LXXIV. Oksfordzkie światło

507 24 37
                                    

Przemierzaliśmy powoli naszym tramwajem Birmingham, zastanawiając się między sobą, czy aby z pewnością wstrzelimy się z dotarciem na dworzec w porę kiedy do Londynu będzie wyruszał jakiś pociąg zatrzymujący się także w Oksfordzie. Największe obawy mieliśmy o ewentualny zakup biletów, gdyż kolejka o tej porze mogła być dość długa, jednak łudziliśmy się że wszystko pójdzie pomyślnie...

Nawet mimo tego, że przez dłuższy czas nie mogłam znaleźć swojego portfela i już zaczęłam obawiać się, że w całym zamieszaniu ten jakoś po prostu wypadł mi w mieszkaniu. Nie zdziwiłoby mnie.

Piotrek dość szybko zamyślił się, wyglądając przez brudną szybę na miasto, wyjątkowo szare i smutne w tej porze roku. Pogoda niezaprzeczalnie płatała nam figle i my czekając na przystanku już zdołaliśmy całkiem przemoknąć. Woda lała się z nieba praktycznie strumieniem, nie wspominająco tworzących się na brukowanych ulicach mini rzeczkach. Wyglądało to jak nastanie jakieś wyjątkowo natarczywej pory deszczowej, czego podobny obraz rozgrywał się przecież w sierpniu w Londynie, tuż po moim ostatnim powrocie z Narnii.

Postanowiłam przez chwilę nie zaczepiać chłopaka i tak mając już pewien nadmiar jego towarzystwa i niekończącą się listę przegadanych tematów, która poszerzała się z każdymi jego odwiedzinami w tym mieście. Ten stojąc wciąż obok mnie, dał mi natomiast idealną chwilę aby mu się przyjrzeć i pozwolić zdobyć przeświadczenie o tym jak czas przerażająco szybko uciekał.

Poznałam go przecież dobre trzy lata temu, gdy był w wieku podobnym do mojego obecnie. Odpowiedzialny, pełen dumy, ale pełen dobrych wzorców dla swojego rodzeństwa, choć beznadziejnie to okazujący... I pełen strachu o swoich najbliższych, biorący na swoje barki taki ogrom spraw i zmuszający się do bycia królem jakiego wówczas wszyscy uciśnieni Narnijczycy potrzebowali.

I tak sumując sobie to wszystko, wręcz opiewając wszystko co zrobił dla tamtego państwa, jakim władcą był i czego dokonał, tak nieskromnie pomyślałam o sobie i wszystkim co zrobiłam w jeszcze młodszym wieku podczas swoich dwóch wizyt w tym świecie. Znowu uświadomiłam sobie, że nie mam czego sobie ujmować i naprawdę chciałam trzymać się tej myśli, powoli odbudowując w sobie poczucie własnej wartości, w czym definitywnie pomogło przybranie trochę lecz bardzo zdrowo na wadze, liczne ćwiczenia biegowe czy takie dla rozciągnięcia mojego ciała... A także to że przez tatuaż czy odrastające włosy, po prostu nie wstydziłam się patrzeć w swoje odbicie w lustrze i nie potrzebowałam słyszeć zapewnień od swojej urody od kogokolwiek - choć przekochany Piotrek wielokrotnie zwracał mi uwagę na to iż wreszcie wyglądałam prawidłowo i zachęcał do wszelakiego jedzenia...

Robił to czym nie mógł zająć się Kaspian, choć bardzo chciał.

Wspominając też dawne czasy i wpatrując się w twarz Piotrka, dostrzegałam jak znacznie zmieniły się rysy jego twarzy. Ewidentnie zmężniał, można byłoby powiedzieć że zyskał na doświadczeniu życiowym, choć on akurat miał go kilkukrotnie więcej niż jakikolwiek chłopak w jego wieku. Powoli także zapuszczał na twarzy coraz to widoczniejszy zarost, elegancko go przy tym modelują aby prezentowało się to dobrze. Zresztą obecnie większość włosków znajdowała się w przestrzeni pod nosem, tworząc coś na wzór wąsa, który rozciągał się w stronę jego brody.

Wyglądało to naprawdę nieźle i mogłam powiedzieć to ja - nieszczególna fanka wszelakiego zarostu... Choć pierwszą osobą, która zaczęła mnie do niego przekonywać, z całym przekonaniem był właśnie przed chwilą wspomniany król o numerze dziesiątym tego imienia.

— Piotrek? — wydusiłam z siebie wreszcie, stwierdzając że to dobry moment aby uzewnętrznić pytanie, które poza rozbudowanymi przemyśleniami, obecnie najbardziej zatruwało mi myśli. Wiedziałam, że wyduszę je z siebie teraz, albo stworzę sobie kolejny wątek do przesadnych analiz i domysłów. Wybór był prosty, bo tych wcześniej wspomnianych i tak miałam już na tyle. Gdy niebieskooki obdarzył mnie swoją zwiększoną uwagą, niejako jeszcze raz w głowie przenalizowałam to co usłyszałam wcześniej, aby nie palnąć głupoty. — Powiedziałeś wcześniej do Janka, że od tylu lat niezmiennie zachowuje się jak dureń wobec mnie... Co miałeś na myśli?

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz