Pov. Tony Stark
— Tony — westchnął mężczyzna podchodząc do mnie. Zmierzyłem go zmęczonym wzrokiem, na co ten się pobłażliwe uśmiechnął. — Chodź, sen ci dobrze zrobi.
Oderwałem oczy od ukochanego, aby ponownie przenieść go na bladego brunecika. Jego twarz wtapiała się wręcz w mleczne prześcieradło, co mnie przerażało i robiło nieprzyjemne ciarki na całym ciele. Miał koszmarne sińce pod oczami, co oznaczało, że przez te dwa tygodnie mało co sypiał. Spuściłem głowę do przodu, wpatrując się w swoje stopy. Czułem się winny. Jak ja mogłem do tego dopuścić?
— Nie, Steve — mruknąłem. Poprawiłem uchwyt na dłoni mniejszego, nie spuszczając z niego wzroku. — To moje dziecko. Nie mogę.. nie zostawię go.
Mężczyzna jedynie ciężej westchnął. Pochylił się do mnie składając pocałunek na moim policzku, na co się delikatnie uśmiechnąłem. Blondyn zmierzwił włosy dziecka, po czym wyszedł z jego pokoju nie dając żadnego komentarza.
Dochodziła już prawie dziesiąta rano, a dokładniej to piętnaście po dziesiątej. Słońce już dawno weszło do pokoju dzieciaka, jednak ja je zasłoniłem żaluzjami przez co w pokoju dalej panował przyjemny mrok.
Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Po prostu siedziałem z nim, przy nim. Trzymając jego malutką i kruchą rączkę. Miałem wrażenie, że oddałbym mocniejszy uścisk, a ta by się mogła złamać. Cały taki był, kruchy, za chudy. Jego organizm był wyniszczony, było to niepodważalne stwierdzenie.
Skierowałem przemęczony wzrok na stojącą kroplówkę. Ujrzałem, że ta zaczyna się kończyć. Delikatnie puściłem młodszego i wstałem, by przekręcić kurek od niej, tym samym ją zatrzymując. Strange stwierdził, że to zdecydowanie wystarczy. Nie będę podważał słów wybitnego lekarza. Nic nie wiedziałem o medycynie, więc schowałem swoje ego do kieszeni, choć w głowię pętliły mi się pytania czy nie warto przeczyścić mu żołądka.
Nagle usłyszałem cichy jęk bólu. Od razu skierowałem wzrok na chłopca. Ten, lekko otwierał oczy, na co się delikatnie uśmiechnąłem. Po chwili sprowadził wzrok na mnie i zmarszczył pytająco brwi.
— Hej dzieciaku — westchnąłem delikatnie. Ten zmarszczył lekko brwi widząc mnie.
— Co pan tu robi? — spytał cicho.
Uśmiechnąłem się pokrzepiająco do mniejszego. Jego twarz wyrażała jedno wielkie niezrozumienie sytuacją. Wpatrywał się we mnie wyczekująco, swoimi ogromnymi czekoladowymi tęczówkami. Drżącą dłonią przejechałem palcami po bujnej fryzurze chłopca. Urwał mu się film. Sam nie wiem, czy mnie to cieszyło. Będzie przeżywał te emocje od nowa.
— Spodziewałem się, że nie będziesz nic pamiętał dzieciaku — westchnąłem, siadając powoli na łóżku mniejszego. — Wróciłeś wczoraj w złym stanie Peter, przypominasz sobie coś?
Chłopiec zmarszczył delikatnie brwi, patrząc się na mnie nie zrozumiale.
—Czemu mam podłączoną kroplówkę? — spytał patrząc na przedramię, gdzie był wbity wenflon.
Zwęziłem spierzchnięte usta w wąską kreseczkę, aby następnie spuścić wzrok do dołu. Bałem się jak zareaguje. Tak cholernie się bałem. Co jak coś sobie zrobi? Albo mi? Zacznie być agresywny? Nie opanuje się? Co jak mnie znienawidzi? Może to był błąd? Cholerny błąd wyrzucać mu narkotyki? Nie. To nie był błąd. To była odpowiedzialna decyzja dorosłego, które ma pod opieką uzależnione dziecko.
— Peter, ty.. — zacząłem próbować ubrać wszystko w słowa, tak jak powinienem. Aby go broń boże nie wystraszyć. — Wróciłeś wczoraj bardzo nietrzeźwy.. — spojrzałem na bruneta, oglądając jego reakcje. Jego oczy się rozszerzyły, a dolna warga się lekko uchyliła, aby coś powiedzieć. Jednak widziałem, że nie wykrztusi z siebie żadnego słowa. — Znalazłem u ciebie narkotyki młody. Sam byłeś pod dużym wpływem..
CZYTASZ
Dzieciaku, przestań | Irondad
FanfictionMrok, otaczał go od najwcześniej chwili jego marnego istnienia. Mrok zawsze chodził w parze z bólem i strachem. Jak bracia i siostry, papużki nierozłączki, które nękają go. Nękają go w dzień, nękają go w noc. Nękają go zawsze. Może nie miały innej o...