Rozdział 47

693 53 6
                                    

Pov. Peter Parker

Dzisiejszego wieczoru noc była wyjątkowo chłodna jak na środek maja. Sprawiła, że dłoniami okryłem swoje własne ramiona, kuląc się jak najbardziej w sobie, aby dostarczyć organizmowi choć trochę ciepła. Czułem, że mój lekko odstający nos jest czerwony jak u przysłowiowego renifera. Cienki spandex mnie wystarczająco nie ocieplał, nigdy nie musiał zresztą. Rzadko odczuwałem zimno skupiając się na swoim rozkazie, w dodatku najczęściej byłem w biegu. Niskie temperatury mi nigdy nie przeszkadzały. Ale teraz? Było zupełnie inaczej. Trzeźwy,  zdołowany, bez rozkazu i bez miejsca gdzie mogę się podziać. Dlatego też znajdowałem się na dachu jednego z wieżowców, a dokładnie to na tym, gdzie pierwszy raz ujrzałem Stark Tower. Lekko szklany oczętami przypatrywałem się wieży, gdzie jeszcze się znajdowałem parę godzin temu. W ten czas mrok zaczął panować na zewnątrz, a wraz z nim zimny powiew wiatru, który nieubłaganie czułem na swej skórze.

Gdzie mam iść, aby zapewnić sobie miejsce do spania, ciepło, może jakiś posiłek?

Nie mogę wrócić do swojego mieszkanka w Queens - mogę się założyć, że Smith tam jest. I wie wszystko. Wie, że nie zabiłem Starka. Wie, że bylem w wieży. Wie, że się nie udało. Że zawiodłem, cholernie zawiodłem. Jestem kurwa do niczego. Zdaje sobie sprawę co mnie czeka, jak właśnie tam wrócę, na pewno nic co mógłbym nazwać przyjemnym. Najpewniej ponownie mi wypierze mózg, abym nic nie pamiętał. Może to i lepiej? Może lepiej by było, jakbym sobie nie przypomniał nic o dawnym życiu? Może by było łatwiej?

Z drugiej strony, cholera, to uczucie, gdy widziałem troskę na twarzy mojego mentora. Nie rozumiałem tego,  cholernie tego nie rozumiałem, ale to ciepło rozlewające się po całym twoim ciele. To poczucie, że jest się dla kogoś ważnym. Kurwa, to było wspaniałe. Nie czułem tego nigdy, jedynie wspomnieniach, a czułem jakby nie były moje. Ale teraz, tak, to przyjemne uczucie spotkało mnie. Nie tamtego starego Petera, mnie. To o mnie ktoś się troszczył.. chyba?  Nie wiem jak się zachowuje osoba, która się o ciebie troszczy. Ale.. wydaje mi się, że właśnie tak.

A co jak to głupi podstęp? Głupi test, którego nie zdałem? Po co by miał to robić? Jaki to ma sens? Tu kurwa już nic nie ma sensu. Zasady, które miałem wpajane przez cały pobyt w Hydrze, czyli, dla mnie, przez wszystko co pamiętam, totalnie nie zgrywają się z tym co mówił pan Stark. Kto ma rację? Nie wiem, tak bardzo kurwa nie wiem.

O czym ja w zasadzie myślę? I tak nie mogę wrócić do Stark Tower, jestem mordercą. Oni są bohaterami. Poza tym - Smith mnie nie puści wolno. Nie uwierzę w to. Czuje, że do końca będę jego rychłą zabawką. Czy kiedyś się od niego uwolnię?

W mojej głowie panował istny mętlik. Mimo wszystko, powstrzymywałem się od tego. Od cholernego ćpania. Od kiedy wybiegłem z wieży chciałem przemyśleć to wszystko na trzeźwo. Poza tym, chciałem się jakkolwiek przyzwyczaić do tego uczucia. Przez coś, co  podał mi doktor Stephen Strange, kontrolowałem kończyny. Mogłem chodzić bez tego syfu. Jednak psychicznie powoli nie dawałem rady. Ta cała sytuacja mnie zabijała, ta myśl, że nie mam gdzie się podziać prowadziła do tego, że gorzkie łzy dochodziły do moich oczu. Jestem bezsilny. Cokolwiek nie zrobię będzie miało swoje cholerne konsekwencję przed, którymi chce uciec jak najdalej. Chce się ukryć i po prostu pozostać dzieckiem. Głupim nastolatkiem, gdzie największy problem to jakaś durna ocena. Czemu akurat mnie musiała zabrać Hydra?

Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy czując mokrą ścieżkę na policzku, która zrobiła łza. W głowie opierdoliłem się za to, w końcu łza to powód do wstydu. Tak mnie nauczyli. Ale to tylko w głowie, bo w rzeczywistości nie miałem na to ani grama siły. Po prostu płakałem jak bezbronne dziecko, przerażone dziecko. Bo mimo wszystko gdzieś tam nim nadal byłem. Choć nic nie pamiętam z mojego dzieciństwa, to bylem dalej głupim bachorem.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz