CII. Tragiczny życiorys

213 18 58
                                    

Teuss tak naprawdę nigdy się nie narodził.

Nie znaczyło to w żadnym wypadku, że w ten sposób tak naprawdę nigdy go nie było, a jedynie to iż jego początek prezentował się w trochę innej formie, aniżeli można byłoby się tego spodziewać. Nie miał bowiem rodziców, ani nikogo kogo mógłby określić mianem swojego przodka... Był pierwszym. Dowiedziałam się tego dopiero teraz, gdy wreszcie przystanęłam na panice, gdy wcisnęłam sobie głębiej w kieszeń pewien wyjątkowy flakonik i na różne sposoby wyprosiłam z sali medyków, którzy w pewnym momencie sami przyznali iż pomysły im się wykończyły i dalsze starania były na marne... Ratunku zabrakło.

W tenże sposób atmosfera się uspokoiła, choć krew wciąż opuszczała umęczone ciało minotaura.

A ja nic z tym nie robiłam - tak jak tego chciał, pozwalając mu poprzez typowe dla niego pomrukiwanie, opowiedzieć coś do czego zmierzał od momentu, gdy tylko odzyskaliśmy umiejętności komunikacyjne - dokładniej do prawdy, którą mi obiecał, na którą czekał dokładnie przez dwa tysiące trzysta czterdzieści dwa lata, bo tyle w rzeczywistości stanowiło jego życie.

Ale jak to się zaczęło?

Od światła, od liny rzuconej w ciemności, od pierwszej myśli tam ustawionych, od oddechu, od zmaterializowania się czegoś z niczego. Od Początku. Od słowa.

Początku Narnii, do którego doprowadził Aslan powołując do życia wszystko - od Narnii, przez wszelką roślinności, po istoty żywe - a wśród nich był ten właśnie minotaur, który zarzekł się iż powoływanie jedynie dwójki z danego gatunku mijało się z jakąkolwiek prawdą i było raczej uszczupleniem faktycznego opisu - nadaniem mu jakiegoś bardziej patetycznego wydźwięku.

Wtedy na starcie wszystkiego co stworzone - nie był tylko on, choć świat był wówczas wyjątkowo pusty i szary, w obliczu dziwnych zdarzeń jakie miały miejsce - czyli pozornie przypadkowego trafienia tu dwójki dzieci, dwóch dysponujących magią kobiet, dwóch mężczyzn i konia...

Jak i czemu? Nie wiedział, ta historia umiejscowiona była praktycznie poza granicą jego doskonałej pamięci, gdzieś na etapie który w ludzkim życiu nazwany byłby niemowlęcym . Nawet mimo tego iż on nigdy dzieckiem nie miał okazji się stać, a za to wystąpiły inne skomplikowane początki, gdy po prostu pewien głos nakazał mu i wszystkim innym stworzonym, rozejście się po ziemi i zasiedlenie jej najdalszych ostępów.

Tak też zrobiono, a ta rasa minotaurów, bez wyraźnego nakazu obrała sobie za cel daleką północ, szybko trafiając w podziemia, gdzie napotkały kogoś, kogo nie przewidzieli, kogoś kto zasadniczo nie powinien być stworzony. Bo po co nadawać życie komuś takiemu? Po co zaszczepiać w świecie zło, inne od tego które i tak samo się tu wdarło w postaci kobiety w białej, długiej sukni?

Rasa ta nie miała szczęścia w wyborze przestrzeni życiowej, gdyż szybko w obliczu potężnej postaci, dały się wprowadzić pod działania uroków, nie zwalczyły jej sztuczek, żyjąc na jej dyktando z jedynie strzępami wolnej woli, gdyż jedynie najpiękniejsze i najmocniejsze uczucia potrafiły stawić opór wszelkim Złym Czarom. Brzmiało to dość bajkowo, abstrakcyjnie i pewnie głupio, ale to właśnie miłość trzymała ich wówczas przy życiu, a przy tym pozwoliła mu założyć rodzinę i doczekać się trójki potomstwa, a to w dodatku przed dziesiątym rokiem istnienia tego świata.

Jak wyglądał ten czas?

Był bardzo smutny, wyjątkowo bardzo choć wtedy jeszcze nie-Teuss tego nie rozumiał - tak wyglądało dla niego normalne życie i praktycznie zapomniał wówczas o tym, że gdzieś na powierzchni wciąż toczyło się inne na odmiennych warunkach, lepszych pozwalających odkrywać to co dopiero zostało stworzone i kształtować to jak wyglądać będzie całe dalsze istnienie.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz