Rozdział 16

1.9K 123 126
                                    

Pov. Tony Stark

2 godziny później

— Co z nim? — wstałem gwałtownie z krzesła w poczekalni widząc wychodzącego Strange'a.

— Tony.. jest okropnie — westchnął. — Nie wiem kto mu takie świństwo zrobił. Jest cały w siniakach, ma złamany nos, 5 żeber, skręconą kostkę, plecy oraz brzuch ma całe w ranach i bliznach, wygląda na to, że ktoś go chłostał, dwie rany kłute pod żebrami.. Jest na skraju śmierci z wygłodzenia, a jego serce ledwo działa ze względu na narkotyki. Podejrzewam, że też pił dużo bo jego wątroba też jest w złym stanie. Tak naprawdę każda kolejna dawka narkotyków może spowodować zatrzymanie akcji serca.

— Cholera — ukryłem twarz w dłoniach. — Wiadomo co brał?

— Tak, najgorszy syf jaki istnieje na tym świecie. Fentanyl - najbardziej uzależniający i niszczący narkotyk na przestrzeni ostatnich lat. Ma też liczne rany na przedramionach, najpewniej po samookaleczeniu. I.. eh Tony nie wiem czy powinienem ci to mówić — westchnął.

— Chce wiedzieć o wszystkim — stwierdziłem bez chwili zawahania.

— Znalazłem w jego krwi.. i w miejscach.. Tony on był gwałcony — wyszeptał. Spojrzałem na niego zszokowany.

— Nie.. to nie możliwe.. — wydukałem.

Bił go, chłostał, głodził, a w dodatku gwałcił go? On jest potworem nie człowiekiem. Miałem ochotę go zabić. Udusić. Widzieć jak cierpi, jak błaga o śmierć. Tak jak Peter błagał. Dlaczego go wyrzuciłem? Dlaczego się nie zainteresowałem nim jak zobaczyłem go w tym barze? Może wtedy skończyło by się to wcześniej, lub w ogóle nigdy nie zaczęło. Byłem zły. Zły? To mało powiedziane. Ostro wkurwiony.

Na siebie.

— Przykro mi Tony.. — powiedział po chwili ciszy przyjaciel. — Kto mu to zrobił? Co mu się stało?

— Za 30 minut będzie spotkanie, powiem wam wszystkim. M-mogę do niego wejść? — spytałem cicho.

— Tak, oczywiście. Śpi na razie.

— Dziękuje Stephen — wyszeptałem i udałem się w stronę wejścia do sali.

Wziąłem głęboki oddech i nacisnąłem na klamkę. Zamknąłem za sobą drzwi i popatrzyłem na chłopca. Był podłączony do masy urządzeń monitorujących. Na całym ciele miał liczne bandaże. Na samej twarzy miał opatrunek na nos i kilka plasterków. Włosy opadały mu na czoło, a sam był okropnie blady. Gdyby nie maszyna monitorujące jego funkcje życiowe to myślałbym, że nie żyje.

Podsunąłem krzesło pod jego łóżko i usiadłem na nim wpatrując się w spokojną twarzyczkę chłopaka. Czułem jak łzy zaczynają się gromadzić w kącikach oczu. Schyliłem lekko głowę i zatopiłem twarz w swoje zimne, trzęsące się dłonie.

W sali było słychać tylko cichy oddech Petera i maszynę podłączoną do jego serca. Ta cisza mnie przygniatała. W mojej głowie rodziły się wspomnienia śmiejącego się Petera i zadawającego mnóstwa, często niepotrzebnych, pytań. Tęskniłem za tym. Od tamtego momentu czułem dziwną pustkę w moim życiu. Teraz już wiem dlaczego. Brakowało mi tego dzieciaka. Mimo, że byłem dla niego najgorszym dupkiem to i tak zależało mi na nim. Chciałem, żeby miał lepsze życie. A tylko to jeszcze bardziej spierdoliłem.

Brawo Stark, kurwa gratulacje.

Moje rozmyślenia przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Pospiesznie otarłem łzy z policzków i skierowałem wzrok w stronę dochodzącego dźwięku. Ujrzałem rudowłosą. Posłała mi lekki uśmiech i usiadła na skraju łóżka Petera. Wkułem wzrok w ziemię, gdy poczułem kolejne napływające łzy.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz