— Wika! — padło gdy otworzyłam oczy i nadal czując ścisk przy gardle, jakby ktoś mnie za nie trzymał. Wcale tak jednak nie było, bardziej zaduch w który się wdrożyłam właśnie ze mnie schodził. Ewidentnie wracałam, jeśli przez ten czas rzeczywiście znalazłam się gdzieś indziej. Tak jakby głębiej w samej sobie. Najgłębiej.
Zamrugałam nerwowo, zdając sobie sprawę że zdążyłam międzyczasie zajść łzami, a ktoś zaaferowany i zaniepokojony próbował wszystkie je ze mnie ścierać, rozmazując przy tym niefortunnie krew i brud. Niewiele brakowało aby niekontrolowanie skleił mi nimi oczy.
Przez tę bliskość, chcąc czy nie, wreszcie skoncentrowałam się na chłopaku, któremu ciśnienie wyraźnie od razu spadło, gdy przeniosłam spojrzenie gałek ocznych wprost na niego i ewidentnie dałam tym jakikolwiek znak życia.
Skonfrontowaliśmy się ze sobą i wychodząc z tego nerwowego zdarzenia jakim było moje odpłynięcie gdzieś daleko w wydarzenia pierwszego tysiąclecia.
Sądząc po naszym wzajemnym zagubieniu, łatwo było spostrzec że teraz każde z nas oczekiwało jasności, dotyczącej tego co dokładnie się wydarzyło z perspektywy tego drugiego.
— Gdzie byłaś? — spytał wreszcie łagodnie przebijając się przez całkowitą ciszę, która zapadła po tym gdy nawet i szum wody ustał. Morze najwyraźniej też straciło na przyrodzonych mu prawach i zależnościach.
— Przy nim. — przyznałam od razu, omijając w tym momencie jak odrzucająco mogło to wybrzmieć, szczególnie że zamykając się gdzieś głęboko w sobie, najprawdopodobniej porzuciłam szkaradną sytuację tego jak wszystko się tu sypało, aby wyrwać się do dzielenia łoża z Ehorem... Aczkolwiek na ile szczególnego - ostatniego, wieńczącego tamtą niestrudzoną miłość — Już rozumiem... — wyznałam natychmiast, właściwie zbierając się na słowotok i szerokie wyjaśnienia w związku z tym co udało mi się doznać i dostrzec, gdy zdałam sobie sprawę że coś unosi się powietrzu.
Rozejrzałam się, rozpraszając i jego skupienie, aby odkryć że większość z ciał które znajdowały się przy nas, zaczęły się rozpadać i w kawałkach wznosić do lotu. Tak jakby były drewnem pochłanianym przez ogień, po tym unosząc się w drobnych cząsteczkach gdzieś wysoko w niebo, gdzieś w sferę dla mnie nieosiągalną, gdzie najpierw stawały się niepozornymi kropkami, aby wreszcie zniknąć.
Było w tym zdarzeniu coś zaskakującego pokrewnego do momentu jak pewna chmara motyli przysłoniła sobą fragment świata, walcząc z delikatnymi podmuchami wiatru, podnosząc z wiecznego spoczynku także i drzewa. Tutaj już tego zabrakło, właściwie to - nie było już praktycznie niczego.
Ogarniało nas takie bezkresne poczucie pustki, której zdefiniowanie było niemożliwe. Poczucie to nie mieściło się w jakichkolwiek wyczuwalnych normach.
Zrezygnowałam z jakichkolwiek innych działań, oszołomiona, ale i zachwycona. Było to niezwykłe doznanie dla wzroku i choć sam etap rozsypywania się ciał na drobne fragmenty powinien przerażać, zmuszać do zerwania się i podjęcia ucieczki, był to proces jakoś przepełniony spokojem i harmonią. Tak jakby stanowiło to oczywistą zależność, zupełnie mnie niezaskakującą, tak jakby zwyczajnie musiało tak być, jakbym podświadomie zawsze się ku temu przygotowywała. Jakby ten proces stanowił punkt wyczekiwania.
Tak jakbym czuła, że wreszcie wszyscy ci którzy sobie na to zasłużyli, byli zabierani stąd wyraźnie w stronę wschodu, tam gdzie morze stało się obecnie pozbawionym fal jeziorem. Zbiornikiem o tyle wyjątkowym iż już po jednym spojrzeniu odnosiłam wrażenie, że ciecz tam umiejscowiona zaczęła odbiegać od tego co znajome i wyobrażalne. Woda ta przesadnie przypominała mi substancje, której uważne obserwacje prowadziłam w Międzylesiu.
CZYTASZ
Przypadek?
FanfictionW pewnym momencie życia nadarza się okazja na decyzję, która raz na zawsze zmieni wszystko - choć podczas podejmowania jej nie zdaje się sobie z tego sprawy, choć wówczas wydaje się błaha, tak samo jak konsekwencje. Może być to niezachowanie rozwagi...