Pov. Peter Parker
— Stary, nie za często? Ile w tym tygodniu razy brałeś? — Max usiadł obok mnie widząc jak trzymam w dłoni strzykawkę.
— Kilka — mruknąłem cicho, unikając szczegółowej odpowiedzi na pytanie.
— To znaczy codziennie tak? — spytał Mike wtrącając się do rozmowy. — Wiemy stary, że jest słabo w chuj, ale nie możesz się przez to niszczyć. To cię zabije.
— Nic mnie nie zabije — wyszczerzyłem zęby do przyjaciela. Wbiłem chłodny metal w skórę i wycisnąłem zawartość strzykawki do swojego ciała. Wyrzuciłem przedmiot na podłogę. Odchyliłem głowę do tyłu czując jak błogostan powoli się zaczyna.
— Pete, nie możesz brać dzień w dzień, rozumiesz? Jesteś uzależniony — stwierdził Max szturchając mnie lekko z ramię.
— Czemu nie? — prychnąłem. — Nie martwcie się, wyjdę z tego. Naprawdę. Wyjdę..
— Stark nie zauważył, że jesteś naćpany jak szpadel na stażu? — spytał Mike.
Poczułem jakby coś zakuło mnie w sercu.
— J-ja.. — zaciąłem się na chwilę, aby wziąć powietrze do ust. — Nie mówiłem wam, ale.. tydzień temu Stark mnie wyjebał ze stażu.
— Co?! — krzyknęli wszyscy w jednakowym momencie.
— Właśnie, po tym pierwszy raz wziąłem, nie na imprezie — westchnąłem lekko znów odchylając głowę do tyłu. Nie chciałem się patrzeć na zdziwione spojrzenia kolegów.
— I dlatego wciąż bierzesz, mam rację? — do rozmowy włączył się Jake. — Stary, przestań dla cioci. Na pewno coś zauważy.
— Ta — prychnąłem. — Jak ona ledwo kontaktuje. Nie ma siły już nawet rozmawiać.
— Piti — ulubione zdrobnienia Mike'a. — Wiem stary, że wszystko się jebie, ale nie możesz wchodzić w dodatkowe gówno w swoim życiu. To cię zniszczy.
— Już wszedłem — wyszeptałem.
— Możesz to skończyć, pomożemy ci. Poradzimy sobie z tym razem okej? Po prostu musisz przestać brać, a my zawsze będziemy obok cie pilnować, jasne? Błagam stary. Spróbuj chociaż żyć bez tego syfu — Max posłał mi błagalne spojrzenie. Nie będzie łatwo, oj nie będzie.
— Spróbuje — powiedziałem cichutko. — Ale nic nie obiecuje — dodałem po chwili i zatraciłem się w moim błogostanie.
***
Kilka dni później
Była 1:00 w nocy, a ja właśnie wracałem z kolejnej imprezy. Byłem pijany i naćpany w cholerę. Szedłem przez ciemne ulice Queens idąc slalomem. Tak, wielki spider-man się najebał jak szpadel i nie umie chodzić prosto. Co by się działo jakbym wpadł na kolejny głupi pomysł aka 'pomysły najebanego Parkera' i zaczął się huśtać na linach. Najpewniej zrzygałbym się na wszystkich przechodniów. To byłby dopiero hit w internecie.
Podtrzymując się ściany wszedłem na moje piętro. Oczywiście, nie obyło się bez wywrotek czy chwili odetchnienia, aby przypadkiem nie zwymiotować na klatkę schodową. Wtedy to w ogóle byłaby siara.
Po 6 żmudnych minutach stałem pod drzwiami do domu. Wyjąłem kluczę z kieszeni, i oczywiście musiałem je upuścić kilka razy. Typowo. Po 3 minutach próbowania wsadzić klucz do zamka wreszcie otrzymałem ubłagany sukces i otworzyłem najciszej jak potrafię drzwi. Jakbym już nie obudził pół klatki.
Zamknąłem z powrotem drzwi i udałem się szybciutko do mojego pokoju. Bez zbędnego przebierania się, bo i tak bym nie dał rady, położyłem się na moje łóżko. Czekałem na ubłagany sen. Błagam, inaczej się zaraz porzygam.
CZYTASZ
Dzieciaku, przestań | Irondad
Fiksi PenggemarMrok, otaczał go od najwcześniej chwili jego marnego istnienia. Mrok zawsze chodził w parze z bólem i strachem. Jak bracia i siostry, papużki nierozłączki, które nękają go. Nękają go w dzień, nękają go w noc. Nękają go zawsze. Może nie miały innej o...