Z jednej strony mogła powierzyć znalezionego chłopca w rękę łowców, ale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, które spadłoby na obcego dzieciaka, gdyby łowcy dowiedzieli się o jego obecności tutaj. Jednakże była też druga strona, która wręcz nie pozwalała jej oddać chłopaka, ponieważ był taki jak ona. Obydwoje widzieli to samo, już się kiedyś spotkali. W przeszłości.
– Izi, gdzie idziemy? – zapytał Wu, dotrzymując jej kroku. – Nogi mnie już bolą.
– A mogłam dać cię zjeść.. – mruknęła pod nosem, wywracając oczami.
– Twoja złośliwa uwaga była niepotrzebna. – zauważył chłopiec, łapiąc ją za rękę. – Daleko jeszcze?
Fioletowowłosa uciszyła go, przykładając palec do swoich ust, aby następnie wskazać mu wielkich rozmiarów smoka, który przeżuwał coś w zębach. Ruszyła w jego stronę, lecz ręka Wu uniemożliwiła jej dalszą podróż.
– A co jak cię zje? Zostanę sam.
– To mama Młota. Chcę cię zostawić pod jej opieką, gdy pójdę po coś do jedzenia. – uspokoiła go, posyłając chłopcu ostrożne spojrzenie.
Pociągnęła Wu za sobą, by stanąć twarzą w twarz z błękitno barwnym smokiem z beżowym podbrzuszem, jakiego jedno z oczu było zupełnie białe.
– Co się jej stało? – zapytał chłopiec, wychodząc zza Iziry, mając na myśli jej oko.
– Dopadli ją łowcy, klan, do którego należę. Gdy już nie była im potrzebna wypuścili ją, chcąc zachować Młota, ale go wypuściłam, robiąc sabotaż.
– Odważnie.
Izira uśmiechnęła się, chwytając nadgarstek chłopca, po czym umiejscowiła go na pysku smoka. Ten tylko prychnął po cichu, wypuszczając ciepłą parę z nozdrzy. Chłopiec oczarowany istotą w zadumie głaskał ją po pysku, natomiast dziewczyna zgodnie z jej słowami oddaliła się od nich w celu znalezienia jakiegoś pożywienia. Dużo rzeczy było tu trujących, lecz kiedy wychowywałaś się wśród głodnych przygód łowców, wiedziałaś jakie krzewy są trujące.
Podeszła do krzaka, na jakim rosły jagody. Łowcy je uwielbiali, a więc gdzie tylko mogli sadzili ich nasiona, chcąc więcej i więcej. Niespodziewanie usłyszała czyjeś kroki, które niebezpiecznie się do niej zbliżały. Schowała parę jagód w sakiewkę przymocowaną do pasa na jej talii, rozglądając się wokół.
Ręką sięgnęła po mały sztylet, jaki przyczepiony był z boku jej prawego uda, gdy nieznana siła pociągnęła ją do tyłu, zasłaniając usta dziewczyny. W mgnieniu oka (jako wyszkolony łowca) chwyciła przeciwnika za rękę, wykręcając ją w bok, tym samym powalając go na ziemię, obezwładniła ręce ciemnowłosego chłopaka, przyciskając je swoimi do ziemi.
– Gadaj coś za jeden! – zażądała, mordując go wzrokiem.
– Jestem zdecydowanie za młody, by umierać. – ciemnooki brunet przewrócił ich tak, że to ona leżała pod nim. – Po co zabijasz smoki?
– Od tego są łowcy, nie ja.
Jej fioletowe oczy spotkały się z jego brązowymi, uświadamiając im, że niczym się od siebie nie różnią. Wykorzystując jego zawahanie, z powrotem przewróciła go na ziemię, odzyskując dominację.
– Super, zginę tutaj. – westchnął trochę za spokojnym głosem. – Zanim umrę. Nie widziałaś tutaj małego chłopca?
– Szansę na to, że nie został zjedzony przez smoki są małe.
– Dzięki za pocieszenie.
Dziewczyna pochyliła się nad nim, zbliżając ich twarze do siebie. Miał dość dużo obrażeń na twarzy jak i na ramionach, przez co zmarszczyła brwi.
– Oczekiwałeś pocieszenia? Przykro mi.
Z jednym ruchem wykonanym przez chłopaka, to ona ponownie znalazła się pod nim, mając obydwie ręce przytrzymywane przez jedną dłoń chłopaka.
– Izi! Mama młota ma na mnie chrapkę, pomocy! – krzyknął mały Wu, wybiegając za skał z goniącym go smokiem. – Cole! Izi, znalazłaś go.
Dwójka nieznajomych spojrzała po sobie z wrogością wymalowaną w oczach. Chłopiec przystanął, a razem z nim również smok, chcący się z nim pobawić.
– Co wy robicie?
– Ah, ten mały pijamas. Trzeba było tak od razu. – Izira uśmiechnęła się drażniąco. – Możesz już ze mnie zejść, ogierze.
Cole (jak się dowiedziała) rzucił jej gniewne spojrzenie, podnosząc się z ziemi. Podał jej rękę, jednak ta ją zignorowała, odpychając się od gruntu jedną z rąk i zaraz potem otrzepała się z ziemi.
– Myślę, że nie jestem ci już potrzebna. – stwierdziła Izira, kierując swoją wypowiedź do Wu.
– Możesz z nami zostać.
– Prawie mnie zabiła. – zaprotestował Cole, pochodząc do młodego. – Martwiłem się o ciebie. Zabrano naszych.
Izira odeszła od nich, stając u boku matki Młota, dzięki czemu smoczyca wyciągnęła głowę ku niej, by się przytulić.
– Co masz na myśli, mówiąc „zabrano"? – głos Wu lekko zadrżał.
– To była jakaś grupa. Byli przedziwni, ledwo zdążyłem się ukryć.
Jasnowłosy chłopiec westchnął cicho, patrząc na oddalającą się wraz ze smokiem sylwetkę Iziry.
– Potrzebujemy jej pomocy.
– Dopiero co chciała mnie zabić, zwariowałeś? Ona jest niebezpieczna. – Cole znów zaczął protestować, marszcząc brwi.
Wu tylko założył ręce na klatce piersiowej, przeszywając swojego tymczasowego opiekuna wzrokiem.
– Coraz bardziej przypominasz Mistrza Wu. – szepnął jakby do siebie brunet i poddał się kapryśnemu chłopakowi.
CZYTASZ
Saga Mistrzów
FanfictionFaktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzymać ich organizację, ci zawsze byli o krok przed nimi. Co się stanie, gdy w ich problemy wmieszają si...