47. Ból był mną, ja byłam bólem

31 4 0
                                    

Od początku marca przestało już padać, siąpić i mżyć, ale lodowata wichura niemal obdzierała nam skórę z twarzy i rąk, kiedy tylko wyszliśmy na szkolne błonia. Zdarzały się opóźnienia w poczcie, bo sowy zdmuchiwało z kursu.
Tęskniłam za ojcem, chciałam się znów spotkać, ale wiedziałam, że nie dotrzymałam danego mu słowa, i teraz będzie nie zręcznie. Miałam świadomość tego, że prędzej czy później będę musiała ponownie spotkać się z Samem, bo to z nim jako przełożonym powinnam zacząć rozmowę w tej sprawie. Dlatego po południu, kiedy zbliżała się ostatnia w tym dniu lekcja eliksirów, nasza druga godzina, czułam się o wiele gorzej niż zwykle, zstępując po schodach wiodących do lochów.
Przed drzwiami klasy Snape'a stali Crabbe i Goyle w otoczeniu bandy Ślizgonek, której przewodziła Dafne Greengrass. Wszyscy oglądali coś, czego nie mogłam dostrzec, i ryczeli ze śmiechu. Stałam po przeciwnej stronie korytarza z Blaisem i Pansy oraz innymi Ślizgonami, wszyscy w swoich małych grupkach. Draco stał niby obok, ale nie zwracał uwagi na mnie, dziś był mój tydzień porannego dyżuru z przyjaciółmi.
Kiedy Harry, Ron i Hermiona zbliżyli się pod klasę, z resztą Gryfonów zza szerokich pleców Goyle'a wyjrzała mopsowata twarz Dafne.

— Są! Już są! — zachichotała.

Zobaczyłam, że Dafne trzyma w rękach kolorowy tygodnik „Czarownica".
Ruchome zdjęcie na okładce przedstawiało czarownice z kędzierzawymi włosami, która uśmiechała się, pokazując wszystkie zęby, i wskazywała różdżką na wielkie biszkoptowe ciasto.

— Znajdziesz tu coś, co na pewno cię zainteresuje, Granger! — powiedziała głośno Greengrass i rzuciła jej magazyn.

Hermiona złapała go z zaskoczoną miną. W tym momencie drzwi lochu się otworzyły i Snape gestem ręki zaprosił nas do środka.
Hermiona, Harry i Ron jak zwykle zajęli stolik w końcu klasy tak samo, jak ja i Pansy tyle, że po przeciwnej stronie, przed nami jak zawsze siedzieli Draco i Zabini. Kiedy tylko Snape odwrócił się do nas plecami, by wypisać na tablicy składniki dzisiejszego eliksiru, Hermiona zaczęła pospiesznie przerzucać pod ławką stronice magazynu. W końcu, na rozkładówce, znalazła najwidoczniej to, czego szukała. Widziałam jak Harry i Ron nachylili się bliżej.

— Pansy, o co chodzi z czarownicą? — Spytałam, a ta podsunęła mi magazyn, pod swoim egzemplarzem książki, podałam jej swoją, by Snape nie miał się do czego przyczepić.

Kolorowe zdjęcie Harry'ego zdobiło krótki artykuł zatytułowany: SEKRETNE UTRAPIENIA HARRY'EGO POTTERA.

Chłopiec tak niezwykły — a jednak okazuje się, że i on doznaje wszystkich męk towarzyszących dojrzewaniu, pisze Rita Skeeter. Pozbawiony miłości od czasu tragicznej utraty rodziców, czternastoletni Harry Potter myślał, że znalazł w Hogwarcie pociechę w bliskim towarzystwie swojej dziewczyny, urodzonej w mugolskiej rodzinie Hermiony Granger. Nie wiedział, że czeka go kolejny emocjonalny cios w życiu, już tak boleśnie naznaczonym osobistą stratą. Okazało się, że panna Granger, prosta, ale bardzo ambitna dziewczyna, ma skłonność do słynnych czarodziejów, której sam Harry Potter nie mógł zaspokoić. Od czasu przybycia do Hogwartu Wiktora Kruma, bułgarskiego szukającego, bohatera ostatnich mistrzostw świata w Quidditchu, panna Granger igra uczuciami obu chłopców. Krum, najwyraźniej usidlony przez przebiegłą pannę Granger, już ją zaprosił do Bułgarii na letnie wakacje i twierdzi, że «jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego do żadnej dziewczyny». Być może jednak to niewątpliwe wdzięki panny Granger wzbudziły takie zainteresowanie w tych biednych chłopcach.

«Ona jest okropnie brzydka», mówi Dafne Greengrass, ładna i pełna życia uczennica czwartej klasy, «ale jest bystra i nie miałaby trudności ze sporządzeniem napoju miłosnego. Myślę, że właśnie w ten sposób ich omotała».

Napoje miłosne są, rzecz jasna, zakazane w Hogwarcie i Albus Dumbledore na pewno zechce zbadać te pogłoski. A tymczasem sympatycy Harry'ego Pottera muszą się zadowolić nadzieją, że następnym razem powierzy swe serce jakiejś lepszej kandydatce
".

— Biedna Hermiona— jęknęłam cicho i spojrzałam na nią, jednak ta przestała mieć zdumioną minę i parsknęła śmiechem.

Hermiona posłała Ślizgonom siedzącym z przodu ironiczny uśmiech i pomachała ręką, po czym zabrała się za rozpakowywanie składników potrzebnych do sporządzenia eliksiru wyostrzającego poczucie humoru.

— Jedno mnie zastanawia — powiedziałam dziesięć minut później, zawieszając swój tłuczek w powietrzu nad misą ze skarabeuszami. — Skąd ona się dowiedziała...

— O czym? — zapytała szybko Pansy. — Chyba nie warzy napojów miłosnych, co?

— Pewnie, że nie — żachnęłam się, zabierając się ponownie do ucierania skarabeuszy. — Nie, chodzi mi o to... skąd ona wiedziała, że Wiktor zaprosił ją na lato do Bułgarii?

— Co? — zapytała Pansy, upuszczając tłuczek na podłogę.

— Hermiona mówiła mi, że zrobił to, jak wyciągnął ją z jeziora, a ja nikomu nie mówiłam — powiedziałam.

— I co mu odpowiedziała? — zapytała Pansy, która podniosła tłuczek i teraz miażdżyła nim blat stołu o dobre sześć cali od swojej misy, bo przez cały czas wpatrywała się we mnie.

— Zastanawia się, ale w jaki sposób mogła to usłyszeć Rita Skeeter? Przecież jej tam nie było. A może była? Może wytrzasnęła skądś pelerynę niewidkę, może wśliznęła się na teren szkoły, żeby obserwować przebieg, drugiego zadania małpa ma szczęście, że nie napisała nic o mnie...

— Nie wątpię, że twoje życie uczuciowe jest niezwykle fascynujące, Granger — rozległ się lodowaty głos — ale muszę cię prosić, żebyś nie omawiała go na moich lekcjach. Gryffindor traci dziesięć punktów.

Snape podszedł cicho do stolika Gryfonów, gdy byli pochłonięci rozmową. Teraz patrzyła na nich cała klasa.

— Aha... i do tego czytasz sobie pod ławką czasopisma — dodał Snape, chwytając egzemplarz tygodnika „Czarownica". — Gryffindor traci kolejne dziesięć punktów.

Szybko nakryłam książką egzemplarz Pansy.

— Chociaż to oczywiste — kontynuował Snape a jego czarne oczy rozbłysły, gdy jego wzrok padł na artykuł Rity Skeeter — że Potter musi być na bieżąco z doniesieniami prasowymi na swój temat.

Ślizgoni ryknęli śmiechem, przynajmniej większość z nich, a wąskie usta Snape'a wykrzywił złośliwy uśmiech. Zaczął czytać artykuł na głos.

— Sekretne utrapienia Harry'ego Pottera... ach, mój Boże, Potter, co ciebie znowu trapi? Chłopiec tak niezwykły...

Nie musiałam patrzeć na Harry'ego, wyraźnie czułam jego wściekłość i chęć mordu. Snape robił pauzy po każdym zdaniu, żeby pozwolić Ślizgonom wyśmiać się do woli. Odczytywany na głos przez Snape'a, artykuł brzmiał dziesięć razy gorzej. Przysłuchiwałam się wyraźnie, ale Draco ani Blaise nie śmiali się tak jak pozostali, więc chyba jedynie nasza czwórka zachowywała się spokojnie.

— ...sympatycy Harry'ego Pottera muszą się zadowolić nadzieją, że następnym razem powierzy swe serce jakiejś lepszej kandydatce. Jakie to wzruszające — zadrwił Snape, zwijając magazyn w trąbkę, przy nieustającym śmiechu Ślizgonów. — No cóż, chyba lepiej rozdzielę waszą trójkę, żebyście mogli skupić się na eliksirach, zamiast gmatwać sobie życie miłosne. Weasley, ty zostaniesz tutaj. Granger, proszę usiąść koło panny Clarke. Potter, do stolika przed moim biurkiem. Ruszać się. No już!

Rozwścieczony do ostatnich granic, Harry wrzucił do kociołka swoją torbę, składniki eliksirów i powlókł się do pustego stolika z przodu klasy.

Hermiona usiadła przy mnie.

— Przykro mi — szepnęłam.

— To nic, jeszcze się doigra ta tleniona, żałosna reporterka.

— Cały ten hałas w prasie wokół twej osoby, Potter, wprowadza jeszcze większy zamęt do twojej już i tak biednej, skołatanej głowy — powiedział cicho Snape, kiedy w klasie zapanował spokój i nie każdy mógł to usłyszeć, ale ja z moimi wyczulonymi od niedawna zmysłami już tak.

Harry nie odpowiedział. Wiedziałam, że Snape próbuje go sprowokować: robił to już nie raz. Miał niewątpliwie nadzieję, że zanim rozlegnie się dzwonek, Harry dostarczy mu pretekstu do pozbawienia Gryffindoru okrągłych pięćdziesięciu punktów.

— Być może żyjesz w iluzji, że cały czarodziejski świat interesuje się pilnie twoją osobą — ciągnął Snape tak cichym głosem, by nikt inny go nie dosłyszał — ale mnie nie obchodzi, ile razy ukazuje się w pismach twoje zdjęcie. Dla mnie, Potter, jesteś tylko wstrętnym smarkaczem, który uważa, że przepisy i regulaminy są poniżej jego godności. Ostrzegam cię wiec, Potter — ciągnął Snape, jeszcze cichszym i jeszcze bardziej jadowitym głosem — możesz sobie być sławą od siedmiu boleści, ale jeśli jeszcze raz przyłapie cię na szperaniu w moim gabinecie...

— Nawet się nie zbliżyłem do pana gabinetu! — warknął ze złością Harry.

— Nie kłam mi tu w żywe oczy — syknął Snape. — Skórka boomslanga. Skrzeloziele. Miałem je w swoim prywatnym magazynku i wiem, kto mi je ukradł.

— Nie wiem, o czym pan mówi — powiedział chłodno.

— Nie było cię w łóżku tej nocy, kiedy włamano się do mojego gabinetu! — syknął Snape. — Wiem o tym, Potter! A Szalonooki Moody może sobie być członkiem twojego fanklubu, ale ja nie będę tolerował twojego zachowania! Jeszcze jedna nocna wycieczka do mojego gabinetu, Potter, a drogo mi za to zapłacisz!

— Tak jest — powiedział chłodno Harry. Będę miał to na uwadze, jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi na to ochota.

Spojrzałam na nich, Snape sięgnął za pazuchę swojej czarnej szaty. Przez chwile bałam się, że chce wyciągnąć różdżkę i rzucić na Harry'ego jakieś straszne zaklęcie, ale ten wyjął mały kryształowy flakonik z przezroczystym eliksirem.

— Wiesz, co to jest, Potter? — zapytał Snape, patrząc na niego groźnie.

— Nie — odpowiedział Harry, tym razem zupełnie szczerze.

— To veritaserum, eliksir prawdy, tak silny, że wystarcza trzy krople, a cała klasa dowie się o twoich wszystkich sekretach — wycedził Snape jadowitym tonem. — Oczywiście, użycie tego eliksiru dozwolone jest jedynie przy zachowaniu bardzo ścisłych zasad ustalonych przez ministerstwo. Ale jeśli nie będziesz uważał na to, co robisz i mówisz, może się zdarzyć, że ręką mi trochę... zadrży — potrząsnął lekko flakonikiem — nad twoją szklanką z sokiem dyniowym... na przykład podczas kolacji... a wówczas, Potter, dowiemy się, czy byłeś w moim gabinecie, czy nie.

