Cały piątek spędziłam razem z Samuelem, mieliśmy sporo czasu dla siebie, na szczęście Dumbledore uznał, że wystarczy, jak wrócę na zajęcia od poniedziałku, przez co widywałam się ze wszystkimi tylko podczas posiłków, ale to także było dużo. Za każdym razem czułam na sobie te wymowne spojrzenia, czułam się bardzo skrępowana, wiedziałam, że wszyscy robili, co mogli, by mi pomóc, a ja właściwie nie miałam jak im się odwdzięczyć; komu mogłam, temu dziękowałam, zwłaszcza tym, którzy sami podchodzili pogadać, spytać jak się czuje czy po prostu powiedzieć mi, że cieszą się z mojego powrotu. Było to miłe, budujące, ale i nieco przytłaczające, czułam się jak jakiś nowe zwierzątko w zoo, które wzbudza powszechne zainteresowanie.
Każdą wolną chwilę dzieliłam między przyjaciół i Sama, naprawdę dobrze się czułam, pierwszy raz od dawna, prawdziwie szczęśliwa, zdrowa, zakochana i otoczona osobami, które są dla mnie ważne.
Sobotnie, srebrzyste słońce świeciło nad błoniami. Pogoda była najładniejszą od początku tego roku i kiedy przybyłam z Samem i przyjaciółmi do Hogsmeade, wszyscy pozdejmowaliśmy płaszcze i przewiesiliśmy je sobie przez ramiona.
Najpierw udaliśmy się do sklepu odzieżowego Gladraga, na niewielkie zakupy. Potem, o wpół do drugiej, ruszyliśmy ulicą Główną, i minąwszy sklep Derwisza i Bangesa, wyszliśmy na sam skraj wioski. Byłam tu już kiedyś, gdy uciekłam ze szkoły i w jaskini poznałam ojca, nie wiedząc, że to on w postaci psa. Kręta droga wywiodła nas w wiejskie okolice Hogsmeade. Domków było tu o wiele mniej, a ogrody wokół nich większe. Szliśmy w stronę wzniesienia, które górowało nad Hogsmeade. Po jakimś czasie minęliśmy zakręt i dotarliśmy do końca drogi.
Sam wyjął koc i rozłożyliśmy się na jednej z rozgrzanych już od słońca skałek, by odsapnąć.
Całą czwórką cieszyliśmy się swoim towarzystwem, jednak wiedziałam, że nie uniknę rozmowy z Draco, owszem od czwartku unikaliśmy się, chociaż nie sądziłam, że było to celowe, przynajmniej nie z mojej strony. Zawdzięczałam mu życie Sama, więc chciałam mu podziękować i po prostu pogadać...
— Spokojnie, pogadacie w końcu, daj mu trochę czasu — powiedział Sam, obejmując mnie w pasie, siedziałam przed nim, a on co chwilę całował mnie w kark i policzki.
— Wiem, tylko chciałabym, żeby zrozumiał i nie miał mi tego za złe, wiesz dobrze, że nie sądziłam sama, że coś takiego się stanie, a jeśli już to nie tak... To było takie nagłe, po prostu, gdy przeczytałam, co o mnie pisałeś, poczułam, że to właśnie Ty jesteś tym jedynym, tym, który zawsze był i będzie przy mnie.
— Zgadza się.
Dodałam w myślach:
Ale nie rozumiem, o co chodziło, z tym że ja i Draco... Powinniśmy być razem, bo mogłam coś zmienić w nim?
Sam także myślą odpowiedział mi:
Ech, wizja Leah, cóż dość mroczna, zwiastuje powrót Voldemorta. Draco, ma odegrać ważną rolę, ale nie mamy pewności, jak to się potoczy. Widzisz Leah jest jedną z zapomnianych... Nie włączyła uczuć, nie mogła przeboleć straty, jakiej doznała, blokuje się przed radą, każdym z nas... Podczas corocznej kontroli umysłów, czy aby ktoś nie zmienił zdania... Zdradziła tylko tyle, że on wróci a blondyn z Hogwartu, z domu węża urodzony w roku tym, co Harry będzie mógł przeważyć szalę, na korzyść czarodziei co przysłuży się do naszego zwycięstwa.
No ok, czyli to będzie w ciągu tego roku tak?
Tu właśnie problem, zapomnieni mogą sięgać dalej niż rok na przód... Ona może znać dokładne daty, ale milczy.
To straszne...
Tak, dlatego (objął mnie mocniej) nie chciałem być przeszkodą dla was, Ty mogłaś go odmienić, jednak teraz... Wiem, że wizje są pewne, ale jak on pokieruje swoim życiem, zależy nadal od niego, nadal jest nadzieja, lecz mniejsza.
Posmutniałam.
Teraz rozumiem. Sądzisz, że wojna jest nieunikniona?
Niestety tak, ale gdy to się stanie, będę przy Tobie, obiecuje.
Oparłam się o jego tors plecami, miał swobodny dostęp do mojej szyi, wykorzystał to i pocałował mnie w zagłębienie między obojczykiem a szyją. Uśmiechnęłam się i w odpowiedzi przeczesałam mu włosy dłonią.
Mogłabym tak siedzieć z Tobą już zawsze.
Niczego więcej nie pragnę.
Wiatr przyniósł postrzępiony kawałek Proroka Codziennego, przeczytałam go na głos.:
— „Tajemnicza choroba Bartemiusza Croucha... nie pokazuje się publicznie od listopada... dom sprawia wrażenie opuszczonego... Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Św. Munga odmawia komentarzy... Ministerstwo nie potwierdza pogłosek o jego krytycznym stanie..." Cassiuszu, słyszałeś o nim? Harry widział go jakiś czas temu w szkole, więc to dość dziwne...
Pansy i Zabini ucichli i także słuchali.
— Nie, teraz nie wiem co się z nim dzieje, ale wiem, że coś musi być na rzeczy. W końcu nie co dzień znika jeden z potężniejszych przedstawicieli naszej społeczności, który za czasów SamiWiecieKogo, bardzo skutecznie przyczyniał się do walki z czarną magią.
— No tak, dziwne, a o Volde... znaczy, wybaczcie, SamiWiecieKim, wiesz coś więcej? — spytałam patrząc na Sama.
— Coś wiem, ale nie wiem, czy wy zrozumiecie. Ja poznałem to w szkole, widziałem wizje, wspomnienia... Ale dla was może to być jak czysta fikcja...
— Opowiedz, proszę.
Wszyscy pokiwali głowami.
— No dobrze. Wyobraźcie sobie, że Volde... Wiecie Kto, odzyskuje swą moc. Nie wiecie, kim są jego zwolennicy, nie wiecie, kto dla niego pracuje, a kto nie, ale wiecie, że potrafi owładnąć ludźmi tak, że robią straszne rzeczy... Nie mogą się powstrzymać, choćby nawet chcieli. Boicie się o siebie, o swoje rodziny, przyjaciół. Każdy tydzień przynosi wieści o nowych mordach, zniknięciach, torturach. Popłoch ogarnia całe Ministerstwo Magii, nie wiedzą, co robić, starają się to jakoś tuszować, żeby mugole się nie dowiedzieli, ale mugole też padają ofiarą mordów. Wybucha panika. Nikt nie wie, co robić, przed kim się bronić... Tak to wyglądało. I w takich okresach jedni pokazują się ze swojej najlepszej strony, a inni z najgorszej. Kiedy Volde... SamiWiecieKto zniknął, Crouch miał objąć najwyższe stanowisko to była tylko kwestia czasu, bardzo przysłużył się bowiem do walki z siłami ciemności. Ale wtedy wydarzyło się coś nieprzewidzianego — uśmiechnął się ponuro — Jego własnego syna ujęto razem z grupą śmierciożerców, którym udało się jakoś uniknąć Azkabanu. A wszystko wskazywało na to, że próbowali odnaleźć swojego pana, by go przywrócić do władzy.
— Złapano syna Pana Croucha? — zapytała Pansy, otwierając szeroko oczy ze zdumienia.
— Tak — odpowiedział Sam.
— To musiało być bardzo nieprzyjemne dla niego — dodał Blaise.
— To jego syn był śmierciożercą? — zapytałam.
— Tak — odparł Sam.
— Skąd to wszystko wiesz? Nie byłeś za mały, by to pamiętać? — spytała Pansy.
— Byłem, ale plotki w magicznym świecie jak wiecie, roznoszą się szybko, a jako Intuista uczyłem się o SamiWiecieKim, nasza szkoła inaczej nieco podchodzi do historii, po to, by wyciągać wnioski, nie pomijać nawet pozornie mniej istotnych kwestii, bo one mogą okazać się kluczowe.
Pansy pokiwała głową.
— Czy Crouch próbował jakoś wyciągnąć z tego swojego syna? — zapytała szeptem Pansy.
— Nie sądzę — powiedziałam — skoro tak łatwo pozbył się oddanego sobie skrzata domowego, tylko dlatego, że powiązano go z Mrocznym Znakiem, a i on walczył z ciemnymi siłami, pewnie się go wyrzekł.
— Zgadza się Penny. Odcinał się od wszystkiego, co mogło zagrażać jego reputacji, w końcu całe życie poświęcił temu, by zostać ministrem magii. Nie, jego uczucia ojcowskie ograniczyły się do postawienia syna przed sądem, a wszystko wskazuje na to, że zrobił to tylko dlatego, by mieć okazje do zademonstrowania, jak bardzo chłopaka nienawidzi. A potem zesłał go prosto do Azkabanu.
— Wydał własnego syna w ręce Dementorów — stwierdziłam ponuro, lecz ze zrozumieniem.
— Tak — odrzekł Sam z powagą.
— Jego syn zapewne, mógł mieć niewiele więcej niż dziewiętnaście lat.
— Więc on wciąż jest w Azkabanie? — zapytał Zabini.
— Nie, nie, już go tam nie ma. Wytrzymał tylko rok. Umarł.
— Umarł?
— Nie on jeden — rzekł z goryczą — Większość popadała w obłęd, wielu głodziło się na śmierć. Tracili chęć życia. Łatwo poznać, że ktoś ma umrzeć, bo wtedy Dementorzy są bardzo podnieceni. Crouch był ważnym urzędnikiem ministerstwa, więc jemu i jego żonie pozwolono na ostatnie odwiedziny. Prowadził żonę, a właściwie prawie ją niósł... Wkrótce potem sama umarła. Z żalu. Zagłodziła się na śmierć jak jej syn. Crouch nie stawił się po jego ciało. Dementorzy pochowali go poza twierdzą, sam widziałem, jak to zrobili.
— Jak to? Skąd tyle wiesz o Azkabanie? — spytał Zabini.
— Kiedyś wam powiem... — uciął.
Wszystko ok? — spytałam go w myślach.
Tak, jest ok.
Pocałował mnie w policzek.
— Tak więc Pan Crouch stracił wszystko i to akurat wtedy, gdy myślał, że wszystko osiągnął — ciągnął — W jednej chwili bohater, kandydat na ministra magii, w następnej umiera mu syn, umiera żona, honor rodziny splamiony, olbrzymi spadek popularności. Jak tylko ten chłopak umarł, ludzie zaczęli mówić o nim z sympatią, zaczęli się pytać, jak do tego doszło, że taki miły chłopak z dobrej rodziny zszedł na manowce. No i ministrem magii został Korneliusz Knot, a Crouch wylądował w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.
Zaległa długa cisza. Myślałam o wytrzeszczonych ze złości oczach Croucha, gdy patrzył na swoją skrzatke, kulącą się ze strachu u jego stóp — wtedy, w lesie, po finałowym meczu mistrzostw świata w Quidditchu. A więc dlatego Crouch tak się wściekł, kiedy Mrużke znaleziono pod Mrocznym Znakiem. To mu przypomniało syna, dawny skandal, załamanie jego kariery.
— Moody mówił, że Crouch ma obsesje na punkcie wyłapywania czarnoksiężników — powiedział Blaise.
— Tak, słyszałem, że to jego mania. — Sam pokiwał głową. — Według mnie on wciąż myśli, że jak schwyta jakiegoś śmierciożercę, to odzyska dawną popularność.
— I wśliznął się do zamku, żeby przeszukać gabinet Snape'a! — powiedziała Pansy.
— Tak, i właśnie to jest zupełnie bezsensowne — dodał Sam.
— Wcale nie! — zaperzyła się.
Ale Sam pokręcił głową.
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 4
FanficCassandrę czeka bardzo szalony i trudny rok, czy miłość pokona wszystko, nawet klątwy i uroki?