Rozdział 53

4 1 3
                                    

Światło bardzo dobrze odbijało się od kryształowych skrzydeł Lucyfera, a więc gdy nakrył nimi jedną z pochodni, stał się czymś na rodzaj wielkiej, chodzącej żarówki. Zdania były podzielone na temat tego, czy była to dobra decyzja. Przy takiej ilości światła nie dało już się ukryć jak długi i wąski był korytarz.

– Więc – zaczął Edward, który nieprzypadkiem zahaczył małym palcem o szlufkę od spodni Asmodeusa i pociągnął go na sam tył – będziemy o tym rozmawiać?

Asmodeus spojrzał na niego, potem w górę korytarza.

– O czym znowu? – mruknął, mówiąc cicho, by echo nie odbiło się do reszty ich kompanii. – Teraz?

Edward wzruszył ramionami z cichym westchnieniem.

– Widocznie stan zagrożenia życia jakoś nas skłania do zwierzeń.

– Nie żartuj tak – sapnął, odwracając znów wzrok.

– Wiesz... Dobra. – Kiwnął głową. – Po prostu nie wiemy, kiedy następnym razem będziemy mogli normalnie pogadać. A coś czuję, że jak wrócimy do domu to przejdzie ci ochota do zwierzeń i znowu będziemy... żyć obok siebie, czy cokolwiek my robiliśmy.

Asmodeus milczał moment, po czym założył ręce na piersi. W ostatniej chwili samoświadomości zwolnił tempo chodzenia jeszcze bardziej, wiedząc, że za moment nie będzie już myślał o ściszaniu głosu.

– ,,Żyć obok siebie"? Tak na to patrzyłeś?

– A nie było tak?

– I to moja wina?

Edward zamknął chwilowo oczy, prawie potykając się przy tym o nierówną powierzchnię tunelu.

– Nie szukamy teraz winnych. Mówię po prostu jak jest – powiedział zrezygnowany.

– Tonem sugerujesz coś innego – wytknął.

– Wcale nie. – Zagryzł język i zawahał się. – Ale zarazem byłoby nam przecież łatwiej, gdybyś mógł normalnie ze mną rozmawiać.

Asmodeus prychnął urażony, unosząc brodę i głowę okręcając w przeciwną stronę. Zazwyczaj robił tak na znak, że już go nie słucha, co z kolei prawie zawsze oznaczało, że słucha go jak nigdy i wytknie mu każde jedno słowo... Asmodeus był skomplikowaną istotą.

– Jak mam normalnie z tobą rozmawiać, kiedy... – Asmodeus zamilkł, dłonie zaciskając w pięści przy biodrach.

– No?

– Mam wrażenie, że tobie... podoba się tak, jak było przedtem – powiedział, powoli dobierając słowa.

Edward zmarszczył brwi, wreszcie odwracając się, by spojrzeć mu w oczy.

– Co?

– Ja rozumiem, że możesz się bać rodziny, przyjaciół i tak dalej, ale ty nawet... nie okazujesz w żaden sposób chęci... chwalenia się mną – przyznał, paznokciami skubiąc skórzany pasek na swoim nadgarstku. – Nie czuję się z tobą tak, jakby to było coś poważnego.

Edward zamilknął, przez chwilę znowu uniknając jego spojrzenia.
Trudno było w końcu być bliskim poświęcenia dla kogoś życia przy wielu okazjach, raz nawet zrobić to w pełni, a potem usłyszeć, że ów osoba nie czuje się, jakby była traktowana poważnie.

– A jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytał wreszcie, robiąc wszystko w swojej mocy, by nie brzmieć pretensjonalnie.

Asmodeus odsapnął i opadły mu ramiona.

– Nie wiem...

– Nie wydaję mi się, żebyś miał najlepsze wzorce co do... ,,poważnych związków" – pociągnął, palcami rysując cudzysłowów w powietrzu. – Bo jeśli oczekujesz, że ja będę łaził za tobą całe dnie i zaczynał wojny, bo ktoś na ciebie krzywo spojrzał, to się grubo przeliczysz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 3 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz