Światło bardzo dobrze odbijało się od kryształowych skrzydeł Lucyfera, a więc gdy nakrył nimi jedną z pochodni, stał się czymś na rodzaj wielkiej, chodzącej żarówki. Zdania były podzielone na temat tego, czy była to dobra decyzja. Przy takiej ilości światła nie dało już się ukryć jak długi i wąski był korytarz.
– Więc – zaczął Edward, który nieprzypadkiem zahaczył małym palcem o szlufkę od spodni Asmodeusa i pociągnął go na sam tył – będziemy o tym rozmawiać?
Asmodeus spojrzał na niego, potem w górę korytarza.
– O czym znowu? – mruknął, mówiąc cicho, by echo nie odbiło się do reszty ich kompanii. – Teraz?
Edward wzruszył ramionami z cichym westchnieniem.
– Widocznie stan zagrożenia życia jakoś nas skłania do zwierzeń.
– Nie żartuj tak – sapnął, odwracając znów wzrok.
– Wiesz... Dobra. – Kiwnął głową. – Po prostu nie wiemy, kiedy następnym razem będziemy mogli normalnie pogadać. A coś czuję, że jak wrócimy do domu to przejdzie ci ochota do zwierzeń i znowu będziemy... żyć obok siebie, czy cokolwiek my robiliśmy.
Asmodeus milczał moment, po czym założył ręce na piersi. W ostatniej chwili samoświadomości zwolnił tempo chodzenia jeszcze bardziej, wiedząc, że za moment nie będzie już myślał o ściszaniu głosu.
– ,,Żyć obok siebie"? Tak na to patrzyłeś?
– A nie było tak?
– I to moja wina?
Edward zamknął chwilowo oczy, prawie potykając się przy tym o nierówną powierzchnię tunelu.
– Nie szukamy teraz winnych. Mówię po prostu jak jest – powiedział zrezygnowany.
– Tonem sugerujesz coś innego – wytknął.
– Wcale nie. – Zagryzł język i zawahał się. – Ale zarazem byłoby nam przecież łatwiej, gdybyś mógł normalnie ze mną rozmawiać.
Asmodeus prychnął urażony, unosząc brodę i głowę okręcając w przeciwną stronę. Zazwyczaj robił tak na znak, że już go nie słucha, co z kolei prawie zawsze oznaczało, że słucha go jak nigdy i wytknie mu każde jedno słowo... Asmodeus był skomplikowaną istotą.
– Jak mam normalnie z tobą rozmawiać, kiedy... – Asmodeus zamilkł, dłonie zaciskając w pięści przy biodrach.
– No?
– Mam wrażenie, że tobie... podoba się tak, jak było przedtem – powiedział, powoli dobierając słowa.
Edward zmarszczył brwi, wreszcie odwracając się, by spojrzeć mu w oczy.
– Co?
– Ja rozumiem, że możesz się bać rodziny, przyjaciół i tak dalej, ale ty nawet... nie okazujesz w żaden sposób chęci... chwalenia się mną – przyznał, paznokciami skubiąc skórzany pasek na swoim nadgarstku. – Nie czuję się z tobą tak, jakby to było coś poważnego.
Edward zamilknął, przez chwilę znowu uniknając jego spojrzenia.
Trudno było w końcu być bliskim poświęcenia dla kogoś życia przy wielu okazjach, raz nawet zrobić to w pełni, a potem usłyszeć, że ów osoba nie czuje się, jakby była traktowana poważnie.– A jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytał wreszcie, robiąc wszystko w swojej mocy, by nie brzmieć pretensjonalnie.
Asmodeus odsapnął i opadły mu ramiona.
– Nie wiem...
– Nie wydaję mi się, żebyś miał najlepsze wzorce co do... ,,poważnych związków" – pociągnął, palcami rysując cudzysłowów w powietrzu. – Bo jeśli oczekujesz, że ja będę łaził za tobą całe dnie i zaczynał wojny, bo ktoś na ciebie krzywo spojrzał, to się grubo przeliczysz.
CZYTASZ
Strzelajmy W Szczury 3
FantasyTo był spokojny czas. Nieidealny może, lecz nadal spokojny, beztroski, na tyle nawet, że śmieli ujrzeć w nim prawdziwy koniec całej tej tragedii. To była jednak jedynie chwila przerwy przed wielkim finałem. Częste i niewyjaśnione przypadki opętań s...