XVII. Pamiętliwa strzała

4.3K 216 56
                                    

Powoli i w ciszy schodziłam kręconymi schodami. Nie było tu żadnego oświetlenia, jedynie na ścianach czułam niekiedy miejsca na pochodnie, których nie dość że tu zabrakło, to i ja nie miałabym czym podpalić. Szłam wobec tego zupełnie na "chybił-trafił", nie będąc pewna czy zaraz na kogoś nie wpadnę. Liczyłam jednak, że tak się nie stanie i spokojnie przestępowałam z nogi na kolejną nogę.

Dodatkowo wierzyłam głęboko, że głucha nie jestem i uda mi się chociaż usłyszeć potencjalne niebezpieczeństwo. Tyle wiary w siebie mi pozostało.

Szurałam ręką po ścianie, aby wyczuć drzwi, bo to że nie widziałam schodów, było sporym problemem, ale fakt, że nie wiedziałam czy nie jest to droga donikąd - jeszcze większym. Mogłam pchać się w zamurowane stare przejście i ostatecznie zderzyć z murem. 

Chociaż wpadanie we wszelkie powierzchnie ostatnim razem skończyło się dla mnie całkiem interesującym skutkiem, to czemu by nie próbować znów... Gdyby się udało to mogłabym opatentować ten niecodzienny sposób na podróżowanie.

Wreszcie ku mojemu i tak zaskoczeniu, moja dłoń odczepiła się od powierzchni, a gdy próbowałam ją wyprostować, zamiast kamienia, natrafiłam na drewno. Uśmiechnęłam się do siebie, przekręcając się i zaczynając macać przestrzeń w poszukiwaniu czegoś, dzięki czemu będę zdolna opuścić tą ciemnicę.

Wreszcie udało mi się złapać klamkę, którą w pierwszym odruchu od razu chciałam nacisnąć.

Prędko jednak się zawahałam. Nie wiedziałam przecież, gdzie wyjście prowadzi i czy aby na pewno trafię do miejsca gdzie jest połowa rodzeństwa Pevensie, czy może raczej właduję się na zgromadzenie straży zamkowej i zrzucę na naszą misję niepowodzenie. Warto było tak ryzykować?

Miałam jednak zostać tak w ciemności czekając na jakiś cud, czy spróbować ponownie władować się na wieżę do Edmunda? To byłoby raczej dosyć ciężkie, pamiętając że zeskoczyłam bezpowrotnie...

I chyba właśnie waga tej decyzji do mnie dotarła, gdyż poważnie przeanalizowałam pomysł pozostania w tym miejscu i po prostu nieprzeszkadzania nikomu.

Niezaprzeczalnie jednak nie chcąc pozostać bierną, z ewentualności miałam tylko te drzwi.

Delikatnie nacisnęłam klamkę i odrobinę popchnęłam wrota, od razu orientując się, że tuż przed nimi znajduje się obecnie odwrócony mężczyzna w zbroi. Nie był naszym człowiekiem, bo w całej armii oprócz rodzeństwa Pevensie, Kaspiana i mnie, żadnego człowieka nie było.

Reagować musiałam szybko i to o dziwo była jedyna myśl, która przemknęła wówczas przez moją głowę. Mała ilość jak nigdy.

Długo się nie wahając, zrobiłam pierwsze co wpadło mi do głowy i poniekąd łapiąc się górnej framugi drzwi, jakby się rozbujałam, dosłownie wskakując na plecy mężczyzny, tak aby w pierwszej kolejności kopnąć go nogami. Do drzwi, w których się znajdowałam, prowadziły z dwa schody, przez co zaatakowałam nie tylko z zaskoczenia, a jeszcze z wysokości. Uderzenie takim sposobem było dosyć solidne, jednak niewystarczające.

Powaliłam wielkiego mężczyznę, głównie z racji że był to atak z zaskoczenia. Nie zdążył wydać z siebie dźwięku, ponieważ od razu postanowiłam użyć brutalnych kroków i gdy uderzenie w ziemię nie wystarczyło, jednym, ruchem zerwałam z niego hełm i łapiąc głowę w dwie ręce, uderzyłam nią dosyć brutalnie o ziemię, jednak raczej nie próbując go tu zabijać.

Poczułam się źle, kiedy nie usłyszałam już nic. Ogłuszyłam mężczyznę, sprawiając że stracił przytomność. Podejrzewałam też, że przy okazji załatwiłam mu wstrząśnienie mózgu, jednak lepsze dla niego było to, niż skończenie jak leżący piętro wyżej zabici żołnierze.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz