26. Pierwsze zadanie

36 5 0
                                    

Niewiele spałam tej nocy. Kiedy się obudziłam w poniedziałkowy ranek, zaczęłam czuć się źle, emocje we mnie buzowały, tłoczyły się jakby nagle po jednej sesji mającej na celu potwierdzić obecność daru, znalazły do mnie nową drogę i teraz uderzały ze zdwojoną siłą. Podczas śniadania rozejrzałam się po Wielkiej Sali i czułam, że udzielają mi się odczucia innych, wszyscy żyli już turniejem, pierwszym zadaniem. Zmusiłam się do zjedzenia owsianki i małej porcji truskawek.

— Może jednak odpuścisz sobie pierwszą lekcję? Jesteś strasznie blada.

— Nie, nic mi nie jest, po prostu to całe poruszenie, przejęcie wszystkich mnie zalewa, tak jak bym dotąd czuła jedynie ułamek emocji, a teraz, czuję je niemal fizycznie, jak płyną z krwią do mózgu i serca. To nieco dziwne i męczące, ale przywyknę, w końcu to nawet nie jest początek tego, co mam poznać.

— Dobrze, chodźmy więc.

Udaliśmy się do szklarni na zajęcia z zielarstwa. Wśród Gryfonów nie było Harry'ego, jednak Hermiona przekazała mi, że musiał pogadać z Cedrikiem. Zrozumiałam, że chce mu powiedzieć o smokach, chce, by wszyscy mieli równe szanse w pierwszym zadaniu.
Po około dziesięciu minutach lekcji wparował do cieplarni i szepnął coś do Hermiony, a ona przekazała mi, że do jutrzejszego popołudnia Harry musi się dobrze nauczyć zaklęcia przywołującego. Więc ćwiczyliśmy. Nie poszliśmy na drugie śniadanie, tylko ukryliśmy się w pustej klasie, którą traktowałam już niemal jak swoją. Harry starał się jak mógł sprawić, by różne przedmioty przylatywały mu do rąk. Wciąż miał trudności. Książki i pióra traciły animusz pośrodku sali i spadały jak kamienie na podłogę.

— Skoncentruj się, Harry, skoncentruj się...

— A niby co innego staram się robić? — żachnął się Harry. — Jakiś ohydny wielki smok bez przerwy tłucze mi się w głowie, nie bardzo wiadomo dlaczego...

— Dobra, jeszcze raz...

Harry miał zamiar opuścić lekcje wróżbiarstwa, żeby nadal ćwiczyć, ale Hermiona zaparła się, że musi iść na numerologie, a ja musiałam iść na eliksiry z Krukonami.
Po eliksirach zmusiłam się do zjedzenia kolacji, a potem wróciłam z Hermioną i Harrym do pustej klasy, całą trójką pod pelerynami niewidkami, by uniknąć spotkania z którymś z profesorów. Ćwiczyliśmy do północy. Zostalibyśmy dłużej, gdyby nie pojawił się Irytek, który zaczął ciskać krzesłami po sali w odpowiedzi na rzekome ataki Harry'ego.
Czmychnęliśmy z klasy, obawiając się, że hałas ściągnie Filcha, i wróciliśmy do swoich pokojów wspólnych. Na mnie nadal czekał Draco.

— Jak tak dalej pójdzie, zabraknie Ci czasu nawet na sen — powiedział, starając się powstrzymać ziewnięcie.

— Nie będzie tak źle, to tylko dziś tak, wyjątkowo... Ale masz rację, jutro rozplanuję sobie wszystko, a teraz wybacz, ale pójdę już spać, jestem wykończona.

— Jasne, nie martw się, idź spać, odpocznij, pogadamy jutro.

— Dzięki, Ty też, dobranoc Draco.

Cmoknęłam go w policzek i powlokłam się do swojego dormitorium.
Następnego ranka znów w całej szkole wyczuwało się gęstą atmosferę napięcia i podniecenia i nie trzeba było być empatą, by wyczuć te emocje. Lekcje przerwano w południe, żeby dać uczniom czas na zebranie się przy ogrodzeniu dla smoków — chociaż, oczywiście, nie mieli pojęcia, co tam na nich czeka. Byłam spięta. Dziś nie tylko emocje szalały, ale także moje włosy reagowały na napięcie, jakie we mnie wzbierało. Do zwykłej, charakterystycznej dla mnie zieleni i czerni dołączyła czerwień. Czas też zachowywał się bardzo dziwnie: galopował z zawrotną szybkością, tak że wydawało się, iż w jednej chwili siedzi się na pierwszej w tym dniu lekcji, historii magii, a w następnej idzie już na obiad... A potem nagle (a właściwie, kiedy minęło całe przedpołudnie?) zobaczyłam spieszącą ku Harry'emu przez Wielką Salę profesor McGonagall. Mnóstwo głów odwróciło się w jego kierunku. Powiedziała coś do niego a on wyszedł z Wielkiej Sali z profesor McGonagall. Ona też nie była sobą: prawdę mówiąc, wyglądała na prawie tak samo przerażoną, jak ja i Hermiona. Niebawem wszyscy uczniowie powędrowali w stronę błoni i usadowili się na trybunach, westchnięciom, ochom i achom, oraz przerażonym spojrzeniom nie było końca, pierwszy smok zrobił wrażenie na każdym z widzów.
Siedziałam ze swoją paczką. Draco nie puszczał mojej dłoni, jakby chciał odebrać ode mnie, chociaż część tego, co przeżywałam za pomocą dotyku. Niestety to nie było realne, jednak bardzo to doceniałam. Jako pierwszy wyszedł Cedrik Diggory.
To było okropne. Gorsze od wszelkich wyobrażeń. Tłum wrzeszczał... wył... wydawał zduszone okrzyki jak jedna wielogłowa istota, gdy Cedrik usiłował minąć szwedzkiego smoka krótkopyskiego.

— Ooooch, prawie go trafił, o mały włos... Ryzykuje... ojojoj, bardzo ryzykuje!... Sprytne posunięcie... szkoda, że nic nie dało!

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz