32. Najważniejsza w życiu jest rodzina

33 5 0
                                    

Poszłam do biblioteki, tak, do lekcji zostało dwanaście minut, ale czułam, że potrzebuje jakiegoś zaklęcia ochronnego, tak na wszelki wypadek, nie byłam zła w pojedynkach, wygrałam już drugi, ale... Ostrożności nie za wiele. Nagle zdałam sobie sprawę, że znajduje się pod drzwiami do pokoju Sama i zanim zdążyłam powstrzymać swoją rękę, ta już zdążyła zapukać.

— Wejdź Cassie.

Nacisnęłam klamkę i weszłam. Pokój był bardzo prosty, by nie powiedzieć surowy. Cztery ściany, okno, wąskie pojedyncze łóżko, obok szafa, biurko ze stosem książek, krzesło i lampa naftowa, oraz jeszcze jedne drzwi, za którymi zapewne była łazienka.

— Cześć Sam.

— Cześć. Czuję, że masz jakieś kłopoty, jesteś rozchwiana emocjonalnie. Co się stało?

— Długo by mówić, a mam około... dziesięciu minut do pierwszej lekcji. To co prawda historia magii i profesor Binns, który nie zauważył nawet własnej śmierci, pewnie i mógłby przeoczyć fakt, że mnie nie ma...

— Nie martw się, jeśli to konieczne usprawiedliwię Cię przed dyrektorem, nie będzie problemu. Nie powinnaś iść na lekcję w takim stanie. Usiądź, proszę, wybacz mam tylko jedno krzesło, ale łóżko jest całkiem wygodne, znaczy... No możesz usiąść, gdzie chcesz... To, co może herbaty, soku coś?

— Nie, dziękuję, właśnie zjadłam śniadanie, oprócz rozmowy nic mi nie potrzeba — powiedziałam, siadając na łóżku. Faktycznie było miękkie i wygodne, nawet teraz nie wydawało się aż tak wąskie.

— No to słucham Cię, opowiadaj — Sam wziął krzesło i usiadł na nim na wprost mnie.

— Chyba że wolisz mi pokazać.

— Pokazać?

— Tak, możesz mi wszystko pokazać za pomocą wizji, tego, co się wydarzyło.

— Ale ja nie wiem jak.

— Cassie jeszcze tego nie zauważyłaś? Cała nasza wspólna nauka opiera się na myśli, sentencji i intencji. Najważniejsze słowa klucze. Musisz tylko skupić się, wrócić myślami do tych wydarzeń i szczerze chcieć to przekazać a wizja sama się ukaże. Wypowiesz tylko jedno zaklęcie tuż przed nią Ostende.

Zademonstrował prosty ruch różdżką podczas wypowiadania zaklęcia i wątła mgiełka zamieniła się w obłok, rosła i rosła aż po chwili ukazały się na niej postacie i obraz małej mnie i Sama, bawiących się samochodzikami.

— To my... — uśmiechnęłam się, widząc pierwszy raz wizję i to w dodatku taką.

— Tak, śliczny był z Ciebie bobas — Sam zarumienił się, mówiąc to — znaczy, teraz też jesteś śliczna, ale taką Cię pamiętałem, przez cały ten czas.

— Ty też byłeś... Fajny — powiedziałam, bo przystojny nie bardzo pasowało mi do określenia małego chłopca sześciolatka — i teraz też jesteś fajny.

Starałam się kontrolować nagły napływ krwi do policzków, gdy kąciki jego ust minimalnie drgnęły, w krótkim jak mrugniecie oka uśmiechu.

— No ok, skoro już sobie powspominaliśmy i powiedzieliśmy miłe komplementy to co, próbujesz?

— Myślisz, że dam radę?

— Myślę, że tak.

— Dobrze, spróbuję.

Skupiłam się i wypowiedziałam zaklęcie. Mgiełka wysunęła się z końca różdżki, a ja sama w myślałam o tym, co zaszło, wczorajszego wieczora i dzisiejszego poranka dodając do wizji moje słowa niczym narrator w filmie bez dźwięku. Pokazałam mu wszystko, co chciałam, od momentu wyjścia zza drzwi.

— No i jak widzisz, nie odrobiłam lekcji, nie wiem, czy dobrze zanalizowałam emocje Pansy, ale cóż, nie było jak.

— Nie martw się, sądzę, że się nie pomyliłaś, to nie jest tak istotne, a co do reszty... O to, muszę przyznać, że masz niezły prawy sierpowy — mówiąc to, potarł dłonią po swojej brodzie i zaśmiał się lekko.

Uśmiechnęłam się, doceniając, że chciał mnie, choć odrobinę rozluźnić, byłam mu za to wdzięczna.

— Chłopak przesadził, to oczywiste, ale też miał rację, nie dziwię się, że oglądają się za Tobą inni faceci. Nie, nie usprawiedliwiam go, źle postąpił, ale rozumiem jego zazdrość. Sytuacja, w jakiej nas zastał, mogła być nieco dwuznaczna, ale powinien dać Ci wyjaśnić, a nie atakować Cię. Z przyjaciółką, no cóż, dałaś czadu, ale tylko się broniłaś, znakomicie w dodatku. Myślę, że się dogadacie, jak obie ochłoniecie, przedstawisz jej na spokojnie swoje racje, a ona zrozumie, mam dobre przeczucie.

— A co mówi Twoje przeczucie co do Draco? Hej! Właściwie przecież możesz mi to powiedzieć, w formie przepowiedni, czyż nie? W końcu czujemy, intuicyjnie poznajemy przyszłość, i Ty na pewno to potrafisz, masz ze mną więź, więc możesz to zobaczyć. Możesz prawda?

— Mogę, ale jesteś pewna, że tego chcesz?

Byłam podekscytowana, pewnie, że chciałam to zobaczyć, oczywiście, że chciałam zobaczyć prawdziwą, wizję swojej przyszłości, jednak po chwili zastanowienia się, nie byłam już taka pewna; bo właściwie, co chciałam zobaczyć? Czy to, że będziemy znów razem, czy... A co jeśli nie będziemy...? Zawahałam się.

— Nie, masz rację, nie chcę... To byłoby dziwne.

— Nie chcesz, bo byłoby dziwne, czy może boisz się tego, co możesz zobaczyć?

— Obie odpowiedzi są poprawne — powiedziałam, chowając twarz w dłoniach.

— Cassie. Cassie, spójrz na mnie, hej.

Pogładził dłonią moje kolano. Podniosłam na niego wzrok.

— Obawy są normalne, ale w tym wypadku masz rację, podjęłaś słuszny wybór. Nie powinniśmy zaglądać we własną przyszłość, nigdy nie wiemy, na co możemy się natknąć. Może się okazać, że wcale nie takie były nasze nadzieje czy plany. Póki jesteśmy tu i teraz możemy zdziałać wszystko by nawet to zmienić.

— Zaraz... Słyszałam, że wizje Intuistów są pewne a wizje i przepowiednie wróżbiarzy subiektywne.

— To nie do końca tak, owszem nasze wizje są pewne, ale jeśli dotyczą ogółu, danej sytuacji, grupy, czy społeczności, ale nigdy nie, konkretnej osoby. Każdy, póki istnieje, może pokierować swoje życie tak, że wszystko się zmieni. Ma na nie realny wpływ, a co za tym idzie wpływ na swoją przyszłość. Wróżbiarze zaś przewidują ogólne wydarzenie, bez konkretów, żadnych hmm... Nazwisk czy dat, mogą się mylić. Ich margines błędu jest spory, ale za to zasięg ich przepowiedni jest nieograniczony, my widzimy najbliższą przyszłość rok do przodu.

— Czyli teoretycznie mogłeś przewidzieć nasze spotkanie?

— Teoretycznie tak, jednak ja nigdy nie spoglądałem we własną przyszłość, wolę jej nie znać. Żyję chwilą, nie potrzebuję luksusów i bogactwa. Niektórzy Intuiści spoglądali w swoją przyszłość, by poznać zwycięskie losy w loterii czy korzystne kursy na giełdzie, jednak z tego, co wiem, w kolejnych latach nie wyszło im to na dobre.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem.

— Wiesz, jestem zła. Nie, nie zła, wściekła. To nie pierwszy raz, gdy Draco mi nie zaufał, gdy mnie zranił. A z Pansy pokłóciłam się drugi raz tak poważnie, kiedyś także się pokłóciłyśmy, nie znała tak jak teraz wszystkich szczegółów i wzięła jego stronę, a ja uciekłam ze szkoły no, a później... No rozeszło się po kościach, wszyscy sobie wybaczyliśmy, ale teraz, nie wiem, co będzie. Draco jest inny, naprawdę dobry, ale...

Zaczęłam opowiadać o jego rodzinie, o tym, że mają inny pogląd na mugoli, na osoby półkrwi itd., nie wspominałam o tym, że popierali Czarnego Pana, ale sądziłam, że Sam to wyczuł.

—...Po prostu chcę powiedzieć, że jest w nim dobro, czuję je, on naprawdę potrafi być kochany, czarujący, ale nie zna tego, nie miał wzorców i... Zwykle maskuje się, chroni przed zranieniem, w jedyny możliwy znany sobie sposób, uprzedzającym atakiem. Woli pierwszy zaatakować niż pozwolić sobie na zranienie, nawet jeśli ono miałoby nie nastąpić, woli sam coś zrobić, co zniechęci drugą stronę, lub wyprowadzi ją z równowagi, jak mnie wczoraj.

— Tak, mały ja i Draco, mamy wiele wspólnego. Sophie długo nie mogła do mnie dotrzeć, sprawiałem jej masę problemów, robiłem wszystko, co najgorsze, by poznała mnie z tej złej strony, tylko czekałem aż mnie odtrąci, odda... Nie mogłem zrozumieć, że ona mnie akceptuje i kocha takim, jaki jestem, kocha mnie z moimi zaletami i wadami, słodką miną i upiornymi odzywkami. Kocha moje poczucie humoru, ale i akceptuje to, że gdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego i za co mnie kocha, ze złości podpaliłem całą szafę jej nowych szat. Pokochała mnie, nie za coś, nie pomimo czegoś, ale takim, jakim jestem. Często mówiła mi, że mnie kocha, ale w końcu przestała. Spytałem ją wtedy, czy już sobie odpuściła, czy jej przeszło i wtedy powiedziała mi, że dzieci bardziej niż słów „Kocham Cię" potrzebują mieć zupełną pewność, że są kochane przez tych, którzy im to mówią. Od tego czasu w drobnych gestach jak przytulanie, poranne ulubione kakao do śniadania, czy tabliczka czekolady z orzechami, (wyjął z kieszeni tabliczkę czekolady i podał mi) przed ciężkim dniem, były jej małymi wyrazami miłości do mnie. Wtedy dopiero nieco po czasie zrozumiałem, że mnie kocha, że jest moją mamą i co najważniejsze, że ja również ją kocham.

Samotna łza spłynęła mi po policzku, otarłam ją pospiesznie.

— Miała szczęście, że Cię znalazła, teraz ma w Tobie wielkie oparcie i pewnie jest z Ciebie bardzo dumna.

— Sądzę, że oboje mieliśmy szczęście, ja nawet większe. Nie wiem, co by było ze mną, gdyby nie ona. Sądzę, że skończyłbym w mugolskim szpitalu dla obłąkanych.

Przełamałam czekoladę i podzieliłam się nią z Samem.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz