Patrzyłam na dziewczynę, rozumiejąc istotną zależność która nastąpiła, ale nieustannie nie potrafiąc sobie uzasadnić jakim prawem mogło do tego dojść. Jak los mógł dopuścić aż taką przewrotność. Ściskałam między palcami kryształowe serduszko, próbując co najmniej je zgnieść i nie dowierzając, że miałoby mieć aż taką siłę, choć przecież niejednokrotnie dokonywało rzeczy abstrakcyjnych i wyciągało mnie z najgorszych stanów. Wtedy jednak tego potrzebowałam i chciałam.
Tymczasem byłam już przecież po drugiej stronie. Widziałam wszystkich, którzy niewątpliwie minęli. Czułam na skórze tę drugą sferę, przestrzeń już po śmierci. Zostałam w to wchłonięta, a przy tym naprawdę pogodziłam się z tym. Zaakceptowałam to rozwiązanie, mając przy sobie najbliższych, uwielbianych i kochanych, nie podejrzewając zupełnie że istnieje jakakolwiek szansa abyśmy zdołali zostać znowu rozdzieleni... W innym wypadku pożegnałabym się lepiej... Choć może nie - bo to złe określenie w obliczu tego z czym obcowałam.
Zaznaczyłabym że porozmawiamy za jakiś czas, a przy tym rozwikłałabym najbardziej naglące sprawy. Postawiła tyle pytań, wykonała tyle uścisków, opowiedziała tak dużo mamie, wymieniła opinie z wszystkimi pozostałymi. Ponad wszystko dopadła Ehora, postarała się bardziej w tym pościgu.
Czym miał być ten zastany stan rzeczy? Ja już przecież nie chciałam... Uznawałam, że wyraźnie wybrałam śmierć. Przyjęłam ją na siebie. Brnęłam do niej i łaknęłam.
Do tego identycznie jak ona.
— Co się do cholery stało... — powtórzyłam znowu napotykając opór, bo jak się okazało w pewnym stopniu byłam przywiązana do łóżka pasami, a do tego oprócz kołnierza i moja lewa ręka pozostawała w gipsie. W prawej natomiast miałam wbity wenflon i podłączoną jakąś niejasną kroplówkę. Nie wspominając o bandażach i przebraniu mnie w jakąś brzydką niby koszulę nocną.
— Nawet samobójstwo nie jest dla mnie. — powiedziała niby z wręcz trupim i pustym śmiechem, w tym niezwykle smutnym. Przekręciła głowę, aby spojrzeć w sufit, a ja gdybym nie półleżała na łóżku parę jardów dalej, to zdzieliłabym ją za uniknięcie konkretnej odpowiedzi na moje nerwowe i pełne oczekiwań pytanie.
Tymczasem ona tkwiła tu jak kłoda, także obłożona sporą ilością gipsu, z głową zawiązaną bandażem, przysłaniającym najprawdopodobniej wygoloną sporą część czaszki, a także z bliżej nieokreślonych przyczyn - z jednym zasłoniętym okiem. A to co było widać, sprawiało wrażenie poparzenia. Choć to mogło stanowić moje domysły, przy na tyle słabym świetle panującym w pomieszczeniu tej ciemnej nocy.
Znowu spróbowałam się pokręcić i wyrwać, podnieść do pionu, ale pasy mi to uniemożliwiły. Ktoś przewidział, że jeśli się obudzę to będę nerwowa.
Faktycznie drażniły mnie wszelkie myśli, które zaczęły powoli formować się w jakąś całość, ale zamiast widma raju pełnego bliskich, dostrzegałam wyraźnie także ten moment domniemanej katastrofy kolejowej.
— Co tu się dzieje? — sapnęłam zezłoszczona dalej się kręcąc i stękając zbolała przez zacisk na moim udzie, w punkcie gdzie nie tak dawno jeszcze miałam szkaradną ranę otwartą po głębokim ciosie. nie wiedziałam czy ze mną została, czy może inna trwała w tym punkcie. A może jakiś ostały się nerwoból?
— Doszło do wypadku. — usłyszałam i chociaż tej informacji już dawno się domyśliłam, zderzenie się z nią było paraliżujące. Wylał się na mnie kubeł zimnej wody, który sprawił że przestałam się tu miotać. Przymknęłam oczy, czekając na rozwinięcie tej strasznej myśli — Dwa pociągi się ze sobą zderzyły. Ten z Londynu i ten jedyny wówczas do Londynu. Niedopatrzenie, spowodowane fatalnymi warunkami pogodowymi... A tym sposobem na miejscu zginęli wszyscy pasażerowie, poza trójką. Naszą trójką, najwyraźniej przez najprostsze trzymanie się za dłonie objętych działaniem tego niezwykłego talizmanu. — przyznała sprawnie, ewidentnie już od dłuższego czasu pozostając w stanie przytomności i już trochę orientując się w sprawie.
CZYTASZ
Przypadek?
FanfictionW pewnym momencie życia nadarza się okazja na decyzję, która raz na zawsze zmieni wszystko - choć podczas podejmowania jej nie zdaje się sobie z tego sprawy, choć wówczas wydaje się błaha, tak samo jak konsekwencje. Może być to niezachowanie rozwagi...