37. Gorzkie piwo

26 4 0
                                    

Nawarzyłaś piwa, to teraz je wypij, nawet jeśli będzie paskudnie gorzkie — powtarzałam sobie i przeszłam przez pokój wspólny, jak gdyby nic. Sądziłam, że kilka osób musiało zauważyć zmianę. Dziś wyglądałam jak dawniej. Zniknęło tępe, puste spojrzenie bez celu, ale także wredne lekceważące zerkanie i kąśliwy uśmiech. Byłam promienna i co najważniejsze moje włosy znów były czarno zielone i ułożone, a nie rozpuszczone czy skołtunione.
Na początek muszę zajść do dyrektora, ale żeby zajść do niego powinnam iść do... no tak, do Sama nie mogę, jeszcze nie. Okej, może zwariowałam, ale trudno. Poszłam do gabinetu profesora Snape'a.

Puk puk!

— Proszę.

Weszłam do środka. Zacieniony pokój okolony był półkami z setkami szklanych słojów, w których w różnobarwnych eliksirach zawieszone były oślizgłe kawałki zwierząt i roślin. W jednym rogu stał kredens pełen składników, obok wysoka szafa, oprócz tego biurko i dwa krzesła. Surowo i ponuro, tak jak się spodziewałam.

— Witam panno Black, jakiś problem? — spytał przyglądając się cieczy w trzymanej w dłoni fiolce.

— Dzień dobry panie Profesorze. Nie, żaden problem, chciałam tylko prosić o hasło do gabinetu dyrektora, albo odprowadzenie mnie do niego.

— Panna Black, o coś prosi, rozmawia i wygląda normalnie pierwszy raz od kilku dni — odłożył fiolkę z zielonym gęstym płynem w stojak i splótł ręce siadając wygodniej na krześle — czyżby emocje znów wróciły? — spytał, wskazując stojące naprzeciw siebie krzesło za jego biurkiem.

Usiadłam.

— Tak, włączyłam emocje i chciałam panu podziękować.

— Mnie? — zdziwił się.

— Tak, dziękuję i przepraszam jednocześnie.

Snape, aż pochylił się w moim kierunku i bacznie mi się przyglądał, a ja kontynuowałam.

— Przepraszam, bo gdy nie byłam sobą, mimowolnie czułam, co pan czuje i czasami myśli oczywiście nie cały czas, ale gdy na lekcji, był pan ode mnie mniej wymagający i patrzył na mnie, to zrozumiałam, że w pewien sposób pan jako jedyny mi ufa, że nie zrobię nic głupiego i nawet był pan... eee... zadowolony? Że tak sobie z tym radzę i za to właśnie chciałam podziękować. Nikt w to chyba nie wierzył oprócz pana. Dziękuję.

Snape przez chwilę milczał.

— Tak, to było ciekawe doświadczenie, byłaś, a jakby Cię nie było. Mimo odłączenia uczuć potrafiłaś nie zawalić szkoły, nie zrobić nic głupiego i w dodatku zdaje się, że naprawdę miałaś racje i takie odcięcie się było Ci potrzebne.

— Tak, miałam rację. Bolesny był powrót, nie powiem, ale sądzę, że to pomogło mi bardziej, niż mogłam przypuszczać.

— Bananowe Ptysie.

— Proszę?

— Hasło do gabinetu dyrektora.

— Ach, tak, dziękuję — wstałam.

— Black.

— Tak?

— Dobrze, że wróciłaś.

— Dziękuję — uśmiechnęłam się niepewnie.

Wyszłam z gabinetu dość zdziwiona tym, co właśnie się stało, jednak nie roztrząsałam tego, śniadanie trwało w najlepsze, ale zauważyłam, że dyrektora nie ma w sali, więc poszłam do jego gabinetu.

— Proszę.

— Dzień dobry dyrektorze, ja... — przerwałam, widząc u niego Samuela — Chyba przyszłam nie w porę.

— Nie. Usiądź, proszę.

Usiadłam, nie spoglądając na Sama, nie mogłam spojrzeć mu jeszcze w oczy. Nie, póki nie porozmawiam z dyrektorem. Milczałam.

— Samuelu, mógłbyś zaczekać na mnie, za drzwiami proszę?

— Oczywiście — powiedział i wyszedł.

— Słucham Cię Cassandro.

— Dyrektorze, ja chciałam bardzo przeprosić. To, co zrobiłam, nie było rozsądne. Dziś rano załączyłam swoje emocje, nie powiem, że sama, mama mi pomogła i pana słowa, o tym, jak zawiodłam rodziców... — głos mi się załamał, ale nie płakałam i nadal patrzyłam na dyrektora.

— Już dobrze Cassie, już dobrze. Nie powiedziałem, że ich zawiodłaś, tylko że to niegodne Ciebie, jako córki swoich rodziców, a to różnica. Zawodem byłoby, gdybyś nie potrafiła przyznać się do tego, że to nie było rozsądne.

— Tak, ale czuję, że ich zawiodłam, wybrałam poddanie się, ale proszę mi uwierzyć, że to pomogło, naprawdę. Teraz czuję, że mogę na spokojnie spojrzeć na to wszystko bez takich skrajnych emocji. To, że mi i Draco nie wyszło, to nie koniec świata, ale to, że obraziłam wszystkich, to już moja wina... muszę naprawić to co zepsułam i nie mam zamiaru z tym zwlekać.

— Bardzo rozsądnie, pamiętaj jednak, że nie do końca byłaś sobą. Samuel uprzedzał, żeby nie brać sobie Twoich słów do serca, bo będziesz najgorszą możliwą wersją siebie, sądzę, że przyjaciele to zrozumieją.

— Też mam taką nadzieję, co nie zmienia faktu, że i tak potraktowałam ich źle. Teraz nieco obawiam się rozmów z nimi, ich reakcji.

Dyrektor uśmiechnął się.

— „Kiedy człowiek boi się coś zrobić, wtedy wie, że żyje. Ale kiedy człowiek nie robi czegoś, tylko dlatego, że się boi, to wtedy jest martwy". — powiedział.

— Tak, to prawda. Więc proszę pozwolić, że pójdę już i zacznę żyć — uśmiechnęłam się.

— Idź i pamiętaj o oddychaniu.

Uśmiechnęłam się do tej dość dziwnej rady.

— Do widzenia.

— Do widzenia Cassie.

Wzięłam głęboki oddech, wiedząc, że za drzwiami czeka Samuel i wyszłam.

— Cześć Sam. Chciałabym Cię bardzo przeprosić za to, co...

Objął mnie tak mocno, że nie mogłam wydusić ani słowa, przez moment nawet faktycznie zapomniałam o oddychaniu, chłonąc jego ciepło i znajomy otulający mnie zapach.

— Wróciłaś — powiedział z niedowierzaniem i poczułam, jak jego ulga udziela się i mnie.

Pogładziłam go po plecach.

— Tak Sam, wróciłam.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz