— Jesteś ze mną czy przeciwko mnie? — spytałam bezpośrednio, patrząc w wielkie ślepia i pierwszy raz widząc, że te mogą mnie zawieść.
Czułam się z tą sytuacją wyjątkowo dziwnie i źle. Od tylu lat nigdy nawet nie odważyłam się kwestionować tej współpracy, nigdy nawet nie odważyłam się pomyśleć, że ten nie zabrałby mojej strony w jakiejś naprawdę istotnej sprawie... Właśnie to jednak robił i to choć może nie w najgorszym, najbardziej brutalnym ku temu momencie, to wciąż wybierając najgorszą z możliwych opcji, praktycznie sposób na wykonanie tego ciosu poniżej pasa i zmieniającego mi spojrzenie na rzeczywistość.
Mój przyjaciel stał właśnie zwrócony bardziej w stronę kierunku z jakiego tu przybyliśmy i próbował przemówić nam do rozsądku, sugerując natychmiastowy powrót do Narnii, do Ker-Paravelu, bo jak się okazało właśnie stamtąd wyruszył, z celem niewsparcia naszej ekspedycji, a właśnie wręcz przeciwnie - planując zawrócić nas z samobójczej wyprawy.
Co ciekawsze jednak tuż za nim stał nie kto inny jak Luiza i to ona okazała się tłumaczem w tej sytuacji.
Tylko ona go w miarę rozumiała.
Rozpoznawała jego mruknięcia i gesty.
Nie ja.
Nie najbliższa mu osoba. Przynajmniej wedle mojego przeidealizowanego mniemania.
Czułam się więc zdradzona, widząc że gdy wcześniej przesadziłam trochę z emocjami, rzuciłam za wieloma cierpkimi słowami i o mało nie posunęłam się do rękoczynów, on wciąż zasłaniał ją ramieniem, gotów wziąć odpowiedzialność za jej zdrowie i bezpieczeństwo - poprawka, zrobił to, ciągnąc ją tutaj prze tak długi czas, dzieląc z nią chwile których ja nigdy właściwie nie dostałam, w chaosie, otoczona wieloma innymi sprawami... Czy więc mogła stać się ważniejsza?
Niewiele dałam im w tym wszystkim wyjaśnić, jedynie dowiedziałam się między słowami, że zaledwie dwie doby po naszym wyruszeniu z zamczyska, do portu ponownie przybył Wędrowiec, gdyż stan Kaspiana nagle się pogorszył i zdecydowano iż jeśli miałby skonać to lepiej aby do tego doszło na stałym lądzie i w jego własnym łóżku. Na pokładzie był z nim oczywiście Teuss, od lat będący jego prawą ręką obok Zuchona... Może nawet tą istotniejszą, gdyż ciągle pozostawał przy królu i pomagał mu w każdej sytuacji, właściwie od momentu gdy pozostawiliśmy ich we dwóch na granicy świata, te ponad trzydzieści lat temu wedle ich czasu.
Tym jednak była spowodowana jego nieobecność w zamkowych murach, a gdy powrócił wraz z królem do stolicy i wspólnie zostali postawieni przed faktem dotyczącym tego, kto znienacka przybył do ich świata, a potem podjął się wręcz absurdalnej misji. Minotaur od razu dostał polecenie ścigania nas i przemówienia do rozsądku, sprowadzenia z powrotem.
Przy tych rozkazach znalazły się prośby i takie, jak to że Kaspian życzyłby sobie abym była przy nim w momencie jego rychłego odejścia, a jeśli stawiłabym się w zamku, był gotowy oddać mi koronę i królestwo, uważając że byłabym najodpowiedniejszą osobą do zasiadania na tronie narnijskim, z racji braku jego potomków, czy jakiejkolwiek rodziny która byłaby tego godna - ten cytat akurat ledwo przedarł się przez gardło Luizy, więc naprawdę byłam skłonna uwierzyć w jego autentyczność.
Brzmiało to jednak co najmniej idiotycznie i totalnie nierealnie, patrząc na to że ani nie widziałam się w roli królowej całego państwa, choć gdzieś bardzo dawno miałam takie infantylne marzenia, a do tego dało się zauważyć że przybysze z tamtego świata znajdowali się tu tylko momentami, a potem go opuszczali niezależnie od swoich planów czy woli - jak to się chociażby stało z rodzeństwem Pevensie.
Sumując to wszystko, łatwo dało się wysnuć wniosek, że z pewnością nie nadawałam się na królową, a także mieliśmy przecież misję od Aslana opierającą się na znakach i odnalezieniu syna mojego przyjaciela. Nie mogłam tego porzucić, tak jak Teuss nam sugerował od pierwszych chwil po obudzeniu.
CZYTASZ
Przypadek?
FanfictionW pewnym momencie życia nadarza się okazja na decyzję, która raz na zawsze zmieni wszystko - choć podczas podejmowania jej nie zdaje się sobie z tego sprawy, choć wówczas wydaje się błaha, tak samo jak konsekwencje. Może być to niezachowanie rozwagi...