Zbiegłam umiejętnie po paru kolejnych schodach, na chwilę wpadając w dość przytłaczającą ciemność pełną stęchlizny, która została zaraz przebita przez blask wielu kinkietów rozwieszonych po pomieszczeniu. Od razu chciałam wypalić z swoim pełnym emocji oświadczeniu, ale spotkałam się z pustką.
Nie w kategoriach rzeczy, bo było tu ich całkiem sporo, ale jeśli chodziło o obecność mojego taty i Teussa, który z tego co wiedziałam miał mu towarzyszyć. Już planowałam zawracać na górę i szukać ojca w innych pomieszczeniach zamku, ale zdałam sobie sprawę, że popełniłabym ogromną gafę.
Podbiegłam prędko do odpowiedniej ściany, znając jej małą tajemnicę i odnajdując na nieregularnych kształtach i nieco wyblakłych malunkach pewien znajomy kształt, który był kierunkowskazem w poszukiwaniu właściwego punktu. Czym prędzej przycisnęłam dłonie do ściany tam gdzie wydawało mi się, że jest to właściwe, po czym zaczęłam kombinować, aby odnaleźć mechanizm, sprytnie ukryty schowek, który był typowym rozwiązaniem dla budowli użytkowanych przez mojego ojca. Uwielbiał mieć takie swoje obejścia, na które ktoś nawet długo obcujący z danym miejscem, nigdy by nie wpadł. Bo jak praktycznie niemożliwe do wykrycia wejście w skale?
Z trudem udało mi się jednak wcisnąć i przesunąć płytę, otwierając sobie tak przejście. Bardzo nieznacznie, tak bylebym była w stanie się tam wcisnąć, wierząc przy tym że mój późniejszy powrót będzie odbywać się wraz z chociażby Teussem, który dysponował nieco większą siłą.
Wstąpiłam w kolejny ciemny korytarz, sięgając znowu w stronę tych dziwnego odgrodzenia, aby je za sobą zasunąć, a potem odnaleźć kawałek plastiku, który zasadniczo odpowiadał włącznikowi. Zaraz rozbłysnęło parę punktów świetlnych kierujących się wraz z korytarzem w dół.
Skąd w tym miejscu była tak zwana elektryczność, podczas gdy cały zamek, a właściwie to kraina nie znała czegoś takiego?
Średnio to rozumiałam, ale było to dzieło mojego ojca, który tłumaczył mi zawsze iż tworzenia podobnych rzeczy nauczył go ojciec, którego nigdy nie miałam okazji poznać, a także o którym nie mówił za wiele. Moi dziadkowie ogólnie pozostawali dosyć dużą tajemnicą, bo nawet nie znałam ich imion. Ani tych ze strony matki, ani ojca, szczególnie że z tego co wiedziałam, przez matką na tronie zasiadał jej dalszy wuj, który zmarł bezdzietnie.
Uważałam jednak, że mężczyzna ten musiał być wybitnie mądry, skoro zdołał odkryć coś takiego... Szkoda jedynie, że tata nie zdecydował się na upowszechnienie w państwie tego odkrywczego wynalazku, a tylko chował głęboko pod ziemią.
Zignorowałam już swoje zawsze występujące zachwyty związane z tym źródłem światła i po prostu ruszyłam w dół, zaraz trafiając do bardzo podobnej komnaty jak ta wcześniejsza, może trochę mniejszej ale bardziej przytulnej i przypominającej gabinet, choć jeden ojciec przecież oficjalnie miał na piętrze. Ten jednakże był przeznaczony do różnych spotkań, wizyt, przyjmowania posłów, gości i strapionych mieszkańców, to miejsce było tylko i wyłącznie jego, do wyciszenia się, do ważnych przemyśleń i rozmów z jego najbliższych doradcą, oczywiście że Teussem.
Tutaj niestety również nie zastałam swojego taty. Ani nawet Teussa. Trochę załamywałam ręce, bo cała moja potrzeba pilnego opowiedzenia mu, albo im o czymś, właśnie ze mnie uciekała. Kończyły mi się trochę pomysłu, a ganianie po całym wielkim budynku trochę mijało mi się z celem.
CZYTASZ
Przypadek?
FanfictionW pewnym momencie życia nadarza się okazja na decyzję, która raz na zawsze zmieni wszystko - choć podczas podejmowania jej nie zdaje się sobie z tego sprawy, choć wówczas wydaje się błaha, tak samo jak konsekwencje. Może być to niezachowanie rozwagi...