XVI. Obustronne zmartwienie

4.4K 243 246
                                    

Chyba dawno tak szybko i pewnie nie chodziłam. Biegałam wręcz!

Mój zagubiony umysł, który nie potrafił odnaleźć się w rzeczywistości od momentu mojego lekkiego zemdlenia, właśnie zupełnie otrzeźwiał. Wręcz głowa mi pulsowała od natłoku informacji, sprzecznych myśli i sugestii, które sama sobie właśnie uroiłam.

Musiałam wyglądać co najmniej groźnie albo głupio, gdy wparowałam do jednego z ostatnich pomieszczeń w Kopcu, łapiąc swój kołczan i łuk, jakby właśnie od tego zależało życie wszystkich...

Prawda była taka, że obecnie czułam jakby zależało wyłącznie jedno. Niezwykle teraz niepewnego czarnookiego.

Zwinnie umiejscowiłam przedmiot na plecach, a pas na biodrach, jedynie mocniej zacisnęłam, tak że prawie sama się przydusiłam. Na pewno nie w taki sposób powinno się to robić i w ten sposób jedynie mogłam sobie zrobić jakąś krzywdę, jednak do tego nie miałam teraz głowy. Najważniejszym było, aby ten mi teraz nie spadł, przez moje niezbyt bogato zbudowane biodra.

— Wika! No proszę cię! Zróbmy to na spokojnie! — dziewczynka wołała za mną już któryś raz, ewidentnie bardzo zdesperowana. Niestety całkowicie nie zwracałam na to uwagi, mając swoje priorytety w głowie, podczas gdy ta chyba właśnie zaczynała żałować tego co przed chwilą mi oznajmiła, ponieważ teraz szykował się prawdziwy cyrk i popis głupoty z mojej strony. No o ile w dziesięć minut żołnierze nie zdołali już wyruszyć na walkę, rujnując mój nagły przypływ siły.

Ku zszokowaniu wszystkich rannych i starych istot pozostałych w budynku, wypadłam z niego jak szalona, łapiąc gdzieś jeszcze coś co mogłam określić mianem lekkiej zbroi skórzanej, lub czegoś pokroju uzbrojenia. Nie wiedziałam skąd w ogóle znalazłam w sobie siłę, aby to podnieść, jednak to zrobiłam, spinając wszystkie mięśnie i wysilając się do granic.

Po co ja zakładałam wcześniej łuk?

Nie myślałam logicznie i z pędzie, z trudem przebrałam się aby to miało jakiś sens. Chyba nie wiedziałam co robię, jednak po chwili obciążona i uzbrojona na miarę swoich możliwości wybiegłam z dołu na polanę.

Na całe szczęście wojsko jeszcze się zbierało, Kaspian lub Piotr albo nawet oboje, musieli gdzieś jeszcze ustalać coś z ostatnimi jednostkami. Jak właściwie podejrzewałam - nasz plan był dosyć skomplikowany i złożony, więc wszystko musiało pójść perfekcyjnie i ważne było dopracowanie, a dodatkowo godzina była jeszcze wczesna i zamek mógł nie zapaść w sen.

Właściwie kątem oka, widziałam jak wzrok wszystkich zaczął kolejno się na mnie przenosić. W biegu kolejny raz związywałam swoje włosy w warkocza, nie reagując na spojrzenia. Wszyscy wiedzieli, że będąc w radzie zostałam wykluczona z tak ważnego ataku, więc chyba były ku temu jakieś powody. Było to jednak tylko żałosne widzimisię Piotra, które właśnie zamierzałam jak najbardziej podważyć.

Zaczęłam z trudem, w biegu i ciągłej ucieczce przed Łucją, wymijać wszystkich żołnierzy. Niektórzy od razu mnie przepuszczali, inni skołowani wpatrywali się, jakbym robiła coś całkowicie nielegalnego. 

Może tak było?

A o co mi właściwie w tym wszystkim chodziło?

Kolejny raz w krótkim czasie, właściwie nie znałam odpowiedzi. Znowu pchało mnie jakieś dziwne uczucie, albo raczej głos z tył mojej głowy, a może i strach przed tym, że Edmund odczuwa realne zagrożenie, a ja nic z tym nie będę mogła zrobić...

Nawet nie wiedziałam co mogłabym zrobić i czemu wpadłam w aż taką furię, skoro wszyscy tutaj, właśnie wyruszający z pewnością mieli podobne myśli w głowie.

Przypadek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz