Rozdział 37

777 63 12
                                    

Tydzień później

Pov. Peter Parker

Czułem mrok. Mrok był wszędzie. Tam i tu. We mnie i wokół mnie. Moje oczy widziały nicość, a bardziej doskonaląc, czarną przestrzeń. Spojrzenie nie wyłapywało żadnego obiektu. A ja sam w środku czułem się pusty. Gniło we mnie jedynie znajome poczucie strachu. Oh tak, idealnie znałem te uczucie. Gdy ręce zaczynają drżeć, gdy oddech wraz z sercem przyśpiesza do jego maksymalnej prędkości, gdy z opuchniętych oczu leci ci kolejna słona łza, gdy ściska żołądek, gdy kropelki potu powoli spływają po twoim czole. Ah, znałem je lepiej niż bym chciał.

Uchyliłem leniwie powieki. Spod zmrużonych i zmęczonych oczu ujrzałem cele. Znów ta sama, szara, niezwykle brudna i zaniedbana cela.

Co dzień miałem nadzieję, że obudzę się gdzie indziej. Gdziekolwiek indziej.

Może na łące? Gdzie słońce grzeje ciało, a po kilku godzinach cera robi się wręcz spalona, a na twarzy pojawiają się piegi.

Może w łóżku? Prawdziwym, miękkim łóżku, gdzie materac zapada się delikatnie pod ciężarem. Przykryty czystą, grubą kołdrą z laptopem na kolanach. Przejmować się jedynie ciekawym serialem, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Nie wiem gdzie, ale wolałbym być gdziekolwiek indziej niż gdzie się obecnie znajdowałem.

 Mój, jakże pusty wzrok skupiłem na niegdyś białej ścianie, lecz teraz była szarawa z kroplami krwi na niej, jak i odciskami dłoni umazanych w soczystej czerwonej cieczy. Żołądek sam z siebie wywijał się na wszystkie strony patrząc na to.

Podniosłem się do siadu, opierając poranione plecy o zimną ścianę. Ponownie przymknąłem oczy, a po chwili po moim policzku poleciała pojedyncza słona łza.  Chciałbym wrócić..

Gdzie?

O czym ja myślałem? Gdzie chciałem wrócić? Miałem gdzie wrócić? Czy kiedyś mogłem gdzieś wrócić? Czemu nie mogę sobie przypomnieć końcówki mojej własnej myśli? Czułem pustkę. Chyba.. miałem kiedyś gdzie wrócić? Tylko gdzie do cholery? Czemu tego kurwa nie pamiętam?

Czemu tego kurwa nie pamiętam?

Czemu tego kurwa nie pamiętam..

Czemu.. tego kurwa nie pamiętam...?

Nagle gwałtowanie otworzyłem oczy. Po chwili jednak byłem zmuszony je zmrużyć przez białe, palące światło. Chciałem zakryć wrażliwe oczodoły dłonią. Jednak nie mogłem jej ruszyć. Poczułem na poranionym nadgarstku zimny i chłodny metal, który znacznie uniemożliwiał mi podniesienie jakiejkolwiek ręki. Byłem uwięziony. Oznaczało to tylko jedno.

Zaraz się zacznie prawdziwe piekło.

— Peter Parker, obiekt numer sto czterdzieści jeden, próba numer pięćdziesiąt cztery, wstrzyknięcie serum numer sto dwadzieścia jeden — usłyszałem spokojny ton jednego z naukowców. Chciałbym być tak spokojny jak on, lecz czułem jak stres i strach zjada mnie od środka. Czułem jak krzyczę, jednak on nie opuścił moich ust. Krzyczałem w środku. Chciałem coś zrobić, ale nie mogłem.

Westchnąłem cichutko, wiedząc, że zaraz poczuje okropny ból. Nie uchylając powiek pozwoliłem sobie na łzę. Łzę słabości, przepełnioną bólem i ogromnym strachem. Strachem, bo jestem tylko dzieckiem, które się boi. Prawda?

Bo jestem dzieckiem?

 A może i nie?

Nienawidziłem tej niewiedzy. Tych niedociągniętych myśli. Tej niepewności, wobec tego kim ja w ogóle byłem. Bo kim ja byłem? Miałem przeszłość? Ja.. kojarzę ją. Kojarzę to ciepło. Pamiętam jakie ono było. Pamiętam, że kiedyś się nie bałem. Pamiętam, że kiedyś było.. okej.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz