CIII. Spełnione obietnice

203 18 36
                                    

Wpatrywałam się w jakiś odległy i tylko sobie znany punkt, nawet bez konkretnych emocji. Czułam się z nich wyprana, jak nigdy wcześniej, właściwie dziwiąc się że każdego dnia dawałam jeszcze zaskakiwać się swoją historią. Tym razem szczególnie...

Słysząc jednak o tamtym życiu i zdając sobie sprawę, że wszystkie rzeczy wskazywały na to iż takie wydarzenia rzeczywiście miały miejsce - odbierałam to jako kompletne zbijanie mnie z tropu, w poszukiwaniu tej mojej właściwej ścieżki życiowej, tym bardziej w obliczu tego iż wnioskowałam że sumując to wszystko - na żadną dobrą nie zasługiwałam.

Najbardziej frustrowało mnie to, że nie miałam pewności czy Ehor zginął spod mojej ręki - czy to ja zadałam mu ten straszny cios, czy byłabym zdolna... Odtwarzałam w głowie ten jeden ułamek, który od niedawna był dla mnie dostępny i nijak nie potrafiłam wyinterpretować godnego wniosku. Próbowałam łudzić się, że i tu jakiś istotny element został przede mną zatajony.

A co jeśli nie?

Zamrugałam bardziej nerwowo starając się przebudzić i zmusić od odwrócenia spojrzenia, od powoli przejaśniającej się linii widnokręgu, zdradzającej mi że gdzieś tam daleko, właśnie niby wyłaniało się słońce, gotowe dać światu nowy, jakże istotny dzień. Bardzo chciałam go uniknąć, przy tym wzywana do smutnej i przerastającej mnie rzeczywistości poprzez utrudnione mruknięcie, niosące ze sobą następną porcję szkaradnej prawdy.

Od razu odwróciłam głowę i spojrzałam na towarzysza, któremu podarowałam parę minut spokoju i wytchnienia w uzewnętrznianiu się, traktując go również odrobiną chyba to gęstego wina lub soku, który to został dla niego przyniesiony przez faunkę. Wywalczył sobie ze mną to iż sam się sobą zaopiekował i nalewał cieczy do gardła przy tym oblewając sporą część łóżka nowym odcieniem krwistej czerwieni..

— W tamtej chwili byłem w szoku, a przy tym bezradny. Gdy zobaczyłem ciebie nad wtedy już tylko ciałem Ehora, nie potrafiłem zadziałać. Tak jakby wszystko w co wierzyłem właśnie umarło. Tak jakbyś ty w moich oczach umarła, choć przecież żyłaś. Biała Czarownica natychmiast to wykorzystała, choć nie umiem powiedzieć co konkretnie się wydarzyło. Wiem, że skończyłem w lochu, gdzieś głęboko w jej pokrytej lodem twierdzy. — oznajmił powoli, oczywiście w ten swój specyficzny sposób, wystawiając przy tym chwiejną ręką pojemnik i sygnalizując iż zakończył moczenie warg. Natychmiast podeszłam bliżej, rozumiejąc że prosił mnie w ten sposób o odstawienie go w jakieś bezpieczne miejsce, mimo że nie upił za wiele, a nawet odnosiłam wrażenie że poziom cieczy jeszcze się zwiększył, co pokracznie tłumaczyłam sobie jego krwią, łzami i potem. — Kolejny raz zaległem w martwym punkcie z mnóstwem myśli. Tym razem było ich najwięcej, gdyż nie miałem pojęcia co się stało, a przy tym dręczyło mnie piekielne poczucie winy za to że śmierć Ehora okazała się zupełnie bezsensowna... Zawiodłem więc nie tylko siebie, ale i dawną, prawdziwą ciebie proszącą właśnie o jego bezpieczeństwo. Czy mogłem jednak podejrzewać, że tym przed czym powinienem go osłaniać nie było żadna wiedźma, siła nieczysta, czy inny wróg lecz wyłącznie ty?... — spytał zmarnowany kręcąc przy tym głową na boki i na tym etapie, nie otwierając już powiek najzwyczajniej wszystkim tym zmęczony. — Wariowałem w ciasnej celi z domysłami. Szybko jednak odwiedził mnie ktoś, kogo wolałem uniknąć. Pani w Zieleni, która jak mówiłem zaczęła prowadzić kwiecistą współpracę z tą drugą szkaradą. Oczywiście, że wiedźma od razu rozpoznała we mnie zdrajcę i zarządziła iż należało wreszcie ukrócić moje gadulstwo. Zabić jak wiemy z jej dawnego wyroku, to mnie nie mogły, długotrwałe krzywdzenie też chyba nie bawiło je na tyle, bo wyraźnie niedostatecznie mnie łamało... Znalazły jednak coś, czym mogły zaszkodzić mi na całe wieki i to bardziej dotkliwie, pozostając ze mną na wieczność.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz