Rozdział 18

1.6K 111 27
                                    


Pov. Peter Parker

— To twój pokój — miliarder otworzył drzwi i wskazał na pomieszczenie.

Postawiłem mały krok rozglądając się po pokoju. Był cudowny. Ściany były śnieżno-białe, prócz jednej która była szaro-niebieska. Przy ogromnym oknie z cudownym widokiem na Nowy Jork stało biurko. Było też łóżko, a przy nim fotel. Cały pokój był w plakatach Star Warsów. Spojrzałem zszokowany na mentora, na co on wysłał mi lekki uśmiech.

— Jest idealny — skwitowałem cicho wyrażając mój zachwyt pokojem.

— Tak myślałem, że ci się spodoba — starszy roześmiał się. — Tutaj masz łazienkę. Ogarnij się i przyjdź do salonu. Drużyna chcę cię pomęczyć trochę.

— Wiem, wiem — westchnąłem siadając na łóżku.

Mężczyzna posłał mi uśmiech i wyszedł z pokoju. Przetarłem twarz dłoniami i ruszyłem do łazienki. Od razu zauważyłem ręcznik jak i nowe ubranie wraz z bielizną. Naprawdę się postarał.

Zrzuciłem z siebie koszulkę. Podszedłem do lustra i zacząłem się sobie przyglądać. Wyglądam jak wrak. Jak jebany trup. Całe moje ciało jest w bandażach. Zacząłem powoli je odklejać. Skrzywiłem się na widok licznych siniaków i ran. Ostatnie zostały na ramionach. Tego najbardziej nie chce widzieć. Są to świadczenia  o mojej słabości. O tym jak sobie nie poradziłem. Poniżające jest to, że sam Tony Stark je widział. Widział moje słabości. Cholera.

Ostrożnie zdjąłem bandaże z rąk. Całe poszarpane ręce i ślady po igłach. Westchnąłem głęboko i zdjąłem resztę ubrania. Włączyłem ciepłą wodą i wszedłem pod strumień. Odetchnąłem z przyjemnego uczucia na ciele. Dawno tak nie miałem.

Syknąłem gdy wręcz gorący strumień zahaczył o moje poranione plecy. Szybko umyłem włosy i wyszedłem spod prysznica.

Wytarłem się miękkim i pachnącym ręcznikiem. Ubrałem bieliznę, a po tym czarne dresy zostawione przez mentora. Zacząłem opatrywać rany na nowo. Po wielu skrzywieniach i wylanych łez bólu wreszcie skończyłem. Narzuciłem na siebie białą over-size koszulkę, a na nią czarną bluzę z kapturem.Otarłem lustro, które zaparowało i znów spojrzałem się na swoje lico.

Blada twarz, włosy cienkie, opadające, zmęczone spojrzenie, kości przyklejone do skóry. Nienawidzę siebie. Chce mi się wymiotować jak patrzę na siebie. Jebany ćpun, narkoman. Ofiara losu. Bezużyteczna zabawka. Śmieć, który nie powinien marnować tlenu.

Westchnąłem.

Ostatni raz przeskanowałem siebie obrzydzonym wzrokiem i wyszedłem z łazienki. Zauważyłem telefon na biurku. MÓJ telefon. Od razu podszedłem i wpisałem proste hasło. Zastałem kilkanaście nieodebranych połączeń od Maxa, Harrego, Micheala i Jake'a. Po chwilowym zastanowieniu posłałem każdemu z nich krótkiego SMS, że wszystko okej i jestem w wieży. Stwierdziłem, że oddzwonię do nich później. Wyłączyłem telefon i zostawiłem go w takim miejscu jakim znalazłem.

Odetchnąłem głęboko i ruszyłem w stronę drzwi. Złapałem za klamkę i powoli wyszedłem z moich czterech ścian. Ruszyłem powoli w kierunku salonu zagryzając prawy policzek ze stresu. Powoli do moich uszu zaczęły dochodzić śmiechy drużyny.

Zatrzymałem się przy zakręcie przysłuchując się ich rozmowy.

— CLIIINNNNTTT!!! — krzyknęła czarna wdowa. — JESZCZE RAZ SPRÓBUJ MNIE WALNĄĆ TĄ PODUSZKĄ!

— WYRZUCIŁAŚ WŁADZIA — odkrzyknął oburzony łucznik. — JESTEŚ POTWOREM!

— Clint.. TO BYŁA MUSZELKA Z PLAŻY Z WSPÓLNYCH WAKACJI W 2016 ROKU! — do rozmowy dołączył się falcon.

Dzieciaku, przestań | IrondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz