedziałem z wyraźną wdzięcznością w głosie. Kiedyś Nicka uważałem za znacznego wroga, które chce mi uprzykrzyć życie na wszystkie sposoby. Teraz stał się osobą, którą w większości kwestii mogę prosić o pomoc. — Wiesz, że sam bym to ogarnął, ale..

— Wiem Stark — przerwał mi. — Nie martw się oto na razie.

— Ta, ta.. — westchnąłem opierając się o chłodną ścianę. Ręką zaczesałem niesforne włosy do tyłu i zamilkłem na moment. — Muszę kończyć, chcę z nim.. trochę posiedzieć.

— Słyszałem, że ma dziś urodziny. Życz mu wszystkiego najlepszego ode mnie.

— Przekażę — zaśmiałem się delikatnie. — Do usłyszenia.

— Trzymaj się Tony.

Przycisnąłem czerwoną słuchawkę na telefonie zakończając połączenie. Schowałem komórkę do kieszeni moich szarych dresów. Złapałem za klamkę od drzwi  pokoju, w którym spędzam naprawdę za dużo czasu. Mimo tego, wolałem tu przesiadywać niż słuchać drużynę, która jęczy mi nad głową. Wiem, że się martwią, ale nie potrzebnie. Nie potrzebuje pomocy.

Uchyliłem dębowe drzwi i już po chwili białość pomieszczenia mnie oślepiła. Powolnym krokiem podszedłem do jego łóżka. Na twarzy chłopca padał strumień słońca, który wpadał przez ogromne okno.

Westchnąłem delikatnie i podszedłem do szyby. Zeskanowałem krajobraz za nią. Na zewnątrz górowała zieleń. Wiosna, która dopiero co się rozpoczęła bardzo dawała się we znaki. Drzewa już nie były łyse, tylko otaczały je masę zielonych liści. Kwiaty, pęczniały uwalniając swoje piękno. Już nie było szaro i ponuro. Świat odżył.

Szkoda, że nie mój.

Mój stał się jeszcze bardziej szary. Dni stały się drętwą rutyną, której kiedyś tak nienawidziłem. Mimo to nie narzekałem jakoś znacznie, ważne, że on tu jest.

Wypuściłem powietrze z płuc i zasunąłem  szarą roletę okna, dzięki czemu to okropne słońce nie dawało się tak we znaki.

Usiadłem obok łóżka chłopca. Rozłożyłem się w miarę wygodnej pozycji. Już parę godzin temu pluszaki z okazji jego urodzin przyszły do bruneta i teraz leżą w okół jego łóżka. Najpewniej od lekarzy i pracowników tarczy, Avengersi jeszcze śpią.

 Jedyne co sprawiało we mnie jakąkolwiek nadzieję to fakt, że z dnia na dzień wygląda coraz bardziej żywiej. Jego cera nie jest już aż tak blada, jego ciało to już nie skóra i kości, brak cieni pod oczami. I blizny. Właśnie - blizny, nie świeże rany. To już tylko blizny, bez konieczności opatrywania. Tylko część jego, przypominająca mu ile przetrwał. Ile dał radę wziąć na swoje barki. Bo to już tylko przeszłość. Nie teraźniejszość. Piekło minęło i zostało daleko od niego. Przecież już nic się złego nie może zdarzyć. Już nikt go nigdy nie skrzywdzi.

Prawda?

Delikatnie złapałem za rękę chłopca. Zacząłem czule miziać jego rękę kciukiem. Tak za nim tęskniłem. Tak chciałbym znów pomajsterkować z nim w warsztacie. Obejrzeć film. Nawet, żeby zrobił mi wraz z Clintem głupi żart, przez co stracę nerwy. Oddałbym wszystko. Cały majątek. Całą firmę, wszystkie wynalazki i pieniądze. Wszystko aby mieć przynajmniej te 5 minut z nim.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz