Rozdział 50

625 49 5
                                    

Pov. Tony Stark

Powolnym rokiem dążyłem w kierunku salonu, miękko przecierając zaspane oczy. Tłumaczenie dzieciakowi po raz setny, że coś nie było rozkazem stało się po jakimś czasie bardzo męczące. Mimo to, nie mogłem go za to winić. To nie jego sprawka, że tak działa jego myślenie. Po kilku dłużących się w nieskończoność krokach, ujrzałem salon. Wszyscy na moje przyjście z wejścia zamilkli, i wpatrywali we mnie swe spojrzenie. Zignorowałem to i podążyłem w kierunku miłej kanapy, która zachęcała do rozwalenia się na niej.

— Gdzie jest dzieciak? — spytała Natasha, gdy ułożyłem się na turkusowej miękkiej sofie. Od razu wepchnąłem się w ramiona Steva, a on mnie nimi objął.

— Jest w pokoju, musi iść spać, miał dziś trochę emocji — przyznałem usiłując się na lekki uśmiech.

Światło w salonie było zgaszone, a promień jasności dochodził jedynie z telewizora, na którym leciał jakiś film przygodowy. No i również z księżyca, którego w końcu odsłoniły ciemne chmury, tym samym niwelując deszcz. Spojrzałem przelotnie na zegar. Dochodziła prawie pierwsza w nocy, co też tłumaczyło nieobecność w salonie Wandy i Visiona. Ta parka kocha się wcześnie kłaść, gdy domownicy jeszcze długą nie śpią, a wstawać, gdy dopiero co słońce się pojawiało w oknach. Inni woleli noc, a zwłaszcza ja. Od zawsze wolałem być obudzony w ciemności i w niej pracować, a kłaść się spać gdy nadchodził świt. Zmieniło się to trochę od kiedy śpię w jednym łóżku razem ze Stevem. Rzadko co śpi beze mnie, a wiem, że nie lubi się za długo męczyć w nocy.

Ułożyłem głowę w zagięciu szyi partnera, na co on pocałował mnie w czubek głowy. Odetchnąłem jego męskimi perfumami, które podarowałem mu na naszą miesięcznice. Mimowolnie na mojej twarzy uformował się lekki uśmiech.

— Jak z nim, tak w ogóle? — spytał Bucky lekko zachrypniętym głosem.

— Nieciekawie — przyznałem, wspominając zdarzenia zaledwie sprzed godziny. — Myśli, że wszystko co mu powiem to rozkaz..

— Pewnie pamięta wspomnienia z przeszłości, ale nie widzi ich jako coś co się zdarzyło tylko jako sen, dlatego ma wartości tylko z Hydry — westchnął były żołnierz. — Ale zacznie to rozumieć. Tylko, trzeba mu dać trochę czasu.

— Damy mu tyle ile potrzebuje — uśmiechnęła się Natasha.

Nastała cisza, a raczej wszyscy wsłuchali się w film, w którym nie do końca wiedziałem o co chodziło. Każdy po prostu się bił ze sobą. Dlatego też pewnie się on im spodobał. Uwielbiają krytykować styl walki.

Mimowolnie zatopiłem się w myślach o tym chłopcu z brązowymi tęczówkami. Gdzieś w głowie miałem świadomość, że to dopiero początek tego wszystkiego. Dojdą koszmary, okrutne wspomnienia, walki z nałogiem czy ta cholerna diagnoza. Umrze. On umrze, najpewniej przede mną i przed nami wszystkimi. Nie wiem jak sobie z tym poradzę. Kurwa, nie poradzę. Ten brunecik włada moim sercem, czuje jak rozpada się na milion kawałków, gdy widzę strach w jego tęczówkach. Przymknąłem zmęczony oczy, próbując wydobyć fakt o jego śmierci z głowy. Zbawiennie przyszedł Clint, który swoim 'typowym' tekstem sprawił, że zacząłem otwierać oczy.

— Zrobiłbym to lepiej — powiedział pewnym głosem Clint, na co Natasha prychnęła. — No co?

Cicho się zaśmiałem, z myślą co nadchodzi.

— Przypominam jak ty przy takim manewrze zaliczyłeś glebę — wspomniała rudowłosa, na co wybuchnęliśmy wszyscy gromkim śmiechem, oprócz łucznika. Posłał jej gniewny wzrok. — I to porządną. — dodała.

— To była poufna informacja — wyszeptał zdenerwowany. Kobieta uniosła dłonie w geście obronnym, a ten założył ręce na tors, jak obrażony pięciolatek. Z tymi pół móżdżkami czasem czuję się jak w przedszkolu. Tylko takim dla dzieci specjalnej troski, z górującą trójką upośledzenia umysłowego Sama, Clinta i Thora, a czasem jest ich czwórka, kiedy dochodzi Bucky.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz