Przyszpiliłam się do drewnianej rzeźby, starając się wymyślić co właściwie powinnam zrobić - tak poza marnymi próbami nie wypadnięcia w tej chwili z łodzi, co wiedziałam, że nie skończyłoby się dobrze przy tak gwałtownych falach.
Od bodajże czterech dni, ten świat ogarnął mrok, nieustanny silny wiatr i seryjne uderzenia w statek z każdej strony, które ciągle prawie rozrywały go zaledwie samym hukiem. Miałam wrażenie, że władcy oceanów nas nienawidzili i usilnie starali się co najmniej zmusić naszą ekspedycję do zawrócenia lub najlepiej w ich mniemaniu - do śmierci.
Wszystko to było zresztą trafnymi stwierdzeniami, gdyż o przetrwanie ogółu walczył tutaj prawie każdy. Jedynie mała Gael, Ryczypisk którego wiatr porywał przy każdej próbie sensowniejszych działań oraz oczywiście Eustachy z chorobą morską, nie angażowali się do pomocy i ukrywali się po najciemniejszych kątach łodzi.
Całymi dniami, nawet ja próbowałam pomagać w każdy możliwy sposób, kiedy to akurat nie zajmowałam się małą dziewczynką siedzącą na łóżku i dodatkowo obudowaną dla bezpieczeństwa deskami. Znajdowała się w naszej kajucie, ponieważ to my z Łucją przejęłyśmy opiekę nad nią, gdyż jej odnaleziony ojciec obecnie również był zajęty pilniejszymi sprawami.
Okazało się również, że mężczyzna został wyzwolony, wtedy na targu, jak i również jego obecna żona. Z wdzięczności dla wybawców, a także z nieco chorej nadziei na odnalezienie swojej dawnej żony, która została wysłana przez łowców w bezkres, zdecydował się powędrować z załogą Wędrowca na wschód, co niekoniecznie zostało zaakceptowane przez jego wytęsknioną córkę, która nieszczególnie dobrze dogadywała się z macochą.
Tak więc gdy dowiedziała się o planach ojca, wkradła się tu i potem ukrywała w ciemności, żyjąc w skrzyni czy innej beczce, podobnie jak i ja... Jej ojciec gdy się dowiedział, nie był szczególnie zadowolony, jednak w tamtym momencie nie mógł nic na to poradzić i po prostu zaufał nam dwóm, że właściwie zaopiekujemy się jego niesforną córką.
Zresztą nie tylko on nie był zbyt pocieszony faktem pojawienia się intruzów.
Kaspian zupełnie nie spodziewał się, że mnie tu zobaczy i długo musiał tłumaczyć się przez Łusią i Teussem, którzy wydawali się być najbardziej oburzeni jego próbą pozostawienia mnie na wyspach z Bernem.
Tak więc właściwie to przeciwko niemu zostało skierowanych więcej uwag, niż do mnie - tej która nie respektowała słów władcy i wkradła się na okręt.
Wyszłam z tego więc bez większego szwanku... No jeśli tak można było definiować pogodową sytuację, w jakiej utkwiliśmy.
Bowiem w tej bezkresnej ciemności, w której z trudem dostrzegałam kształt własnej dłoni, niejedna osoba popadła w najprawdziwszą i najgorszą panikę.
Ataki strachu stały się tu normalnością, w szczególności w momentach gdy nasi marynarze wypadali za burtę i nie było możliwym ich uratowanie - momentalnie tonęli w nieznanej głębi, nie mogąc wskazać siebie choćby poprzez krzyk. Nie było jednak nawet opcji, żeby ewentualny wrzask mógł coś zmienić, gdy nikt tutaj nie potrafił zapanować nad kierunkiem podążania Wędrowca.
Do tej pory tak tragiczny i niespodziewany koniec przytrafił się zaledwie dwójce spośród naszej załogi, która liczyła może nieznacznie ponad sto osób... Pamiętając o tym, że i podczas ataku syren, straciliśmy parę ludzi.
Teraz jednak dwa naoczne przypadki, wstrząsnęły opinią wszystkich i praktycznie nikogo nie dało się już uspokoić - może tylko oprócz Gael, która chyba zbyt dobrze nie rozumiała co się działo i co nam groziło, oraz nieustannie zasypywana była historia Łucji, tymi począwszy od jej wszystkich pobytów i przeżyć w Narnii, po relacjonowanie przypadkowych i ciekawych informacji z gazet angielskich, czy przytaczanie starych legend o królu Arturze, czy Robin Hoodzie.
CZYTASZ
Przypadek?
FanfictionW pewnym momencie życia nadarza się okazja na decyzję, która raz na zawsze zmieni wszystko - choć podczas podejmowania jej nie zdaje się sobie z tego sprawy, choć wówczas wydaje się błaha, tak samo jak konsekwencje. Może być to niezachowanie rozwagi...