Harry milczał. To, co powiedział Snape o eliksirze prawdy, wcale mi się nie spodobało, a jeszcze mniej groźba wlania Harry'emu po kryjomu kilku kropel do soku. Przeszył mnie dreszcz, kiedy pomyślałam, że to jest to, czego mi potrzeba. Do drzwi lochu ktoś zapukał.

— Proszę wejść — rzekł Snape, już normalnym tonem.

Wszyscy odwrócili się do drzwi. Wszedł profesor Karkarow. Podszedł do biurka Snape'a, a cała klasa wlepiła w niego oczy. Znowu okręcał sobie kozią bródkę wokół palca i był wyraźnie czymś poruszony.

— Musimy porozmawiać — powiedział do Snape'a, ledwo otwierając usta jak niezbyt wprawny brzuchomówca.

— Porozmawiamy po lekcji — mruknął Snape, ale Karkarow natychmiast mu przerwał.

— Zrobimy to teraz, żebyś mi nie uciekł, Severusie. Unikasz mnie.

— Po lekcji — warknął Snape.

Karkarow wyglądał na przerażonego, a Snape na wściekłego.
Przez resztę lekcji Karkarow czaił się za biurkiem Snape'a, jakby pilnował, by ten mu nie uciekł. Na dwie minuty przed dzwonkiem Harry strącił z ławki butelkę z żółcią pancernika. Pod pozorem wycierania podłogi schował się za kociołkiem, kiedy reszta klasy ruszyła hałaśliwie do drzwi, ale ja zrozumiałam, że chce się czegoś dowiedzieć.
Była to ostatnia lekcja, więc zaczekałam na niego z Ronem i Hermioną pod klasą, Pansy zabrała moją szatę i torbę do sypialni i stałam teraz w ubraniu, na którego widok dwójka Gryfonów zaniemówiła.

— No, co? Zamówiłam trochę ubrań w stylu mojego sabatu, mogę je nosić, dyrektor nie miał żadnego problemu z tym — dodałam.

— To wygląda obłędnie — powiedziała Hermiona oglądając mnie od stóp do głów.

— Och, dzięki, jeszcze powinnam mieć ostry make-up, ale w szkole uznałam, że go sobie daruję.

— Wow — Powiedział w końcu Ron.

Uśmiechnęłam się do nich. Miałam na sobie czarną aksamitną sukienkę z falbanami i wycięciem w kształcie księżyca. Góra sukienki była dopasowana i miała półgolf. Na środku ozdobiona była wyhaftowanym półksiężycem, który został podszyty koronką. Długie rękawy uszyte z dwóch materiałów – aksamitu i koronki. Rękawy rozszerzane i ozdobione przy nadgarstkach wstążkami. Dół sukienki mocno rozkloszowany i maksymalnie kobiecy. Ozdobne falbany, którymi zwieńczony został dół sukienki, nadawały jej uroku i elegancji. Gotycka sukienka zapinana była na zamek błyskawiczny. Na nogach miałam czarne zwykłe rajstopy i proste glany.
Harry nareszcie wyszedł i zrobił krok w tył, widocznie ja w nieco odważniejszej niż zwykle odsłonie zrobiłam na nim wrażenie.

— Wow — powiedział.

— Co wy macie z tym wow? — syknęłam — Najpierw Ron, teraz Ty. Dobrze wyglądam, ładnie leży? — okręciłam się wokół.

— Leży aż za dobrze, uwierz mi — powiedziała nadal zszokowana Hermiona.

— Ja się nie znam — powiedział Harry — ale wyglądasz super, bardzo Ci pasuje.

— No... — dodał Ron wpatrzony we mnie jak zaczarowany.

— No to super, o to chodziło. A teraz nie gapcie się tak i chodźcie na kolację.

Snape i Karkarow wyszli z sali.

— Panno Clarke — powiedział Snape mierząc mnie od góry do dołu — bardzo twarzowy strój.

— Yy... Dziękuję — powiedziałam zdziwiona. Nie byłam na to przygotowana, sądziłam, że Snape odeśle mnie do dyrektora albo zwymyśla.

Gdy nauczyciele odeszli, widziałam, że nie tylko ja byłam w szoku.

— Co to było... ? — spytał Ron.

— Nie pytaj mnie, sama nie wierzę.

Ruszyliśmy z wolna na kolację, a Harry po drodze opowiedział nam, co udało mu się usłyszeć w klasie.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz