1. Wakacje

64 7 0
                                    

Puk, puk, puk!

Stukanie w szybę obudziło mnie. Wyrwana ze snu, powoli przetarłam oczy i podniosłam się z fotela. Otworzyłam okno, przez które od razu wleciała sowa.

— Witaj Melody. Mam nadzieję, że wieczorny lot dobrze Ci zrobił?

Sowa jakby w odpowiedzi zahukała i podstawiła łepek pod moją dłoń, domagając się głaskania niczym kot.

— Tak. Dobrze jest móc być sobą, odetchnąć, rozprostować skrzydła. Ja na bycie sobą muszę poczekać jeszcze kilka dni, znów będę mogła czarować i uczyć się, rozwijać skrzydła zupełnie jak Ty.

Pogładziłam sowę po piórach i zamknęłam okno. Kolejny dzień budził się do życia, robiło się jasno, z okna wieżowca widać było samochody, tak małe, jak te, jakimi bawią się dzieci. Ludzie wybierali się do pracy, na spacer czy załatwiać swoje sprawy, kolejny letni dzień tak podobny do wszystkich, jednak dla mnie ten dzień był ostatnim dniem wakacji, jakie miałam w tym roku spędzić w Londynie.

— Dzień dobry babciu.

— Dzień dobry kotuniu, nie wiedziałam, że już wstałaś.

— Tak, przed chwilą.

— Zjesz ze mną śniadanie?

— Nie, nie jestem głodna. Chciałabym skoczyć na chwilę do sklepu pani Hughes mam tam upatrzone trochę ubrań, a jak pamiętasz, dziś ma po mnie przyjechać Pansy więc ostatnia chwila na zakupy, zjem coś na mieście.

— A tak, faktycznie. Dobrze idź Cassie, a wracając kup coś dla Frey i weź krzyżówki dla Felixa.

— Jasne. Pa babciu.

— Cassie, zgłosiłaś już, że od września nie będziesz kontynuować kursu?

— Tak, zgłosiłam, może wrócę tam za rok, ale myślę, że pływam już całkiem nieźle.

— Sama musisz czuć się pewnie w wodzie.

— Wiem. Lecę, pa!

— Pa.

Wyszłam z mieszkania, kierując się prosto do sklepu pani Hughes, który mieścił się trzy przecznice dalej. Na londyńskich ulicach, jak zwykle panował tłok, ludzie szli w pośpiechu, jakby ciągle się dokądś spiesząc, nie zważywszy na nic uwagi, a w końcu było lato, czas wakacji i urlopów, więc można byłoby sądzić, że będzie mniejszy tłok. Nic bardziej mylnego, w tak dużym mieście, jakim jest Londyn, nie było tego widać, tu zawsze jest masa ludzi, mieszkańców, pracowników oraz turystów. Lubiłam ten miejski zgiełk, czułam się w nim anonimowo, co było mi bardzo na rękę. Tu mogłam być po części sobą i nikt nie zwracał większej uwagi na moje kolorowe włosy, czy wyjątkowo bladą cerę.

— Dzień dobry Cassie.

— Dzień dobry pani Hughes.

Miła staruszka od progu przywitała mnie uśmiechem i zaczęła opowiadać o niedawno przywiezionym towarze, który sprowadziła między innymi z myślą o mnie.
Wybrałam kilka nowych ubrań i parę sukienek, przez lato nieco urosłam, ale też zmieniłam się, zaczynałam nabierać bardziej kobiecych kształtów. Biodra zrobiły się nieco szersze, wcięcie w talii robiło się wyraźniejsze, a piersi się powiększyły. Uznałam, że czas na zmianę garderoby na bardziej dojrzałą, ale w swoim stylu, czyli czas na coś bardziej kobiecego, ale mrocznego, z nutą pikanterii i zadziorności. Wiedziałam, że kilka kiecek zwłaszcza w ciekawych krojach, zawsze może się przydać, tym bardziej że zauważyłam, iż większość czwartoklasistek zdecydowanie częściej niż spodnie, nawet zimą, nosi dzianinowe sukienki, a gdy robiło się ciepło lżejsze i zwiewne. Zmiany w moim wyglądzie wynikały z tego, że dojrzewam, ale także z tego, że w wakacje babcia wykupiła mi kurs pływania, sądziłam, że to także przyczyniło się do tych widocznych gołym okiem zmian. Dużo ćwiczyłam, polubiłam wodę, nauczyłam się pływać trzema stylami, a wysiłek ten zaowocował wymodelowaniem sylwetki, która nigdy zła nie była, ale teraz mogłam powiedzieć, że byłam naprawdę dumna, ze swojego ciała. Wśród tylu zmian, jedno pozostało niezmienne moje zamiłowanie do barw mojego szkolnego domu, zieleni, szarości, srebra, czerni. To zdecydowanie były moje kolory i w nich najlepiej się czułam. Na ubrania wydałam prawie całe pozostałe mi fundusze ze swojej lokaty, jaką dawniej adopcyjni rodzice założyli mi na poczet studiów, wiedziałam jednak, że w mugolskim świecie nie będę studiować, więc wydałam je zgodnie ze swoimi potrzebami.
Wracając do domu, wstąpiłam do sklepu zoologicznego, kupiłam przysmaki dla kotki a w kiosku nieopodal krzyżówki dla Felixa. Gdy wchodziłam już na chodnik, prowadzący do parku, przy którym mieścił się wieżowiec, w którym mieszkałam, naszła mnie ochota na bajgla z łososiem, więc przespacerowałam się kawałek dalej, do małej, przytulnej kawiarenki, która serwowała najlepsze bajgle w okolicy i po prawdzie najlepsze, jakie jadłam w życiu. Przysiadłam na ławce w parku i ciesząc się ciepłem pięknego wakacyjnego dnia, zjadłam śniadanie w tak dobrze już znanym mi spokojnym miejscu blisko domu. Stąd odbierała mnie Pansy, gdy już kończyły się wakacje i ostatnie dni miałam spędzić u niej, tu spotkałam się z Draco ubiegłego roku, po ataku Dementorów na Isabel, to miejsce pożegnań moje i babci, gdy wracałam do szkoły; w tym roku nic się nie zmieni, teraz znów stąd odejdę z przyjaciółką, by przez kolejne miesiące uczyć się w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz