61. Początek

44 5 0
                                    

Kiedy zaledwie miesiąc później sięgałam myślą wstecz, niewiele odnajdywałam wspomnień z dni, które nastąpiły po owej nocy. Być może przeżyłam zbyt wiele, by cokolwiek jeszcze wywarło na mnie trwalsze wrażenie. Te jednak wspomnienia, które zachowałam, były bardzo bolesne.
Samuel i przyjaciele, a nawet Draco, wspierali mnie, jak mogli, jednak ja bardzo się wycofałam, najchętniej nie wychodziłabym z pokoju Sama i jego objęć. Tylko tam czułam się bezpiecznie. On rozumiał mnie dobrze, po kilku dniach byłam gotowa, by pokazać mu wizję, tego, co zaszło, był bardzo przerażony, ale szczęśliwy, że udało mi się ujść z życiem.

— Tak wielu informacji Ci jeszcze nie przekazałem, tak wiele powinienem. Muszę w końcu powiedzieć Ci wszystko, z czym możesz się spotkać, by uważać na siebie. Mogłaś tam zginąć przez moje niepoinformowanie Cię, niekompletne wytłumaczenie czym są podróże astralne, z jakim ryzykiem się wiążą...

— To nic — przerwałam mu, kładąc mu dłoń na kolano — jestem tu z Tobą, cała i zdrowa, wszystko nadrobimy. Będzie dobrze, jeśli będziemy razem.

Sam pocałował mnie a ja wtuliłam się w niego wdychając nasz wspólny słodki zapach mlecznej czekolady z orzechami połączonej z marcepanem.

***

Gdy powróciłam do salonu Slytherinu następnego wieczoru. Pansy i Blaise powiedzieli mi, że tego ranka Dumbledore miał podczas śniadania krótkie przemówienie do całej szkoły. Prosił, tylko by zostawili mnie i Harry'ego w spokoju, by nikt nas nie wypytywał i nie zmuszał do opowiadania o tym, co wydarzyło się w labiryncie ani podczas całego ostatniego zadania. Porozmawiałam z Draco w końcu poznał, że mój ojciec jest animagiem, wiedziałam, że jeśli zechce powie o tym swojemu ojcu, a to mogłoby mieć tragiczne skutki. Chłopak obiecał, że tego nie zdradzi.
Zauważyłam, że większość uczniów omija mnie i Harry'ego na korytarzach, unikając naszych spojrzeń. Niektórzy szeptali, zakrywając usta rękami, kiedy przechodzili. Harry podejrzewał, że wielu z nich uwierzyło w rewelacje Rity Skeeter i po prostu bało się go. Być może mieli własne teorie na temat śmierci Cedrika. Stwierdził jednak, że niewiele go to obchodzi. Najbardziej lubił przebywać w towarzystwie Rona, Hermiony, mnie i Sama. Rozmawialiśmy o innych sprawach albo graliśmy w szachy. Wydawało mi się, że wszyscy rozumiemy się bez słów; każde z nas wyczekiwało na jakiś znak, jakąś wiadomość o tym, co dzieje się poza Hogwartem. Nie było sensu spekulować, co może się wydarzyć, póki nie mieliśmy żadnych konkretnych wiadomości.
Tylko raz poruszyliśmy ten temat, kiedy Ron powiedział nam o rozmowie, którą jego matka odbyła z Dumbledore'em przed powrotem do domu.

— Poszła go zapytać, czy w lecie moglibyście przyjechać do nas prosto stąd, ale on chce, żebyście wrócili do domów, przynajmniej na razie.

— Dlaczego?

— Powiedziała, że Dumbledore nie podał jej powodów — odrzekł Ron, kręcąc głową. — Chyba musimy mieć do niego zaufanie, co?

Jedyną osobą (oprócz przyjaciół i Sama), z którą ja i Harry mieliśmy ochotę rozmawiać, był Hagrid. Ponieważ teraz nie było już nauczyciela obrony przed czarną magią, te lekcje mieliśmy wolne. W pewne czwartkowe popołudnie poszliśmy więc odwiedzić Hagrida w jego chatce. Był piękny, słoneczny dzień. Kiedy podeszliśmy, Kieł wyskoczył przez otwarte drzwi, witając nas radosnym szczekaniem i machając ogonem.

— Kto tam? — rozległ się głos Hagrida, który wnet stanął w drzwiach. — Harry, Cassie!

Wyszedł nam na spotkanie, przyciągnął Harry'ego do siebie, przytulił, potargał mu pieszczotliwie włosy to samo zrobił ze mną i powiedział:

— Dobrze was znowu widzieć, dzieciaki. Dobrze widzieć.

Kiedy weszliśmy do chatki, zobaczyliśmy na stole dwa kubki wielkości cebrzyków.

— Piliśmy sobie herbatkę z Olimpią — wyjaśnił Hagrid. — Dopiero co wyszła.

— Kto? — zapytał Ron.

— Madame Maxime, a niby kto?

— To co, pogodziliście się?

— Nie wiem, o czym mówisz — mruknął Hagrid, wyjmując więcej kubków z kredensu.

Zrobił herbatę, podał nam talerz zakalcowatych ciasteczek, odchylił się do tyłu w krześle i przyjrzał się uważnie Harry'emu swoimi czarnymi jak żuki oczami.

— Wszystko gra, Harry? — burknął.

— Jasne.

— Oj, chyba nie bardzo. Oj, nie. Ale wyjdziesz z tego. Oboje wyjdziecie — dodał zerkając na mnie, która kurczowo trzymałam Sama za rękę.

Nic nie odpowiedzieliśmy.

— Ja wiedziałem, że on wróci — powiedział Hagrid, a my spojrzeliśmy na niego, zaskoczeni. — Wiedziałem to od lat. Wiedziałem, że gdzieś się kryje, wyczekując na swoją chwilę. No i się doczekał, a my musimy sobie z tym poradzić. Będziemy walczyć. Może uda się go powstrzymać, zanim odzyska dawną moc. Taki jest przynajmniej plan Dumbledore'a. To jest gość, ten Dumbledore, nie? Póki jest z nami, nie ma co pękać.

Uniósł swoje krzaczaste brwi, widząc, że nie bardzo nas przekonał.

— Nie ma co siedzieć i się zamartwiać. Co ma być, to będzie, a jak będzie, to jakoś sobie damy z tym radę. Dumbledore powiedział mi, czego dokonaliście.

Westchnął, wypiął pierś i utkwił wzrok we mnie a później w Harrym.

— Cholibka, wasi rodzice nie mogliby sobie lepiej poradzić z tym wszystkim. Chyba lepiej już nie mogłem was pochwalić, co?

Uśmiechnęłam się do niego, Harry także, był to jego pierwszy uśmiech od wielu dni.

— Czego chciał od ciebie Dumbledore? — zapytał Harry. — Tamtej nocy wysłał McGonagall, żeby sprowadziła do niego ciebie i madame Maxime.

— Dostałem pewną robótkę na lato, ale to tajemnica. Nie wolno mi o tym gadać, nawet z wami. Olimpia... dla was... madame Maxime... pewnie mi pomoże. Chyba ją namówiłem.

— To ma coś wspólnego z Voldemortem? — spytałam.

Hagrid wzdrygnął się na dźwięk tego imienia.

— Może i tak — mruknął wymijająco. — No dobra, kto chce ze mną pójść i popatrzyć sobie na ostatnią sklątkę? Żartowałem, żartowałem! — dodał pospiesznie, widząc nasze miny.

Z ciężkim sercem pakowałam swój kufer w wieczór przed powrotem do Londynu. Ze strachem myślałam o pożegnalnej uczcie, zwykle tak radosnej, na której miano ogłosić zwycięzcę w rywalizacji domów. Od czasu, gdy opuściłam skrzydło szpitalne, unikałam Wielkiej Sali, gdy było w niej pełno ludzi, wolałam jeść u Sama lub kiedy była prawie pusta.
Kiedy ja, Pansy i Blaise weszliśmy do sali, od razu zobaczyliśmy, że nie ma zwykłych odświętnych dekoracji. Zwykle Wielką Salę dekorowano barwami tego domu, który zwyciężył. Tym razem ściana za stołem nauczycielskim pokryta była czarnym kirem. Natychmiast zrozumiałam, że to dla uczczenia pamięci Cedrika, oczy mi się zaszkliły.
Przy stole nauczycielskim zobaczyłam Sama i siedzącego obok niego prawdziwego Szalonookiego Moody'ego. Jego drewniana noga i magiczne oko były na swoich miejscach. Zachowywał się jednak bardzo nerwowo: podskakiwał za każdym razem, gdy ktoś do niego przemówił. Dobrze to rozumiałam. Moody zawsze obawiał się niespodziewanego ataku ze strony sił ciemności, a ten lęk musiał się bardzo pogłębić podczas dziesięciomiesięcznego uwięzienia we własnym kufrze. Krzesło profesora Karkarowa było puste i kiedy usiadłam przy stole Ślizgonów, zaczęłam się zastanawiać, co się z nim teraz dzieje. Może Voldemort już go dopadł?
Madame Maxime natomiast siedziała obok Hagrida, rozmawiając z nim cicho. Dalej, za profesor McGonagall, siedział Snape. Kiedy na niego popatrzyłam, na chwile nasze spojrzenia się spotkały, ale trudno było odczytać wyraz oczu Snape'a, czułam jego mocje, był przybity i zły, nie bardzo rozumiałam dlaczego, od pamiętnej nocy, miałam koszmary, wybudzałam się w nocy, źle sypiałam i ciężko było mi trafnie oceniać emocje innych.
Co takiego zrobił Snape na polecenie Dumbledore'a tamtej nocy, kiedy powrócił Voldemort? I dlaczego... dlaczego Dumbledore był tak przekonany o tym, że Snape jest po naszej stronie? Kiedyś był jednym ze śmierciożerców, pokazał znak. Później szpiegował zwolenników Voldemorta, „ryzykując życie" z tego, co mówił mi Harry. Może i teraz podjął się tego samego? Może nawiązał kontakt ze śmierciożercami? Udał, że tak naprawdę nigdy nie związał się z Dumbledore'em, że, podobnie jak sam Voldemort, wyczekiwał tylko na odpowiednią chwilę? Nie, nie możliwe, mogłabym to wyczuć, przynajmniej wcześniej, a Snape zdawał się mi być w pewnym sensie dobry, był zraniony, ale szczelnie chował swój ból za pozorami wyższości, tylko przy mnie zdawał się być bardziej otwarty i to raz, jeden raz.
Te rozmyślania przerwał mi profesor Dumbledore, który wstał, by przemówić. W Wielkiej Sali było dziś mniej gwarno niż zwykle podczas uczty pożegnalnej, a teraz zapanowała kompletna cisza.

— Dobiegł końca — rzekł Dumbledore, rozglądając się po sali — jeszcze jeden rok.

Zamilkł, a jego spojrzenie padło na stół Hufflepuffu. Tam było najspokojniej, zanim wstał, i tam twarze były najsmutniejsze i najbardziej blade.

— Wiele bym chciał wam powiedzieć tego wieczoru, ale muszę najpierw wspomnieć o stracie wspaniałej osoby, która powinna tu siedzieć — wskazał na stół Puchonów — i razem z nami świętować zakończenie roku. Chciałbym wszystkich poprosić, by wstali i wznieśli puchary za Cedrika Diggory'ego.

Wszyscy powstali, wznieśli puchary, a przez sale przetoczył się pomruk:

— Cedrik Diggory...

Dostrzegłam w tłumie Cho. Łzy spływały jej po policzkach. Kiedy wszyscy usiedli, wbiła oczy w stół.

— Cedrik był człowiekiem, który miał w sobie wiele cech wyróżniających dom Hufflepufu — ciągnął Dumbledore. — Był dobrym i wiernym przyjacielem, był pracowitym uczniem i zawsze cenił sobie czystą grę. Jego śmierć dotknęła was wszystkich, bez względu na to, czy byliście jego bliskimi przyjaciółmi, czy nie. Myślę więc, że macie prawo wiedzieć dokładnie, jak do tego doszło.

Podniosłam głowę i spojrzałam na Harry'ego, zrobił to samo i spojrzał na Dumbledore'a.

— Cedrik Diggory został zamordowany przez Lorda Voldemorta.

Przerażone szepty przebiegły po Wielkiej Sali. Uczniowie patrzyli na Dumbledore'a z niedowierzaniem i strachem a ja patrzyłam na nich na moment znów spojrzałam na dyrektora, lecz on stał spokojnie, obserwując wszystkich w milczeniu.

— Ministerstwo Magii — powiedział w końcu — nie życzyło sobie, bym wam to oznajmił. Być może niektórzy z waszych rodziców będą przerażeni, kiedy się dowiedzą, że to zrobiłem, bo albo sami nie uwierzą w powrót Lorda Voldemorta, albo pomyślą, że nie powinienem wam tego mówić, bo jesteście za młodzi. Ja jednak wierze, że prawda jest lepsza od kłamstwa. Każda próba udawania, że Cedrik zginął na skutek nieszczęśliwego wypadku, albo na skutek własnego błędu, byłaby obrazą jego pamięci.

Teraz wszystkie twarze — oszołomione i przerażone — były zwrócone ku dyrektorowi.

— Są jeszcze dwie osoby, o których muszę wspomnieć w związku ze śmiercią Cedrika — ciągnął Dumbledore.

O nie!

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz