Dziesiątego stycznia miał się odbyć wypad do Hogsmeade. Hermiona i ja byłyśmy bardzo zaskoczone, gdy Harry oświadczył nam, że się wybiera.
— Myślałam, że chcesz skorzystać z tego, że w pokoju wspólnym będzie cisza i spokój — powiedziała Hermiona.
— Naprawdę, Harry, powinieneś popracować nad tym jajem. — dodałam.
— Och, ja... ja już się domyślam, o co chodzi — skłamał Harry i chociaż to wyczułam, milczałam.
— Naprawdę? — Hermiona ucieszyła się — Brawo, Harry!
Tak więc w sobotę Harry, Ron i Hermiona opuścili zamek jednak ja zostałam, miałam zapas słodyczy i niczego mi nie brakowało, więc odpuściłam sobie to wyjście.
— Może jednak pójdziesz z nami?
— Nie Pansy, cierpię na syndrom ABC.
— A co to za twór?
— Absolutny Brak Chęci.
— Oj Cassie...— Pansy, serio, dzięki, ale nie tym razem. Będę tylko zawadzać, wystarczy, że idziecie z Draco. Po ostatniej rozmowie zrobiło się znów niezręcznie i gdy jesteśmy wszyscy razem, to czuje się jak piąte koło u wozu on pewnie też... Niech odetchnie spokojnie dziś. Poza tym to jest chore, muszę jakoś z nim się dogadać w końcu, nie można tak dalej... To niezdrowe.
— Więc poinformuje Cię, że on także nie idzie, Blaise powiedział, że chce pobyć sam. Będziesz mieć okazję, na rozmowę.
— Ou... Nie wiedziałam... No ale ja nie mam ochoty wychodzić z sypialni, więc się nie spotkamy.
— Jak chcesz. To co na pewno nic Ci nie kupić?
— No dobra, trzymaj — podałam jej kilka monet — weź mi średnią beczkę piwa kremowego, tylko zakamufluj ją, żeby nikt nie widział no i kup te cukrowe myszy Blaise'owi w końcu mu obiecałam.
— Hi, hi! Dobra to do później!
— Pa.
Zostałam sama, postanowiłam, że napiszę do Sama, minęło już sporo czasu, on się nie odezwał, a ja bardzo tęskniłam.
Drogi Samuelu!
Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie... Minęło tyle dni, a nadal nie dostałam od Ciebie żadnej wiadomości, być może nie miałeś czasu, lub jednak zmieniłeś zdanie. Tęsknię za naszymi rozmowami. U mnie po staremu, próbuję dogadać się z Draco, chcę, by nasze relacje były jedynie koleżeńskie, tak będzie najlepiej dla obojga.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Napisz, proszę co u Ciebie.
Cassie.
Przed wysłaniem listu uznałam, że powinnam w końcu otworzyć prezent od niego, co by to nie było, chyba byłam gotowa. Wyjęłam pudełko spod łóżka, postawiłam je na biurku i podniosłam wieczko. Na wierzchu leżał kawałek pergaminu z ozdobną wstążeczką, wyjęłam go i położyłam obok. W kartonie leżały dwa pudełka, jedno podłużne i wąskie drugie zaś mniejsze. Zaczęłam od niego, rozpakowałam go i znalazłam w nim kolejne, uśmiechnęłam się, Sam lubi się wygłupiać, wiedział, że otwieranie poszczególnych pudełek spowoduje uśmiech na mojej twarzy. Otworzyłam jeszcze trzy i w ostatnim, całkiem maleńkim znalazłam pierścionek, stare złoto z dużym zielonym oczkiem a na nim wąż z trzema czerwonymi różami.
Nie wiedziałam, co powinnam o tym myśleć, więc szybko rozwinęłam dołączony liścik.
„Najdroższa Cassie,
Założę się, że nie posłuchałaś i najpierw otworzyłaś pudełka, zamiast listu jak Cię prosiłem — chyba jednak nie zdążyłeś — westchnęłam ponuro — zapewne nie wiesz co o tym myśleć, nie bój się, to nie forma prośby o rękę. Ten pierścień należał do mojej matki i znów założę się, że teraz poczułaś, że nie możesz go przyjąć, uwierz mi, możesz. Bardzo chcę, by należał do Ciebie, żadna inna dłoń nie będzie tak go zdobić, jak Twoja. Wąż i róże są elementem zaklęcia, każda z nich symbolizuje jedną możliwość spełnienia Twojego życzenia, związanego ze mną, gdyż w kamieniu zamknięta jest moja krew. Niestety możliwości są nie tak szerokie jak bym sobie tego życzył. Nie zmienisz nim biegu wydarzeń, nie sprawisz, że się odkochasz, czy też zdołasz pokochać, ale może on ukazać Ci mnie, w dowolnej chwili, może przekazać mi Twoją wiadomość w tym samym momencie, w jakim ją wypowiesz coś jak jednorazowe połączenie telefoniczne, albo może zabrać Cię do mnie, gdziekolwiek bym nie był. Tylko tyle mogę dać Ci na ten moment od siebie na czas, gdy będziemy musieli się rozstać, po nowym roku, a do kolejnego spotkania przyjdzie nam zaczekać. Wystarczy, że wypowiesz zaklęcie »actum anulum« i potrzesz kamień z myślą o tym, z jakiej formy kontaktu, chcesz skorzystać.
Twój na zawsze Sam
PS.: Mam nadzieję, że zawartość drugiego pudełka także nie pozwoli Ci o mnie zapomnieć".
Jeszcze kilkukrotnie przeczytałam list, ocierając cieknące z oczu łzy, miałam ochotę już zobaczyć Sama, wykorzystać pierwsze życzenie, jednak powstrzymałam się przed tym.
Róże są tylko trzy i tylko raz mogę go zobaczyć... Powinnam być rozsądniejsza, jeszcze nie wiem, czy nie będzie do tego lepszej okazji. Wyjęłam podłużne pudełko, w którym znalazłam tabliczkę mugolskiej mlecznej czekolady z orzechami. Zaśmiałam się, ocierając z oczu ostatnie łzy. Sam i mleczna czekolada z orzechami, no jasne... Ciepło rozlało się po moim sercu, włożyłam pierścionek na palec, był nieco za luźny, ale nie na tyle bym obawiała się go zgubić, od teraz postanowiłam się z nim nie rozstawać. Zjadłam kawałek czekolady, który pachniał niemal tak słodko, jak Sam i wyszłam z sypialni, by wysłać do niego list.
Od ostatniej wiadomości, jaką wysłałam do ojca nie byłam w sowiarni, ale wiedziałam, że Melody i druga sowa wróciły bez odpowiedzi. Martwiłam się, czemu ojciec nie odpisuje, jednak zapewne miał swoje powody, dałam mu czas do końca stycznia, później wiedziałam, że poproszę o pomoc dyrektora.
— Melody, witaj kochana, dziś mam dla Ciebie list, ale nie do ojca czy babci, nowe miejsce adres jest na liście, znajdź Sama i przekaż mu, że tęsknię.
Sowa odwróciła łepek, między zajadaniem porcji ziarna.
— Wiem, wiem, tak tylko się mówi, napisałam mu o tym... No, leć już.
Melody zahukała radośnie i wyleciała. Wróciłam do zamku i poszłam do salonu Ślizgonów, cisza i spokój tego zwykle gwarnego pomieszczenia zachęciła mnie do tego, by usiąść przy kominku. Wzięłam koc z fotela obok, nakryłam się nim i usiadłam na sofie, patrząc w ogień. Po chwili usłyszałam kroki dochodzące z dziewczęcego dormitorium.
— Draco?
— Yy... Cześć, właśnie no... Szukałem cię, chciałem pogadać.
— Ja w zasadzie też chciałam.
Draco nie usiadł obok mnie, lecz na fotelu, poczułam ukłucie w sercu.
— No bo wiesz... Tak trochę dziwnie jest, powinniśmy jakoś gadać, masz rację, że ja i ty... No wiesz to nie tak, że... — westchnął — po prostu chcę powiedzieć, że musimy jakoś się dogadać albo podzielić znajomymi, bo tak jest dziwnie.
— Rozumiem, też o tym myślałam.
Cisza, żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć więcej.
— Więc jak? — Spytałam w końcu.
— No, chyba lepiej będzie, jak się podzielimy czasem spędzanym z nimi, ja więcej czasu do południa a Ty po południu i tak na zmianę co tydzień, pasuje Ci?
— Pewnie — powiedziałam, natychmiast, co było w zdecydowanej sprzeczności z tym, co faktycznie czułam. Wolałam jakoś się z nim dogadać, ale on chyba nie miał na to ochoty.
— No to wszystko jasne. A co u Ciebie?
— Nic nowego... Lekcje, posiłki, praca domowa, norma.
— Ta... No u mnie też, to tego, ja już pójdę.
Wstał i spojrzał na mnie.
— Możesz zostać, nie przeszkadza mi Twoja obecność, chyba że chcesz, to ja pójdę do siebie.
Wstałam gwałtownie.
— Nie, zostań, byłaś tu pierwsza.
— Nie, nie muszę, mam jeszcze trochę roboty.
— Nie no, nie musisz wymyślać sobie zajęcia, by odejść — powiedział robiąc krok w moją stronę.
— Nic nie wymyślam — odpowiedziałam i także się zbliżyłam.
Spojrzeliśmy na siebie poczułam ucisk w żołądku, Draco zamyślił się, po czym szybko bez słowa odszedł. Jego głowa odwróciła się delikatnie, zupełnie, jakby chciał na mnie jeszcze spojrzeć, albo po prostu poczuł mój wzrok na sobie. Nie miałam ochoty na analizę tego, co właśnie się stało, wróciłam do sypialni, wzięłam płaszcz i wyszłam z dormitorium na długi spacer. Liczyłam, że to pomoże mi w tym, by nie wejść do niego do dormitorium i nie wykrzyczeć mu, że jest głupi, że cofam, każde swoje słowo, tęsknię za nim, kocham go i mam w nosie to, czy nadal będzie mnie ranił. Może byłam uczuciową masochistką, ale to nic, wolałam cierpieć przez jego humory niż obojętność. Nie, na to nie mogłam sobie już pozwolić.
Kiedy przechodziłam obok zakotwiczonego przy brzegu jeziora statku z Durmstrangu, zobaczyłam, jak spod pokładu wychodzi Wiktor Krum, ubrany jedynie w spodenki kąpielowe. Był dość chudy, ale wyraźnie bardziej krzepki, niż na to wyglądał, bo wspiął się zręcznie na burtę, wyciągnął ramiona i dał nurka do jeziora. Na sam ten widok zrobiło mi się zimno. Obserwowałam ciemną głowę Kruma, która wynurzyła się pośrodku jeziora. Woda musi być lodowata, jest przecież styczeń, ale tam skąd pochodzi, jest o wiele zimniej — zauważyłam — pewnie jemu wydaje się ciepła. Spacerując wokół jeziora, w ten zimny styczniowy dzień byłam wdzięczna Zgredkowi za prezent, rękawiczki świetnie się spisywały. Wracając do zamku, spotkałam dyrektora, który oznajmił mi, że po kolacji, Dora będzie na mnie czekać w sali ćwiczebnej. To była świetna wiadomość, nie mogłam się już doczekać, aż wszystko jej opowiem, albo pokażę. Miałam ogromną nadzieję, że ta jakoś mi pomoże. Do kolacji zostało jeszcze trochę czasu, więc nie chcąc wracać do dormitorium, by przypadkiem nie natknąć się znów na Draco, włóczyłam się po szkole.
— Harry, powiesz wreszcie, czego on chciał? — zapytał Ron, gdy tylko weszli do szkoły.
— Cześć wam!
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 4
FanfictionCassandrę czeka bardzo szalony i trudny rok, czy miłość pokona wszystko, nawet klątwy i uroki?