| Sezon 10 - Rozdział 32 |

903 40 65
                                    

Jej serce zatrzymało się, widząc Cole'a spadającego z wysokości. Nie była w stanie się ruszyć, aż Kai nie przygarnął jej do siebie, chcąc ją pocieszyć.

Gdy na statku rozbiła się Pixal wraz z uratowanymi przez nią Lloydem oraz Garmadonem, wykorzystała okazję, żeby zejść pod pokład niezauważona. Dopiero tam wypuściła łzy.

– Lloyd, wszystko dobrze? – wokół blondyna zjawili się jego przyjaciele, pomagając mu wstać.

W tym czasie Zane podbiegł do Pixal chcąc upewnić się, że jej nic nie jest.

– Trochę się poobrywałem. – stwierdził Lloyd. – Co jest? Gdzie jest Cole?

Jego pytanie uderzyło w nich jeszcze większym bólem, który widoczny był na ich twarzach.

– No co jest? Powiedzcie coś.

Zmarszczył brwi, czując napływające do oczu łzy.

– Nie ma go, Lloyd. – Zane podszedł do nich w towarzystwie Pixal.

– O czym ty, do cholery, pieprzysz?

– Lloyd, on spadł w te chmury.. – odezwał się w końcu Kai, łamiącym głosem. – Izira wyskoczyła za nim.

– To moja wina. – odparła Nya. – Dźwignia jest zepsuta i wdusiłam wsteczny bieg, i...

Brunetka zaczęła płakać, przy niej znaleźli się od razu Jay oraz Kai.

– Hej, to nie twoja wina.

Lloyd rozejrzał się w poszukiwaniu Amber, lecz gdy nigdzie jej nie znalazł, od razu pobiegł pod pokład, by ją znaleźć. Kierując się odgłosami uderzania w coś, znalazł ją w pokoju do treningów, w jakim wokół niej unosiły się setki małych kryształów, a sam worek treningowy był przebity przez trzy wielkie kryształy.

– Oni... – dziewczyna podniosła głowę w jego kierunku, powodując, że unoszące się kryształy opadły na podłogę, zbijając się na jeszcze drobniejsze kawałki.

Młody chłopak dostał się do niej, siadając naprzeciwko, aby ta mogła się w niego wtulić. Jej pełne bólu oczy rozbłysnęły różowym światłem. Lloyd objął jej policzki, ścierając z nich łzy.

– Nie wierzę, że ich już nie ma. – rzekła, łkając.

Po raz pierwszy widział jak płacze i był to jeden z jego najboleśniejszych widoków.

– Ja też, Beams. Ale Cole nie chciałby, żebyśmy się poddali.

Dziewczyna pokiwała głową, próbując złapać oddech. Przyłożyła głowę do jego torsu, wsłuchując się w bicie jego serca, za to ten musnął ustami czubek głowy dziewczyny.

ᥫ᭡

Wokół nich panowała ciemność, czarne macki już po nich sięgały, gdy oczy dziewczyny otworzyły się, paląc się srebrnym światłem. Od razu podniosła się, a na skutek jej oczu ciągnące się macki energicznie się od nich odsunęły.

– Cole, obudź się. – widząc go nieprzytomnego złapała za jego ramiona, szturchając nim. – Nie baw się teraz w cholerną księżniczkę.

Brunet otworzył oczy, marszcząc brwi. Zaraz potem przypomniał sobie, gdzie się znajdują, więc natychmiast podniósł się z ziemi, patrząc na nią zmieszanym spojrzeniem.

– Skoczyłaś za mną, wariatko. Mogło ci się coś stać.

Fioletowowłosa spojrzała na niego swoimi oczami, lecz macki znowu zaczęły się do nich zbliżać, wobec czego zapaliła je na srebrno.

– Boją się ciebie. – stwierdził chłopak, wstając z ziemi. – Nie dziwię się, też się bałem.

Dziewczyna wywróciła oczami, uśmiechając się dumnie, po czym złapała go za rękę, wprowadzając go do środka budynku, którego szybę zamknęła za sobą.

– Czy to dziwne skoczyć za człowiekiem, na którym ci zależy? – zapytała, rozglądając się w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby ich stąd wyciągnąć.

Cole przystanął w miejscu, a przez to, że ich ręce były nadal złączone, ta również została zmuszona do zatrzymania się.

– Zależy ci? – spytał, czując jak uśmiech wpływa na jego uśmiech.

– Tak, nie zostawiłabym cię. – jej mały uśmiech sprawił, że ciało chłopaka opanowały motylki. – Innych może jeszcze tak, ale nie ciebie.

Brookstone przyciągnął ją do siebie, zamykając jej usta w pocałunku. Położył rękę na jej talii, chcąc mieć ją jeszcze bliżej siebie.

– Pilot. – wypaliła dziewczyna, odrywając się od niego.

– Podczas pocałunku myślisz o pilocie? – zaśmiał się, przekręcając głowę w bok.

– Nie.. Znaczy tak! Zane dawał ci kluczyki od samochodu po tym jak wrócili?

Teraz zrozumiał o czym bredziła. Wyciągnął owe kluczyki z kieszeni, lecz te niestety nie przeżyły ich upadku z wysokości.

– Gdzie jest Jay, kiedy jest potrzebny? – mruknął z lekką irytacją w głosie.

Tym razem Izira cmoknęła go w usta, po czym powiedziała.

– Dasz radę sam to naprawić, Cole.

Chłopak spojrzał na nią, by skinąć jej głową. Po kilku nieudanych próbach w końcu światełko przy kluczykach mignęło zieloną barwą.

– Chwila prawdy. – odrzekł, naciskając na pilot z zamiarem przywołania do nich pojazdu.

Moment później za przezroczystą szybą, oddzielającą ich od ciemnej smugi dymu, pojawił się wołany przez nich mech.

– Nie odwracaj się, jak wyjdziemy. Będę za tobą. – zadecydował.

– To mnie się boją.

– Ale to ja nie mogę cię stracić, Izi.

Przy wyjściu ponownie złapała go za rękę, jakby bała się, że chmura ich rozdzieli. Gdy Cole odsunął szybę, ta zaświeciła swoje oczy, odganiając od nich czarne macki.

Z ciemnej chmury wyłoniło się kilku Oni, którzy mieli zamiar rzucić się na Cole'a, lecz Izira zasłoniła go sobą, świecąc na nich swoimi tęczówkami.

– Ci też się ciebie boją. – ocenił sytuacje Cole, na co dziewczyna uśmiechnęła się.

– Tak.. Ja ich też.

Powoli zbliżali się do ich celu, jednak Izira potknęła się, tracąc blask w oczach, wskutek czego Oni rzucili się na nią. W ostatniej chwili tornado ziemi wywołane przez czarnowłosego odepchnęło ich z dala od niej.

– Nie w moją dziewczynę, dziwadła. – podał jej rękę, podnosząc ją z ziemi.

Zamknęli się w aucie, łapiąc chwilę spokojnego oddechu.

– Nigdy więcej. – powiedzieli równo, aby następnie się zaśmiać.

|| Zbliżamy się do końca tego sezonu, tak więc chciałabym wam ogłosić, że od następnego rozdziału rozdziały będą publikowane (jak na razie) tylko w piątki, ponieważ mam naukę i mało rozdziałów w zanadrzu! Miłego dnia, Ninjasy 💓

Saga Mistrzów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz