Rozdział 31

1.2K 86 72
                                    

2 tygodnie później

Pov. Tony Stark

— Peter! Clint! — krzyknąłem wchodząc do salonu. Rozejrzałem się uważnie. Przeskanowałem cały salon, a mój wzrok zatrzymał się na wystającej stopie Hawkeye'a za kanapą. Prychnąłem lekko. Tacy Avengersi, a się dobrze schować nie umieją. Skrzyżowałem ręce na torsie i westchnąłem. — Dzieci drogie, chujową macie tą miejscówkę. Wychodzić mi już, raz, dwa.

Po chwili Peter wraz z Bartonem wyłonili się zza kanapy z obrażonymi minami 5 latków. Powoli wyszli zza mebla, przyjmując miny zbitych psów. Westchnąłem ponownie skanując tą 2 urwisów wzrokiem.

— Będzie opieprz? — spytał Peter po chwili ciszy.

— Będzie — stwierdziłem od razu. — Ile ja razy mam wam powtarzać, że nie dotykamy cudzych rąk?

— Bucky sam ją zostawił  na blacie! — krzyknął oburzony Clint. — Sam się prosił.

— O namalowanie na niej księżniczki Barbie? — podniosłem brwi do góry.

— To kopciuszek — mruknął chłopiec. Zderzyłem rękę ze swoim czołem. Z kim ja mieszkam?

Jeden lepszy od drugiego po prostu. Mieszkanie z idiotami. Peter ma 16 lat, jego da się zrozumieć, ale ten stary piernik? To chyba debilizm wrodzony. Albo jakaś odmiana autyzmu. Co by do mężczyzny idealnie pasowało.

— Znowu coś zmajstrowali? — spytała Natasha wchodząc do salonu z kubkiem w ręce. Już czułem zapach przepysznej czarnej kawy. Najchętniej wyrwałbym ją agentce, ale  skończyłoby się to moją śmiercią z rąk rudowłosej.

— A jakże by inaczej — odparłem wciąż wpatrując się w idiotę i jego małego pomocnika.

— Bucky siedzi w łazience od 15 minut — zaśmiała się druga rudowłosa wchodząc do pokoju. Wanda Maximoff zeskanowała wzrokiem dwójkę stojącą przede mną jak przed wyrocznią. Westchnęła lekko się podśmiewując. — Słyszałam tylko 'kurwa jebana kopciuszka, zmyj się kobieto'

— Mamy przejebany młody — łucznik westchnął kładąc dłoń na ramieniu chłopca.

— Język! — krzyknął Kapitan, na co wszyscy wywróciliśmy oczami. Później się dziwi, że go przedrzeźniamy.  — I nie wywracać mi oczami! Szanujcie chociażby mowę ojczystą!

— Dziś macie farta — mruknąłem. — Tylko ostatni raz taki wyskok ma być — dodałem grożąc palcem.

—  Thor, Bruce, Vision i Sam już pojechali? — spytała Wanda siadając na kanapie. Kobieta skupiła wzrok na jakiejś gazetce.

— Tak, z rana, nie mieli czasu już się żegnać — dosiadłem się do rudowłosej wtapiając się w miękką sofę.

— Gdzie? — spytał łucznik dosiadając się do naszej dwójki. Posłałem mu wrogi wzrok na co mężczyzna odsunął się ode mnie z miną obrażonego pięciolatka. Szkarłatna Wiedźma prychnęła śmiechem widząc minę Bartona.

— Do Asgardu — stwierdziłem. — Muszą coś tam ważnego rozpracować. W dodatku Loki znów odpierdala maniane,  jadą to ogarnąć.

— CZŁOWIEKU! — krzyknął Kapitan wparowując do salonu. Mężczyzna miał na sobie różowy szlafrok, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Blondyn westchnął oburzony i wyszedł z przytupem, udając się do swojego pokoju.

— Cudowny szlafrok, Barbie! — przyznał Clint, mając łzy w oczach od śmiechu.

— SPADAJ KASZTANIE! — krzyknął, odchodząc od naszego towarzystwa poza zasięgiem naszego wzroku.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz