22. Zwiedzanie Hogwartu

27 4 0
                                    

Kiedy obudziłam się w niedziele rano, przez chwile nie wiedziałam, dlaczego czuje się tak dziwnie przytłoczona. Wyspałam się, był nowy dzień, jednak złe przeczucie od samego rana dawało o sobie znak. Spojrzałam na łóżko Pansy, która smacznie spała, była dopiero siódma więc nie budząc jej, ogarnęłam się i wyszłam do salonu. Zastałam tam kilka osób, które już nie spały i tak jak ja kręciły się bez celu w oczekiwaniu na śniadanie.
Usiadłam na sofie, wspomnienia wczorajszego wieczoru nadal zawiązywały mi boleśnie węzeł w okolicach żołądka. Zastanawiałam się, czy szkolna sowa znalazła już ojca, czy jest bezpieczny i kiedy odpisze. Gdy tak myślałam, ktoś od tyłu zakrył mi oczy dłońmi.

— Cześć Draco — powiedziałam smętnie.

— Cześć, skąd wiedziałaś, że to ja?

— Pansy śpi jak aniołek, Zabini by tego nie zrobił, a inni witają mnie zwykłym cześć, więc taką niespodziankę mogłeś zrobić mi tylko Ty.

— Czyli Ci się podobało, ale jakoś bez entuzjazmu to mówisz, dlaczego coś nie tak?

— Nie. Znaczy, dalej myślę o wczorajszym wieczorze, w dodatku zastanawiam się, czy sowa znalazła tatę.

— Znajdzie go, zawsze znajdują — pocieszył mnie — Za dwadzieścia minut śniadanie, może już pójdziemy?

— Wcale nie jestem głodna, ale chodźmy, weźmy tylko płaszcze, chce się później przejść.

W Wielkiej Sali było nieco gwarniej niż zazwyczaj, rozmowy na temat wczorajszego wieczoru trwały w najlepsze. Szukałam wzrokiem Harry'ego, jednak nie zdołałam znaleźć ani jego, ani Hermiony czy Rona.

— Hmmm co by tu... o może dziś coś innego co powiesz na sok pomarańczowy i tę apetyczną sałatkę?

— Niedziela. Tylko tradycyjne angielskie śniadanie, wiesz, że to jedyny dzień w tygodniu, kiedy mogę się nim nacieszyć.

— Ok, więc jeśli ono ma Ci poprawić humor, to co powiesz na podwójną porcję?

Uśmiechnęłam się doceniając jego troskę.

— Jedna w zupełności wystarczy.

Po śniadaniu wyszliśmy z zamku i wkrótce zmierzaliśmy już przez błonia ku jezioru, gdzie zakotwiczony przy brzegu statek z Durmstrangu odbijał się w ciemnej wodzie. Słońce leniwie wyłaniało się zza drzew, a poranek był rześki, lecz mimo to kilku uczniów ćwiczyło ubranych w krótkie koszulki. Rozpoznałam w nich chłopaków, których znał Draco.

— To nie są przypadkiem Ci Twoi znajomi z Durmstrangu?

— Tak, Iwan, Wasilij i Sasza. Chodź, poznam Cię z nimi.

Podeszliśmy do nich.

— Privet chłopaki!

— Privet Draco, nu a kogo Ty nam tu przyprowadził, taka piekna newasta. — Spytał łamaną angielszczyzną z wyraźnym akcentem Petrov.

— To Cassandra, moja dziewczyna, po waszemu... ee...

— Devochka — powiedział tym razem Mironov.

— No tak. Cassie, poznaj moich znajomych to Wasilij Petrov.

— Privet — chłopak wyciągnął swoją dużą dłoń do uścisku.

— Cześć — przywitałam się z nim.

— To natomiast Iwan Kuznetsov — chłopak pomachał i wrócił do ćwiczeń.

Odmachałam mu.

— A to Sasza Mironov.

— Miło mi Cię poznać Cassandro — chłopak chwycił wyciągniętą właśnie przeze mnie dłoń, lekko uniósł ją ku ustom i pocałował.

Poczułam się nieco niezręcznie, a policzki delikatnie mi się zaróżowiły.

— Cassie, wystarczy Cassie.

— Sasza, widzę, że Twój angielski jest coraz lepszy — powiedział Draco.

— Tak, ojciec chce, żebym po szkole wyjechał do Anglii prowadzić tu jego interesy, więc się uczę, oczywiście bez pomocy magii. Zabronił mi. Mam dojść do wszystkiego dzięki swojemu uporowi i determinacji, nie iść na skróty, czyli tak jak on kiedyś.

— Tak, coś mi to mówi...

— A jaki to biznes, jeśli można wiedzieć? — Spytałam nieśmiało.

— Oczywiście, że można. Ojciec jest producentem szat okazjonalnych, to rodzinna firma, w Anglii chce otworzyć filię pod moim kierownictwem.

— Och, rozumiem.

— Zapomniałeś dodać, że największym w Europie producentem — wtrącił Draco.

— To nie jest takie istotne. Ja już skończyłem trening, może zechcielibyście oprowadzić mnie po waszym zamku? Samym nie wolno nam tam wchodzić, Karkarow zabronił, ale jeśli będę z wami, na pewno nie będzie miał nic przeciw.

— Jasne — powiedziałam — co prawda, pewnie jest tu mniej ciekawie niż na waszym okręcie, ale chętnie Cię oprowadzimy.

— Świetnie, skoczę się tylko ubrać.

Chłopak zniknął na mostku prowadzącym na okręt.

— Myślałem, że spędzimy czas razem.

— No przecież sama nie będę go oprowadzać.

— Oj, wiesz, o co mi chodzi.

— Nie narzekaj, sam mnie przedstawiłeś a teraz co... głupio było odmówić, zwłaszcza że to Twój kolega. Kto wie, czy kiedyś nadarzyłaby mu się jeszcze taka okazja, by zwiedzić Hogwart.

— Ech, mówiłem Ci już, że jesteś wyjątkowa — cmoknął mnie w policzek — szczególna — cmoknął w żuchwę — wyróżniająca się spośród innych dziewczyn? — pocałował płatek ucha.

Speszyłam się i zaśmiałam.

— Chyba nie, ale możesz to jeszcze kiedyś powtórzyć — powiedziałam i po chwili dodałam powoli — Wyróżniająca się mówisz... — uśmiechnęłam się na wspomnienie słów taty — Kekasmai.

— Co proszę? — zapytał Draco.

— Kekasmai — to znaczy wyróżniająca się, mama tak mnie nazywała, teraz tata tak do mnie mówi.

— Ładnie... Kekasmai... ale dla mnie zawsze będziesz Cass, moją Cass — Draco zbliżył się, by mnie pocałować, ale nie było mu to dane.

— To, co lecimy? — zagadnął Sasza.

POV Draco:
Na dźwięk jego głosu Cass tak szybko odwróciła głowę, że jej włosy smagnęły mi twarz, a moje usta trafiły na jej ucho — przymknąłem oczy, nie odwracając twarzy wyrażającej frustrację, jęknąłem jej cicho do ucha zirytowany zbyt prędkim pojawieniem się kumpla.

— Jasne chodźmy. — powiedział Draco spoglądając na kumpla udając, że nie traci rezonu.

Całą drogę od jeziora, przez błonie aż do zamku, chłopcy rozmawiali i śmiali się, szłam kilka kroków za nimi, znów oddając się rozmyślaniom.

— Cass, wszystko ok? — spytał Draco, gdy znaleźliśmy się już pod drzwiami zamku.

— Pewnie, chodźmy.

Dobrze wiedziałam, od czego powinniśmy zacząć.

— Cassie, czyń honory — powiedział Draco wskazując na zamek.

— Em... no dobrze, więc zacznijmy od lochów Hogwartu — powiedziałam i wskazałam na schody, po których już po chwili szli a za mną Sasza i Draco.

— Lochy znajdują się kilka poziomów pod ziemią i jest tam zdecydowanie chłodniej niż w głównym zamku. Tu po prawej jest Sala Przyjęcia Śmierci, sir Nicholas — duch wieży Gryffindoru — urządzał tam przyjęcie, z okazji swojej 500-nej rocznicy śmierci. Tam dalej jest kuchnia znajdująca się bezpośrednio pod Wielką Salą... i przylegające do niej wejście do Pokoju wspólnego Hufflepuffu, o a tu — powiedziałam, skręcając w prawo — jest Klasa eliksirów, obok Gabinet Profesora Severusa Snape'a, a naprzeciwko jego magazyn ze składnikami do eliksirów.

Ruszyliśmy dalej.

— Tu znajduje się wejście do naszego pokoju wspólnego, w którym to zaś znajdują się dwa osobne wejścia do dormitoriów dziewczyn i chłopców. Jednak wybacz, tylko my z domu węża znamy hasło i nie możemy nikogo spoza domu zapraszać do środka.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz