MIESIĄC PÓŹNIEJ
Pov. Tony Stark
— Hej mały — wyszeptałem wchodząc do sali chłopca. Westchnąłem głęboko siadając na krzesło. Zeskanowałem wzrokiem ciało Petera. Zmienił się przez ten miesiąc. Nie jest już taki blady, wory pod oczami są znikome, a jego sylwetka nie przypomina już kościotrupa. Ścisnąłem małego misia w stroju spider-mana. Uśmiechnąłem się delikatnie na jego widok. Był od Nicka Furrego. Naprawdę uroczy gest, który absolutnie nie pasuje do dyrektora. Położyłem pluszaka obok niego. — To od Nicka. Wiem też się nie spodziewałem.. — zaśmiałem się cicho. — Mija miesiąc od.. — westchnąłem. Złapałem chłopca za rękę. — Nie sądziłem, że aż tak długo ciebie z nami nie będzie. Myślałem, że szybko dasz sobie z tym radę — spojrzałem na twarz chłopca w nadziei o jakiś odzew. Jednak jak zawszę jej nie dostałem.
Zacisnąłem mocniej drobną rączkę chłopaka i przyłożyłem ją wraz z moją trzęsącą dłonią do twarzy. Czułem jak łzy chcą wypłynąć na światło dzienne. Przeczesałem włosy chłopca opuszkami moich palców. Następnie zjechałem na twarz i delikatnie pogłaskałem jego policzek.
— Chciałbym, abyś się w końcu obudził dzieciaku.. — wyszeptałem. Przetarłem wierzchem dłoni już mokry policzek. Przegryzłem dolną wargę, aby powstrzymać kolejne oznaki słabości. Wpatrywałem się w chłopca przez parę kolejnych minut. — Muszę lecieć Pete. Mam misję i papiery.. wiesz jak to jest. Sam z Buckiem też dziś wpadną do ciebie — powiedziałem wstając powoli z krzesła. Nachyliłem się nad chłopcem i pocałowałem go w czoło odgarniając jego brązowe loki. — Kocham cię razy trzy tysiące Pete.
Wyszedłem z sali zamykając za sobą drzwi. Powolnym krokiem brnąłem przez biały korytarz. Tak tego nienawidziłem. Nienawidziłem tu być. Jednak byłem i to pary razy dziennie. Większość dnia przysiadywałem u niego. Chciałem być jak się obudzi. Być przy nim. Uspokoić go. Przytulić. Zetrzeć łzy z jego bladego policzka. Zobaczyć w końcu te czekoladowe tęczówki. Po prostu być obok niego.
Odrętwiały wszedłem do metalowej windy. Oparłem się plecami o zimną ścianę windy. Klikąłem odpowiedni numer i czułem jak winda pędzi w górę. Mimo, że jestem tam bardzo często to za każdym razem przeżywam to emocjonalnie. I tak jest lepiej niż w pierwszym tyugodniu po uśpieniu Petera. Wtedy jedynie tam przesiadywałem. W tych 4 białych ścianach.
3 TYGODNIE TEMU
Nie wiem ile już tu leżałem. Może parę godzin? A może parę dni? Nie wiem. Nie miało to znaczenia. Znaczenie miał tyko ten nieprzytomny brunecik podłączony do setki maszyn.
— Tony — wyszeptała Natasha. Nie zwracając na nią uwagi dalej wpatrywałem się w chłopca. Kobieta podstawiła krzesło obok mojego i na nim usiadła. — Wiem, że to ciężkie Tony. Ale siedzisz tu już 3 dzień. Nie spałeś i nie jadłeś przez te dni. Chcesz leżeć obok niego zaraz?
— Nie obchodzi mnie to — warknąłem z wyczuwalnym jadem w głosie. — Chce być z nim jak się obudzi. Tylko to się liczy.
TERAZ
Nie ujrzałem nawet kiedy znalazłem się na piętrze mieszkalnym. Wyszedłem z windy i skierowałem się do kuchni. Przybrałem na swoją twarz delikatny wyćwiczony uśmiech. Usiadłem na stołku barowym naprzeciw Natashy, Clinta oraz Odinsona. Wszyscy zapijali swój napój w ciszy. Natasha kawę, Clint kakało, a Thor jak zwykle piwo.
Tak było w wieży odkąd mały jest w śpiączce. Było cicho. Po prostu cicho. Jakby każdy zamilkł i nie śmiał się odezwać. Dla Petera wciąż jemy wspólne kolację, jednak teraz już nie często słychać śmiech Avengersow jak kiedyś. Choć w ostatnim czasie coraz częściej. Staramy się żyć jak kiedyś, bo wiemy, że właśnie tego by on chciał. Chciałby, abyśmy się śmiali, dyskutowali na najgłupsze tematy. Chciałby abyśmy byli szczęśliwy. Jednak bez niego to niemożliwe. I każdy się o tym przekonał.
CZYTASZ
Dzieciaku, przestań | Irondad
FanfictionMrok, otaczał go od najwcześniej chwili jego marnego istnienia. Mrok zawsze chodził w parze z bólem i strachem. Jak bracia i siostry, papużki nierozłączki, które nękają go. Nękają go w dzień, nękają go w noc. Nękają go zawsze. Może nie miały innej o...