Rozdział 25

1.1K 91 29
                                    

Nie zabijcie mnie za ten rozdział pls



Pov. Peter Parker

Nie wiedziałem co mam z tym zrobić. Ktoś mnie obserwuje. Ktoś widzi mój każdy ruch. Ktoś chce mi zrobić krzywdę. Nienawidzę tego czekania. Tego życia w niepewności. Tego strachu gdy wychodzę z wieży i świadomości, że ktoś może mi coś zrobić. Największe przerażenie we mnie wywiera, że to osoba, która zniszczyła doszczętnie resztki mojej psychiki. Resztki mojego zaufania, radości i nadziei. Napędziła mnie strachu do zwykłego ludzkiego dotyku. Do czegoś z czym powinna kojarzyć się miłość i ciepło. Do zwykłych słów, na które przechodzą mnie ciarki przez moje wspomnienia. Do jebanej traumy na cale życie. Czy kiedyś się z tego uwolnię? Czy kiedyś będę wolny od tego człowieka?

Nie mogłem żyć z tym dłużej na trzeźwo. Dlatego też siedziałem na moim ulubionym dachu z butelką wódki w ręce. Wolałbym narkotyki, ale nie do końca wiedziałem gdzie ich znowu szukać. Robiło się już ciemno i czułem jak czarna bluza i dżinsowa kurta przestawały mi wystarczyć na tą temperaturę. Z każdym łykiem coraz bardziej kręciło mi się w głowie, jednak ciągle chciałem więcej. Chciałem na chwilę zapomnieć. Tylko na moment.

Łzy zlatywały po moich zaczerwienionych policzkach. Nie chciałem tak żyć. W ciągłym strachu. Nie umiałem do cholery. Jestem tylko cholernym dzieckiem! Powinienem wagarować z kumplami, bawić się i korzystać życia. Nie się bać wyjść z 'domu'.

Czy wieża to mój dom? Czułem się tam jak w domu. Biło od niego ciepło. Mimo wszystko lubiłem tam być. Lubiłem śmiać się z Clintem i wkurzać go z Buckiem, słuchać historii o wojnach od Steva, majsterkować z Tonym, ćwiczyć z Natashą, dyskutować z Brucem, tłumaczyć różne rzeczy Visionowi, oglądać romantyczne komedie z Wandą i po prostu lubiłem z nimi spędzać czas. Panowała tam rodzinna atmosfera, którą wręcz kochałem. Na chwilę zapominałem o mojej przeszłości. Właśnie. Na chwilę.

Zaczerpnąłem ostatniego łyka gorzkiego trunku. Przetarłem rękawem usta, aby smak na nich nie pozostał. Wyrzuciłem szklaną butelkę za siebie, a już po chwili słyszałem jak się rozbija.

Wpatrywałem się w moje nogi, które wisiały nad przepaścią. Gdyby nie moja samoprzylepność już dawno bym spadł. Nie myślałem już na pewno trzeźwo.

Obraz kręcił mi się nieubłaganie na co się delikatnie uśmiechnąłem. Bylem już tak napierdolony, że mało co mnie obchodziło. Nawet tajemniczy numer. Wreszcie wszystko co złe wypadło mi z głowy. Tyle czekałem na ten moment. Na ten stan, w którym nic cię nie obchodzi bo w końcu nie jesteś trzeźwy.

Położyłem się na krawędzi stykając plecy z zimnym metalem. Wpatrywałem się w ciemne niebo i gwiazdy na nim. Było takie piękne, czyste. Każda ta mała jasna kropka już tyle widziała. Przez tyle lat rozświetlała naszą ziemię. Widziały tyle ludzi. Tyle okrucieństwa i tyle dobra. Chciałbym czasem być jak one. Po prostu obserwować. Nie być w nic zaaranżowanym.

Pamiętam jak oglądałem gwiazdy z ciocią. Zawsze było wtedy letnie powietrze, a ciepły wiatr targał pięknymi włosami May. Leżeliśmy w środku pola na kocyku od mojej mamy, który własnoręcznie uszyła na moje 8 urodziny. To były ostatnie urodziny z nią spędzone. Dlatego go tak kochałem. W ciszy oglądaliśmy te małe świecące kropki na niebie. Dalej pamiętam co mi powiedziała pewnego dnia. Była to pierwsza rocznica śmierci wujka. Wracaliśmy z cmentarza i zatrzymaliśmy się na polu. Tam kiedyś grałem z nimi w berka, dlatego ciocia wybrała to wyjątkowe miejsce.

"ta gwiazda należy do twojego wujka, wiesz czemu? Bo najmocniej świeci dla nas. I zawsze będzie dla nas tak świeciła, choćby miałby być koniec świata.  On nigdy nas nie opuści. O, a ta należy do twojej mamy. Piękna, mała i skromna, ale zawsze widoczna na niebie. A tamta obok, dla twojego taty. Bo ciągle był obok niej. Nigdy się nie rozdzielali"

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz