Rozdział 41

666 59 19
                                    

Żeby  nie było wątpliwość tekst napisany kursywą to wspomnienie, a oddzielone enterem to znaczy, że to są różne wspomnienia.


Pov. Peter Parker


Odchyliłem głowę do tyłu, wypuszczając trujący dym z moich płuc. Wystawiłem rękę za otwarte okno, strzepując popiół. Byłem wpatrzony w cudowny, wiosenny poranek. Ciepłe powietrze muskało delikatnie moją twarz. Przez nadmierne ciepło papieros był w pewien sposób gęstszy niż w chłodne dni. Mimo wszystko wolałem zimę od gorącego lata, czy wiosny, ponieważ wtedy szybciej się ściemnia. Częściej mogę się zaszyć w mroku i wykonać swoją pracę o 19, a teraz muszę czekać prawie do 22. O tej godzinie to wolę siedzieć już mocno naćpany.

Moje myśli to był jeden wielki bałagan. Nie wiedziałem co robić. Czułem jakby ten stary Peter zaczął się do mnie odzywać i wychodzić z cienia w mojej głowie. Sam nie wiem czy wciąż chciałem zabijać. Wyobrażałem sobie to życia z Avengersami, w ciepłym domu, z poczuciem bezpieczeństwa. Przestać skrywać uczucia pod maską opryskliwego i chamskiego nastolatka. Chciałbym odzyskać to co miałem. Tak cholernie chciałem. Chciałem doznać tego uczucia. Chciałem poczuć to rozlewające się ciepło na sercu. Chciałbym się nie bać.

Tak cholernie bym chciał..

Ale czy mogę? Czy jest w ogóle choć cień szansy? Moja.. rodzina mnie nie pamięta. Nie pamięta, tego co ja sobie przypominałem. Nie pamięta moich żartów z Clintem, majsterkowania z Tonym, treningów z Czarną Wdową i Buckiem, uczuciowych rozmowach z Wandą, naukowych dyskusji z Brucem.. i po prostu.. nie pamiętają oni. Może ja też wolałbym nie pamiętać? Wtedy byłoby to zdecydowanie łatwiejsze. Nie miałbym za czym tęsknić. Nie miałbym takich zagwozdek. Nie odkryłbym w sobie tego uczuciowego, ja, które było dla mnie tak nieznane nawet sprzed miesiąca.

Promień słońca padł na moje oczy, przez co zmuszony byłem je lekko zmrużyć. Wyrzuciłem za okno, już sam filtr, który pozostał po mojej używce. Zeskoczyłem płynnym ruchem z parapetu i zamknąłem stare okno, dość mocniej niż chciałem, przez co wydostał się dźwięk głośnego trzasku. Podszedłem do biurka, patrząc na parę strzykawek, które na nim leżały.

— Amfa, meta, koks, mefedron, a gdzie.. — wyszeptałem sam do siebie, błądząc wzrokiem po narkotykach. Wyszukałem wzrokiem, ten, który aktualnie chciałem zażyć. Wyszczerzyłem swoje zęby, uwydatniając je wszystkie. Objąłem opuszkami palców szklaną część. Przyjrzałem się dokładnie substancji. — Fenantyl.. mój ukochany. — kciukiem drugiej dłoni rozmasowałem wewnętrzną stronę zagięcia łokcia. Bez większego namysłu wbiłem ostrą końcówką i wypełniłem swój krwioobieg, jakże magiczną cieczą.

Odrzuciłem już pustą strzykawkę i pognałem do łazienki. Dalej byłem w swoim czarnym stroju, niedługo będzie Smith, wypadałoby się przebrać. Zamknąłem drzwi od łazienki przekręcając kluczyk. Z pochwy wyjąłem pistolet, który ZAWSZE noszę przy sobie i rzuciłem go na blat łazienki. Tak, wolałem mieć spluwę nawet w łazience. Wszedłem pod prysznic, puszczając wodę, aby się nagrzała przed moim wejściem tam. Przyjemny szum, dobiegł do moich uszu, na co delikatnie się uśmiechnąłem. Wyciszał on moje zmysły. Para od ciepłej wody sprawiła, że w łazience zaczęło być duszno, a lustro stało się zamglone. Zacząłem powoli zdejmować obcisły spandex, tak aby nie uszkodzić ran. Z obrzydzeniem spojrzałem na wyparzony napis na mojej skórze 'własność Hydry'. Westchnąłem cichutko, starając się tym nie przejmować. Jak mam myśleć o lepszej przyszłości, gdy mam wyryte to na własnej skórze?

Oparłem ręce o zniszczoną umywalkę i pustym wzrokiem spojrzałem się w lustro.Czarny kostium już nie pokrywa mojego ciała. Wpatrywałem się na blizny na mojej klatce piersiowej. Stare siniaki, blizny po kilkukrotnym dźgnięciu nożem..

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz