Pov. Peter parker
— Jestem — mruknąłem i od razu rzuciłem się na łóżko. Dziś nie było tak źle wiec wyszedłem sam. Dostałem tylko kilka razy biczem po plecach, nic wielkiego.
— Cholera Peter! Masz całe plecy we krwi! Czemu znów na to pozwoliłeś? Wiesz, że poszlibyśmy za ciebie? — powiedział Jake, wchodząc na stołek i zaglądając na moje piętrowe łóżko. No tak, z bólu zapomniałem o koszulce.
— Nie pozwoliłbym na to — posłałem blondynowi lekki uśmieszek. — Dość już wycierpieliście przez te lata.
— Na pewno mniej dostaliśmy razy przez całe życie niż ty przez 2 miesiące! On ciebie bierze jakiejś 2 razy dziennie i zawsze dostajesz! — krzyknął oburzony Max.
— Dla mnie już wszystko stracone, jestem tylko jakimś ćpunem, jego zabawka. Nie mam już przyszłości. Wy ja macie — wyszeptałem.
— Peter.. nie jesteś jego zabawk-..
— To czemu się mną zabawia ile wlezie? Dlaczego mnie gwałci? Dlaczego tak mówi.. — czułem jak pieką mnie oczy od łez, które bardzo chciały wypłynąć.
— Bo jest psychopatą. Peter wyciągniemy cie stąd jasne? Nie możesz tu dłużej siedzieć — do rozmowy przyłączył się Mike. — Brałeś dziś leki?
— Nie — mruknąłem wiedząc, że okłamywanie ich w tej kwestii jest nie możliwe. Zawsze maja policzone ile ich jest i zawsze to oni muszą skontrolować bym je połknął.
Poczułem jak Max wstaje z łózka pode mną. Skanowałem go wzrokiem jak podchodzi do szafki. Pod skarpetkami odnalazł małe pudełeczko i wyjął z niego dwie tabletki. Podszedł do biurka po wodę i podał mi ją razem z lekami. Brunet dołączył do blondyna, który stal na krześle i razem mi się bacznie przyglądali.
— Muszę? — westchnąłem. Nie chciałem wziąć tabletek na sen. Co jak akurat, gdy zasnę coś się stanie? Co jak wtedy ten skurwiel podniesienie na kogoś rękę i nie będę w stanie nikogo obronić?
— Tak Peter. Zasługujesz na choć odrobinę snu. Wiemy przecież, że od 2 dni nie zmrużyłeś oka — wyszeptał.
Jęknąłem cicho i wrzuciłem tabletki do gardła je od razu połykając. Otworzyłem buzie, aby koledzy mogli zobaczyć.
Pov. Max Romans
— Zasnął? — spytałem wchodząc do pokoju.
— Tak — westchnął cichutko Jake posyłając mi zmęczone spojrzenie.
— Znów próbował to zwymiotować? — usiadłem naprzeciw niego.
— Tak — mruknął. — Max, musimy go jakoś stąd wyciągnąć.
— Wiem — złapałem się za głowę próbując coś wymyślić.
Ale jak? Już nawet nie chodzi o sam fakt ucieczki z sierocińca. Bo to nie byłoby aż tak trudne. Trudniejsze byłoby przekonanie samego Petera. On nie chce nas zostawiać. Nie chce zostawiać dzieciaków. On chce nas bronić. Mówiliśmy mu po milion razy, że pójdziemy za niego. Ale on się nigdy nas nie słuchał. Czasem nawet krył, że musi iść do tego jebanego biura.
Tak bardzo żałuje tego dni, gdy May zmarła. Mogliśmy nie dzwonić po opiekę. Albo próbować do innych domów dziecka. Cholera! Nie domyśliłbym się, że właściciel zrobi mu takie piekło. Owszem, domyślałem się, że Peter kilka razy dostanie bo ten chłopak uwielbia się wpakowywać w problemy. Moim zadaniem z chłopakami było go odciągnąć od tego. Jak widać, nie wyszło.
Moją niedługą ciszę z Jakiem przerwało cichutkie pukanie do drzwi. Wymieniłem pytający wzrok z blondynem i podszedłem do drzwi. Nie pewnie je otworzyłem. Przed drzwiami od pokoju ujrzałem 3 małe kruszynki. Ulubieńcy Petera, za których oddałby życie. Zawsze chłopak spędza z nimi mnóstwo czasu. Czyi Bella, Van i Nate.
CZYTASZ
Dzieciaku, przestań | Irondad
FanfictionMrok, otaczał go od najwcześniej chwili jego marnego istnienia. Mrok zawsze chodził w parze z bólem i strachem. Jak bracia i siostry, papużki nierozłączki, które nękają go. Nękają go w dzień, nękają go w noc. Nękają go zawsze. Może nie miały innej o...