Chłopiec przemierzał ciemne uliczki z lekkim uśmiechem na jego posiniaczonej twarzy. W końcu, czemu miał się znowu smucić? Miał dom, okrutny, ale miał. Miał władzę, którą niegdyś gardził, lecz teraz ją uwielbiał. Miał narkotyki, które 'pomogły' mu, gdy nie miał siły wstać, a nawet uchylić powiek aby ujrzeć świat. Nie musiał się o nikogo troszczyć, bo nie miał o kogo. Wszystkich co zostali odepchnął. Mówił, a wręcz powtarzał sobie, że to dla ich dobra. Nikt nie jest bezpieczny kto ma jakiekolwiek znajomości z handlowcami czy gangsterami. A Peter zdecydowanie należał do obu tych grup. A może Parker był jednak samolubny? Bo to on przynajmniej nie miał zmartwień. Może nie chciał dopuścić do siebie myśl jaki się stał. Może nie chciał udowodnić, że ta pewna granica została już przekroczona i nie ma miejsce na dobre serce. Może nie chciał myśleć co by pomyślał zakichany Stark, czy już dawna pogrzebana rodzina.
Kroczył ulicami pewny siebie, bo doskonale wiedział, że nikt nie może podważyć jego własnej woli. A może to Peter uwielbiał? Ten mrok i jak zimne serce się już stało.
Łzy zamienił na gniew i zimny wyraz twarzy, uczucia zamienił na oschłość, współczucie zamienił na chęć zemsty, dobre serce na zimne serce jak lód, śmiech był jedynie złowieszczy i pokazujący swoją wyższość. Bo Peter czuł się lepszy. Był oschły. Nikt z jego przeszłości by go nie poznał. I raczej nie chciałby poznać.
Ale to tylko na zewnątrz.
Ale tak naprawdę Peter w środku tęsknił. Tak, ten nastolatek z zimnym dla świata sercem tęsknił. Za jego wcześniejszym życiem. Gdzieś tam, z tyłu głowy chciałby znów się przytulić do Tonego. Jednak, gdy ta myśl jedynie przychodziła mu do głowy, od razu ją wypędzał wstrzykując sobie mocny narkotyk. Ale Parker mimo tego, gdzieś tam z tyłu głowy wciąż czuł się dzieckiem. Czuł, że nie mógłby zamordować. Wtedy jego sumienie by nie wytrzymało, a moralność, którą i tak miał już małą by pękła. Nie umiałby już żyć.
Więc tak, on skrycie tęsknił. Może jednak jego uczucia nie zostały skazane na dożywotnie siedzenie w cieniu?
A może będą musiały być skazane?
Pov. Peter Parker
2 tygodnie później
— Jaaackk — podbiegłem wręcz do baru. Drżące od paru minut dłonie spotkały się z drewnianym barem, próbując nie pokazać mojego naprawdę złego stanu.
A mianowicie byłem trzeźwy.
Przerażało mnie to. Nie umiałem być już oschły. Chciało mi się płakać, a moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Serce niespokojnie kołatało, a całe ciało się trzęsło. Wzrok błądził po całym barze, czego na szczęście szatyn nie zauważył, przez jego skupieniu się na dokładnym czyszczeniu szklanek.
Chciałbym aby Tony mnie uspokoił.
Kurwa, moje myśli zaczynają znów wracać na zły tor. Muszę szybko wybić sobie to z głowy, a na to jest tylko jeden sposób.
— Coooooooo? — odpowiedział papugując po mnie przeciągnie iterki.
— Masz prochy? — spytałem siadając na stołek barowy.
Szatyn zmarszczył lekko brwi.
— Myślałem, że tu to ty jesteś ćpunem i dilerem — skwitował. — Wyćpałeś wszystko co dał ci Smith?
— Nie — westchnąłem. — Zostały mi tylko strzykawki, a nie mogę się już wkłuć.
— Jak to?
— Patrz — podwinąłem rękaw pokazując ogromną fioletową plamę na zagięciu mojego łokcia. Mężczyzna zrobił wielkie oczy ze zdziwienia. No tak, niech jeszcze poudaje, że go to dziwi.
CZYTASZ
Dzieciaku, przestań | Irondad
FanfictionMrok, otaczał go od najwcześniej chwili jego marnego istnienia. Mrok zawsze chodził w parze z bólem i strachem. Jak bracia i siostry, papużki nierozłączki, które nękają go. Nękają go w dzień, nękają go w noc. Nękają go zawsze. Może nie miały innej o...