9. Ekspres Londyn-Hogwart

34 5 0
                                    

Ekspres Londyn Hogwart, ze swoją lśniącą, czerwoną lokomotywą, stał już przy peronie. W obłokach pary wyrzucanej z komina liczni uczniowie Hogwartu i odprowadzający ich rodzice wyglądali jak mroczne widma. Misty (sowa Pansy, którą ta otrzymała od mojego ojca na koniec ubiegłego roku, w ramach przeprosin za przypadkowe nastraszenie jej w środku nocy), rozglądała się jak szalona, słysząc we mgle pohukiwanie mnóstwa sów. Zaczęłyśmy szukać sobie miejsca i wkrótce wpychałyśmy już kufry do przedziału w końcu pociągu. Potem wyszłyśmy znów na peron, żeby się pożegnać z panią Parkinson.

— To będzie bardzo ciekawy rok — powiedziała Grace, a oczy dziwnie jej pojaśniały.

— Mamo, Ty coś wiesz, powiedz nam, proooszę — Pansy zrobiła błagalną minę.

W tym momencie usłyszałyśmy gwizdek i Grace zagoniła nas do przedziału.

— Pani Parkinson, dziękuję za gościnę w państwa domu i za możliwość udziału na mistrzostwach — powiedziałam, kiedy weszłyśmy do przedziału, zamknęłyśmy drzwi i wyjrzałyśmy przez okno.

— Och, to była dla nas wielka przyjemność Cassie — odpowiedziała pani Parkinson.

— Mamo, to jak powiesz nam? — Pansy podjęła jeszcze jedną próbę.

— Myślę, że dowiecie się dziś wieczorem. — Pani Parkinson uśmiechnęła się do nas. — To będzie bardzo ekscytujące... i bardzo się cieszę, że zmienili zasady...

— Jakie zasady? — zapytałyśmy jednocześnie.

— Jestem pewna, że profesor Dumbledore wszystko wam powie. A tymczasem zachowujcie się przyzwoicie.

Tłoki lokomotywy zasyczały głośno i pociąg ruszył.

— Pa mamo!
— Do widzenia pani!

Kobieta uśmiechnęła się i pomachała nam ręką, zanim pociąg zniknął za zakrętem.

Usiadłyśmy a chwilę później przyszli Draco i Zabini z niewielkimi bagażami, które najwidoczniej również zostały magicznie zmniejszone. Gęsty deszcz bębnił w okna, więc nic nie było przez nie widać.

— Draco Ty wiesz, co się odbędzie w naszej szkole, wszyscy coś ukrywają? — podpytała Pansy.

— Coś tam wiem, mają się zjechać uczniowie z dwóch innych szkół i ma być bal, ale nie wiem nic więcej, a mają być z Durmstrangu i z Beauxbatons. Ojciec poważnie rozważał, czy nie posłać mnie do Durmstrangu, a nie do Hogwartu. Zna tam dyrektora. A wiecie, co myśli o naszym... „Dumbledore uwielbia szlamy, a w Durmstrangu nie przyjmują takiej hołoty". — zacytował ojca, robiąc cudzysłów w powietrzu — Jednak matka nie chciała się zgodzić, żebym był tak daleko od domu. Ojciec mówi, że w Durmstrangu mają o wiele zdrowszy stosunek do czarnej magii niż w Hogwarcie. Tam się jej naucza, a nie tylko pokazuje, jak się przed nią bronić...

— Gdzie to jest? W jakim kraju? — spytała Pansy.

— Chyba Europa, ale tego przecież dokładnie nikt nie wie — odpowiedział Draco, unosząc brwi.

— Właściwie dlaczego?

— Między szkołami magii od dawna trwa zacięta rywalizacja. Durmstrang i Beauxbatons ukrywają swoje położenie, żeby nikt nie wykradł ich sekretów. — powiedziałam rzeczowym tonem.

— Skąd Ty to wiesz?—spytała Pansy.

— Wszyscy o tym wiedzą... a w każdym razie wszyscy, którzy przeczytali Historie Hogwartu.

— Daj spokój — prychnął Zabini, którego to rozśmieszyło. — Durmstrang jest pewnie tak duży, jak Hogwart, jak sobie wyobrażasz ukrycie tak olbrzymiego zamku?

— Ty tak serio? Przecież Hogwart też jest ukryty — powiedziałam tonem, w którym brzmiało zaskoczenie — za pomocą czarów. Kiedy na zamek patrzy jakiś mugol, widzi tylko rozwalone ruiny i napis nad bramą: NIEBEZPIECZEŃSTWO! NIE WCHODZIĆ, GROZI ŚMIERCIĄ.

— Więc dla obcego Durmstrang też wygląda jak ruiny?

— Być może — odpowiedziałam, wzruszając ramionami. — a może zabezpieczyli go zaklęciami antymugolskimi, tak jak ten stadion, na którym rozgrywano finał mistrzostw świata. No, ale żeby udaremnić odnalezienie go przez czarodziejów, trzeba by go uczynić nienanoszalnym...

— Możesz powtórzyć?

— Ojej, przecież można tak zaczarować, jakiś budynek, żeby nie można go było nanieść na mapę, nie wiedziałeś?

— Ee... skoro tak mówisz — bąknął Zabini.

— Myślę, że Durmstrang musi być gdzieś na dalekiej północy Europy — powiedział z namysłem Draco. — Gdzieś, gdzie jest bardzo zimno, bo oni noszą takie grube, futrzane czapy.

— Możliwe.

W miarę jak pociąg zmierzał coraz dalej na północ, deszcz stawał się coraz gęstszy, a krople coraz większe. Niebo było tak ciemne, a okna tak zaparowane, że zapaliły się światła, choć był środek dnia. W korytarzu rozległ się grzechot wózka z przysmakami, jednak tym razem nie byłam głodna, więc wzięłam jedynie sok dyniowy.
Po południu, Pansy i Zabini siedzieli już obok siebie, rozmawiając cicho, to samo robiłam ja i Draco, gdy nagle na korytarzu usłyszeliśmy hałas. Wyszłam z Draco na korytarz.

— Zobaczcie! — powiedział Crabbe, pokazując jakąś starą szatę Goyle'owi i kilku innym chłopakom. — Weasley, chyba nie zamierzasz tego nosić, co? No wiesz... to było bardzo modne gdzieś w 1890 roku...

— Wypchaj się krowim łajnem! — krzyknął Ron.

Wyrwał ją Crabbe'owi, który ryknął drwiącym śmiechem. Pozostali parsknęli głupkowato.

— To co, Weasley, zamierzasz wziąć udział? Chcesz spróbować? Myślisz, że może ci się uda przysporzyć odrobinę sławy rodowemu nazwisku? No i w grę wchodzą pieniądze, chyba wiesz...jakbyś zwyciężył, mógłbyś sobie wreszcie sprawić, jakieś przyzwoite ciuchy...

— O czym ty mówisz? — warknął Ron.

— Zamierzasz się zgłosić? — powtórzył Crabbe. — Założę się, że i ty, Potter. Ty nigdy nie przegapisz najmniejszej szansy, żeby się wszystkim pokazać, co?

— Crabbe albo nam wyjaśnisz, o czym pleciesz, albo wynoś się stąd — odezwała się Hermiona.

Na pucowatej twarzy Ślizgona pojawił się triumfalny uśmiech.

— To wy naprawdę o niczym nie wiecie? — zapytał uradowany. — Weasley, masz w ministerstwie ojca i brata i nic nie wiesz? — Zaśmiał się ponownie i cała ich paczka odeszła, wciąż śmiejąc się po drodze.

Ron zerwał się na nogi i zatrzasnął za nimi drzwi z taką siłą, że szyba rozleciała się w kawałki.

— Ron! — powiedziała z wyrzutem Hermiona.

— Przejdę się do nich na moment, ok?

— Dobrze, ale wróć zaraz.

— Jasne.

— Reparo!

Kawałki szkła połączyły się w szybę, która natychmiast wróciła na swoje miejsce w drzwiach.
Zapukałam w nią. Rozsunęłam drzwi i weszłam.

— Cześć, słyszałam waszą rozmowę z nimi.

— Cześć, no tak, wygląda na to, że oni wiedzą wszystko, a my nic — warknął Ron. — Hej a Ty może wiesz, o co chodzi?

— Niestety niewiele — powiedziałam spokojnie — Mają się zjechać uczniowie z dwóch innych szkół z Durmstrangu i z Beauxbatons, no i ma być bal, ale nie wiem nic więcej.

— No cóż, trudno, dowiemy się więcej na miejscu — powiedział zrezygnowany Ron, który upychał szatę na klatkę małej sówki, strasznie się przy tym rumieniąc na twarzy.

Posiedziałam jeszcze chwilkę z nimi i wróciłam do swojego przedziału.
Pociąg w końcu zwolnił i zatrzymał się na ciemnej jak grobowiec stacji Hogsmeade. Kiedy drzwi przedziałów pootwierały się z trzaskiem, gdzieś wysoko przetoczył się grzmot. Osłoniłam klatkę swojej sowy kurtką, Pansy na swoją nałożyła specjalny pokrowiec, który kupiła na Pokątnej, a który ja uważałam za zbędny gadżet, teraz trochę tego żałowałam. Opuściliśmy wagon, pochylając nisko głowy i mrużąc oczy w ulewnym deszczu. Lało tak strasznie, jakby nam nad głowami nieustannie wylewano kubełki lodowatej wody.
Szliśmy powoli peronem razem z całym tłumem uczniów. Przed stacją czekała na nas setka powozów bez koni. Całą czwórką wsiedliśmy z ulgą do jednego z nich. Drzwiczki zatrzasnęły się z hukiem i w chwile później długi sznur pojazdów potoczył się chwiejnie po rozmokłej drodze, zmierzając ku zamkowi Hogwart.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz